„Wojna
królów”
to event, którego
nie ma za bardzo sensu czytać
bez znajomości
choćby
„X-men”
Brubakera, ale na szczęście
można
w nim znaleźć
dość
solidne streszczenie niezbędnych
wątków.
poza tym to po prostu kawal dobrego komiksu - dość
typowego
dla marvelowskich science
fiction dziejących
się
w kosmosie, ale udanego. Czy trzeba chcieć więcej?
O samym komiksie możemy przeczytać, że:
Gabriel
Summers, mutant znany jako Wulkan, podbił kosmiczne Imperium Shi’ar,
ogłosił się cesarzem i rozpoczął brutalną ekspansję. X-Men i
gwiezdni piraci ze Starjammers wszczęli przeciw niemu rebelię, ale
bratobójcza walka o tron wkrótce zblednie wobec zagrożenia, które
czai się w mrokach galaktyki. Tymczasem królewski ród Inhumans
prowadzi swój lud na poszukiwanie nowego domu po drugiej stronie
kosmosu. Ich wyprawa na pewno przykuje uwagę cesarza Wulkana…
Chociaż może się wydawać, że to idealna lektura, dla wielbicieli kinowych hitów Marvela - wcale tak nie jest. Owszem - znajdą tutaj coś dla siebie, ale niestety brak tu tego, za co cenimy na ten przykład Deadpoola - humoru. I nieco większych gwiazd, bo nawet X - Men jakoś giną w kosmicznym tłumie. Graficznie jest nieźle. Dość realistycznie, ale i prosto. Niestety, w większości przypadków przejaskrawiony kolor znacznie psuje efekt. Zamiast być mrocznie i epicko wypada to dość kiczowato. Dzieje się tu sporo, ale póki co, nic z tego nie wynika. Można to przeczytać, jako samodzielne dzieło, ale lepiej zaczekać na kolejny tom i zapoznać się z całością. Bo przy drugim tomie i tak trzeba wrócić do pierwszego, aby przypomnieć sobie, o co w tym wszystkim chodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz