czwartek, 28 listopada 2019

Droga przez mąkę, czyli literatura dla kucharek Łukasz Modelski




Łukasz Modelski to dziennikarz, który prowadzi w radiowej Dwójce audycję „Droga przez mąkę”. Rozmów jest już ponad setka, a wciąż powstają nowe.
Po siedmiu latach prowadzenia programu Modelski wybrał 50 najlepszych rozmów i z tego powstała nowa książka.

O samej publikacji możemy przeczytać że:
Co jada szatan u Bułhakowa? Jak gotuje Julian Barnes? Czy przy politycznych dysputach lepiej sprawdza się piwo smichovskie Jaroslava Haka, a może czerwone wino Rolanda Barthes'a?
Upodobania kulinarne tajnych agentów, zarówno u Iana Fleminga, jak i Umberto Eco, mogą zadziwić. Za to postacie Hrabala hołdują raczej tradycyjnym przysmakom.
Ernest Hemingway i Francis Scott Fitzgerald dzielą się pulardą z truflami, Charles Dickens je ostrygi od ulicznego sprzedawcy, a Miguel de Cervantes i Jan Potocki wspólnie podziwiają kastylijskie duszone mięso z warzywami.

To nie tylko rozmowy o literaturze, a ściślej o literatach. To także – można by rzec - historia literatury i kuchni w jednym. Mnie najbardziej przypadło do gustu to, że te ciekawe rozmowy zazwyczaj kończą się jakimś przepisem, który nie zawsze jest typowy, a przynajmniej dla mnie.
Kura na pół w żałobie, czy tort Sachera. Aż ślinka cieknie, czy jak autor to ujął żołądek ściska. Jak autor napisał we wstępie. Mimo że można tu znaleźć mnóstwo odniesień do kulinariów, z przepisami na czele, jednak wciąż są to przede wszystkim rozmowy z literatami o literatach. Lem, Verne, czy Białoszewski to tylko niektóre postacie tutaj wspomniane. Polecam wszystkim. Nie tylko tym którzy czekali na tą audycję, ale i tym którzy po prostu lubią ciekawe rozmowy, w których nie tylko słowo jest ważne. Strawa dla ducha i dla ciała, że pozwolę sobie tak to ująć. A przepisy wykorzystam!

taniaksiazka.pl

środa, 27 listopada 2019

Miasto luster Justin Cronin




Jak już pisałem.
Literatura postapokaliptyczna ma się-ostatnimi czasy-całkiem dobrze. Rozwija się prężnie i co jakiś czas jesteśmy raczeni kolejną pozycją z tego gatunku. A w skrócie, praktycznie w każdej chodzi o to samo. Grupka ludzi-po jakiejś niewyobrażalnej katastrofie-zmaga się z przeciwnościami losu, nie tylko z nieprzyjazną przyrodą, ale i z ludźmi, którzy pozbawieni podstaw cywilizacji sami sobie czynią największą krzywdę. A z tytułów do których warto zajrzeć - a opisujących wybraną apokalipsę - warte uwagi są „Bastion” Stephena Kinga,”Strażak” Joe Hilla, czy „Łabędzi śpiew”. Każdy znajdzie coś dla siebie. Są nawet pozycje w których następują wszelkie możliwe katastrofy, z inwazją zombie włącznie. W tym temacie trudno trafić na jakąś nowość, jednak książkę „Miasto luster”, można zaliczyć do tej kategorii. Jest to zwieńczenie słynnej trylogii. A w telewizji możemy śledzić serial na podstawie pierwszego tomu. Jeszcze go nie widziałem, jednak przeglądając opinie mam wrażenie że książka jednak zyskuje w porównaniu z ekranizacją. A wracając do trzeciego tomu.

O książce możemy dowiedzieć się że:
Dwunastu zostało pokonanych. Przerażające stulecie rządów ciemności dobiega wreszcie końca. Ci, którzy ocaleli, zaczynają budować nowe społeczeństwo. Ale w odległej martwej metropolii wciąż czai się Zero. Pierwszy. Ojciec Dwunastu. Dawniej był człowiekiem, teraz jest bestią, która płonie z nienawiści. Ogień jego wściekłości może zostać ugaszony tylko przez śmierć Amy – jedynej nadziei ludzkości, Dziewczyny Znikąd, która ma powstać przeciwko niemu. Siły światła i ciemności zetrą się po raz ostatni, a Amy i jej przyjaciele poznają wreszcie swoje przeznaczenie.



Podsumowując – chciałem zaznaczyć, że nie jest jakimś wielkim fanem powieści, z gatunku postapo, jednak i tutaj trafia się na pozycje które warto przeczytać. „Miasto Luster” – jest właśnie przykładem takiego dzieła. Ciekawie poprowadzone postaci, interesująca katastrofa – czegóż chcieć więcej? A dla szukających „głębi” w takich książkach – ciekawe wydać się może ukazanie ludzi, którzy zatracili niemalże swoje człowieczeństwo, musząc walczyć o każde dobro. Sam się zastanawiałem, czy człowiek postawiony w podobnej sytuacji od razu zamieni się w zwierzę – którym przecież jest? A zatem, nie przedłużając zbytnio. Jeśli jesteście miłośnikami powieści w rodzaju „Bastionu”, ta książka jest dla Was. Jeśli jednak nie, to i tak warto ją przeczytać. Być może chcecie poznać inne spojrzenie na – zdawałoby się oklepany – temat wampirów. Wampirów i nieśmiertelności jako cel, do którego ludzkość dąży. W sumie – zagłębiając się w lekturę wszystkich tych części – możemy uznać że się udało. A że istoty powstałe są trochę krwiożercze? A kto nie jest. Ci którzy przetrwali, nie zmieniając się w potwory, zapewne nie na taką przyszłość liczyli. Polecam całą trylogię.

taniaksiazka.pl

Korona z czarodrzewu Tad Williams

/REBIS/

Tad Williams to jeden z najpopularniejszych pisarzy. Tworzy przede wszystkim szeroko pojęta fantastykę, a dla mnie wielkim plusem jest to, że jego powieści to prawdziwe księgi. Nie tylko objętościowo, ale także przez porywające historie, które tylko on umie tak opowiedzieć. Wystarczy że wymienię jego cykl „Pamięć, Smutek i Cierń”, czy opowieści o Bobbym Dollarze. Ostatnio trafiłem na pierwszy tom nowego cykl, a zarazem kontynuację Pamięć ...” Nosi on tytuł „Korona z czarodrzewu”

O książce możemy przeczytać że:
Król Simon i królowa Miriamele dzierżą Wielkie Berło Osten Ard od trzech dziesięcioleci. Razem brali udział w wielu wojnach, żadna jednak nie była tak tragiczna jak ta, w której zwyciężyli we wczesnej młodości: wojna z nieumarłym Królem Burz i sprzymierzonymi z nim nieśmiertelnymi Nornami. Te lata nie minęły bez wyzwań i bólu. Para monarsza przeżyła wielką tragedię – utratę jedynego dziecka Johna Josui, teraz jednak zawisł nad nimi jeszcze poważniejszy kryzys. Najniebezpieczniejsza sojuszniczka Króla Burz, wiekowa władczyni Nornów, przebudziła się z długiego snu w głębi dalekiej Burzowej Góry. Jak cały jej lud, Utuk’ku dyszy żądzą zemsty na zwycięskich śmiertelnikach. Aby zwiększyć swoje szanse, chce odnaleźć koronę z czarodrzewu, której tajemnicy nie zna nikt poza samą Utuk’ku i jej najważniejszymi wodzami.Władców Osten Ard zaczynają prześladować zagrażające pokojowi siły, które powinny pozostać historią. Zło jednak nigdy nie umiera.

Fajnie wrócić do czegoś, o czym się myślało że to już koniec i że pozostają nam tylko powtórki. Spotykamy starych znajomych, uwikłamy się w liczne spory polityczne, ale poza tym nie wiemy zbyt wiele o tym, co bohaterowie zrobią z zagrożeniem. Być może kolejne tomy przedstawią nam więcej odpowiedzi na coraz liczniejsze pytania. Ten to raczej bardzo obszerny wstęp niż właściwa akcja. Zobaczymy. Polecam do przeczytania, jednak tych wieczorów będzie parę, bo księga ta to prawie 900 stron.

wtorek, 26 listopada 2019

Bruce Lee. Życie Matthew Polly



Ostatnio z ciekawości spojrzałem do Wikipedii, a konkretnie na biografię pewnej tajwańskiej aktorki. Najbardziej znana z tego, że w jej apartamencie zmarł Bruce Lee. Nie wiem, czy chciałbym być kojarzony z czymś takim. A sam Bruce Lee pozostając jednym z najbardziej znanych aktorów pochodzenia chińskiego na stałe wpisał się w kulturę nie tylko USA. Bo pomijając niedorzeczności związane z jego przedwczesną śmiercią, był to całkiem interesujący aktor i wcale nie mam na myśli tak zwanego kina kopanego. A chcąc bliżej poznać postać tego artysty kojarzonego przez większość z filmu „Wejście smoka”, sięgnąłem po nowość na naszym rynku wydawniczym. A jest to biografia wspomnianego przeze mnie aktora „Bruce Lee. Życie”.

O książce możemy przeczytać że:
Bruce Lee – Mały Smok, mistrz sztuk walki, legenda kina.

Pierwsza wiarygodna biografia gwiazdy Wejścia smoka. Oparta na ponad setce rozmów, ilustrowana nieznanymi fotografiami i rozwiązująca zagadkę tajemniczej śmierci.


W Hongkongu był dziecięcą gwiazdą kina, przywódcą szkolnego gangu chuliganów i mistrzem cza-czy.
Ciosem pięści wymierzonym z odległości jednego cala posyłał dorosłego mężczyznę na drugi koniec pokoju. Bruce Lee miał niezwykłe umiejętności i wdzięk przydatne w Hollywood – świecie, który postanowił podbić, choć nie było w nim ról dla Azjatów.
Trenował, przyjaźnił się i rywalizował z największymi gwiazdami tamtych lat.
Jak wyprowadzić kopniak z półobrotu uczyli się od niego Roman Polański, Steve McQueen i Chuck Norris. Stał się pomostem łączącym show-business z kulturą Dalekiego Wschodu.
Choć
jego karierę przerwała zaskakująca śmierć, której okoliczności zrodziły wiele teorii spiskowych, to elektryzująca kreacja w Wejściu smoka uczyniła Bruce’a Lee nieśmiertelnym.



Książka w ciekawy sposób pokazuje jak niepozorny chłopak stał się niekwestionowaną gwiazdą. Mylony często z kelnerem – jak możemy przeczytać w książce – choć jeden jego cios mógł powalić każdego. Legenda człowieka, który w rzeczywistości był … uroczy. W rzeczywistości, jego urok osobisty potrafił sprawić, że jedno z nim spotkanie wpływało niemal na życie tej osoby. Co do filmów zazwyczaj grał w filmach niezwyciężonego bohatera. Ma na koncie także ciekawy serial „Zielony Szerszeń” w którym spotyka się z samym Adamem Westem. Jego życie było krótkie, ale intensywne. Żył tak jak zawsze chciał, a zmarł z powodu typowego schorzenia jakim jest obrzęk mózgu. Nie w wyniku postrzału, jak często jest głoszone. Pewnie by uwiarygodnić klątwę nad rodem Lee, bowiem syn Bruce’a – Brandon – zginął przypadkowo postrzelony. Bruce Lee nie nakręcił w sumie zbyt dużo filmów, ale pamiętajmy - to jedyny bohater który pokonał Chucka Norrisa, a to coś znaczy…
W książce na naszą uwagę zasługują również fotografie – przeważnie czarno - białe.

taniaksiazka.pl

poniedziałek, 18 listopada 2019

Diabeł w maszynie Annna Kańtoch






/POWERGRAPH/

 „Diabeł w maszynie”, to zbiór opowiadań Anny Kańtoch. To już trzeci tom, a że poprzednie mi się spodobały, sięgnąłem i po ten Lubię kryminały, a opowiadania-w których intryga jest rozwiązywana znacznie prędzej niż w jakiejś grubej powieści- nawet bardziej przypadają mi do gustu. Księga zawiera pięć historii, które łączy postać głównego bohatera, jakim jest szlachcic i medyk Domenic Jordan. Bohater ten-oprócz zajmowania się sprawami związanymi ze swoim zawodem-jest swego rodzaju detektywem, który tropi sprawy niezwykłe i paranormalne. Jordan wykazuje się niezwykłą wrażliwością na zjawiska niezwykłe i jego osoba niejako przyciąga takie zdarzenia. Nie inaczej jest i tutaj.

O książce możemy przeczytać że:
Premierowy zbiór opowiadań niesamowitych, pełnych tajemnic, mrocznych kryminalnych zagadek i niezwykłych sytuacji rodem z horroru. I łącząca je postać Domenica Jordana – medyka, socjopaty, błyskotliwego detektywa, tropiciela magii i spraw nierozwiązanych. Nastrojowe intrygi i tajemnice przyprawiające o dreszcz grozy.

W zasadzie – mimo że opowiadania w tym tomie opisują inne historie niż poprzednio – łączy je jedno. To nie tylko główny bohater, który z zapałem rozwiązuje nietypowe sprawy, ale i świetna atmosfera miejsc w których przebywa. Jawi się jako ponura i pełna niebezpieczeństw, w której na każdym kroku czyha na niewinnego człowieka szereg nie tylko pokus, ale i zagrożeń, które mogą poważnie zranić, ale i pozbawić życia. Na szczęście Jordan z podziwu godną pasja potrafi rozwiązać nawet najdziwniejszą sprawę. Mam nadzieję że to nie ostatnie spotkanie. Polecam wszystkim.

Baśń o wężowym sercu Radek Rak






/POWERGRAPH/


Jak pisałem o poprzedniej powieści tego pisarza:
Baśnie i legendy mają to do siebie, że zawierają w sobie odrobinę odwiecznej prawdy i rządzą się swoimi odwiecznymi prawami. Każda z tych opowieści ma jakiś morał, wynikający z przebiegu danej sytuacji, dobrzy(zazwyczaj) są nagradzani, a źli karani, lub przynajmniej dostają jakąś nauczkę. Nie mogę się z tym nie zgodzić i uważam że kolejna książka tego pisarza to też swego rodzaju baśń – być może dla dorosłych – ale jednak baśń. I wcale nie kierowałem się w tym przypadku tytułem.

O książce „Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli” możemy przeczytać że:
Śledzimy losy młodego Kóby Szeli, wzrusza nas miłość, jaką obdarzyła go Żydówka Chana, czujemy razy pańskiego bata, przeżywamy zauroczenie zmysłową Malwą, wędrujemy przez krainę baśni, żeby zamieszkać we dworze i poczuć zapach krwi rabacji 1846 roku.

Kolejna cudowna opowieść! I znowu nie będzie interpretacji, tego co pisarz chciał nam powiedzieć. Świetnie napisana historia, w którym dobro zazwyczaj ma trudną drogę przed sobą aby zwyciężyć. To także nostalgia za czymś co już odeszło i nie wróci. Jeśli ktoś chce niech sobie interpretuje każde słowo w tej książce. Mnie zauroczyło samo opowiadanie . Znowu dałem się porwać jakiejś historii i mam nadzieję, że pisarz ma dla mnie jeszcze mnóstwo takich opowieści.

Amelia i Kuba. Kuba i Amelia. Godzina duchów Rafał Kosik







/POWERGRAPH/


Jak to już kiedyś pisałem cykl „Amelia i Kuba” Rafała Kosika to opowieści dla młodszego czytelnika, który – być może – chce poznać świat w którym niepodzielnie rządzą Felix, Net I Nika.
Cykl pisany jakby w przerwie FniN, doczekał już się paru tomów, a przede mną kolejny. Tym razem dwa tomy w jednym, pokazujące z dwóch perspektyw „Godzinę duchów”, w której biorą udział Amelia i Kuba i Kuba z Amelią.

Książka opowiada o dwójce dzieciaków którzy chcą rozwiązać zagadkę pewnej nawiedzonej budowli, a być może nawet uda im się złapać ducha. Jako że cykl ten rozgrywa się w świecie wspomnianych przeze mnie nastolatków, mamy tutaj liczne nawiązania do tamtych książek, z Instytutem Spraw Nadzwyczajnych na czele.

Jako że na ta samą sprawę dwie osoby patrzą zupełnie inaczej mamy tu okazję przekonać się jak na sprawę rzekomego nawiedzenia zapatruje się Amelia i Kuba. Zupełnie nowa perspektywa, a niby to samo zdarzenie. Ciekawie to wyszło, zważywszy na to że mamy niecodzienną okazję dowiedzieć się od razu co każdy z bohaterów sądzi. Bowiem to wydanie to dwie książki w jednej. Z „przodu” mamy punkt widzenia Kuby, a jak odwrócimy książkę na tak zwaną tylną okładkę odkrywamy że mamy oto nową opowieść tym razem z punktu widzenia Amelii.
A pomijając temat duchów, to kolejna historia, nie dość że ze sympatycznymi bohaterami, wciągającą akcją, to dodatkowo jest opowieść całkiem zabawna. Dla młodszych czytelników to cykl w sam raz, a i ja zbytnio się nie nudziłem. Czasem lubię przeczytać coś, co nie każe mi rozmyślać nad każdym słowem. Czego i Wam życzę.

Mapa dni Ransom Riggs

 


 /MEDIA RODZINA/
Swojego czasu, przeczytałem książkę"Osobliwy dom pani Peregrine". Opowieść o zatrzymanym w czasie domu, w którym wszystkie niezwykłe osoby mogły znaleźć schronienie przed szykanami świata zewnętrznego, bardzo mi się spodobała .Ekranizacja dzieła, w dodatku dokonana przez Tima Burtona-na tą wiadomość czekali miłośnicy powieści. Teraz przyszła pora na część czwartą a historia nabiera tempa, jeszcze większego niż poprzednio.

O książce możemy przeczytać że:
Bohaterowie, znani z kart poprzednich tomów oraz z filmu, ponownie przeżywają wiele niebezpiecznych przygód, walcząc z potworami i zjawami – tym razem we współczesnej Ameryce. Uporawszy się z zagrożeniem, które zawisło nad osobliwym światem, Jacob Portman wraca na Florydę. Towarzyszą mu pani Peregrine, Emma i osobliwi przyjaciele. Choć robią, co mogą, by się nie wyróżniać, wizyty na plaży i lekcje zwyczajności kończą się wraz z odkryciem podziemnego schronu, który niegdyś należał do dziadka Jacoba. Teraz gra toczy o najwyższą stawkę. Przed osobliwymi dziećmi pani Peregrine otwiera się nowa karta historii, pełnej cudów i niebezpieczeństw,

Mapa dni to nowe otwarcie kolejnej trylogii, ale zarazem także powrót do korzeni. Nie jest to lektura do końca spełniona, bo znamy już wszystkie triki autora, wciąż jednak pozostaje udana, nastrojowa i wciągająca. W sam raz dla młodzieży, która chciałaby zacząć swoją przygodę z mocniejszą nieco fantastyka na granicy horroru. Ten tom również wzbogacono licznymi, niezwykłym zdjęciami. A niektóre są kolorowe, co wcześniej miało miejsce rzadko, albo wcale.

Doktor Sen Stephen King




/Prószyński i s/ka/

"Lśnienie", to najlepsza książka Kinga, obok której nie można przejść obojętnie. Nie ważne co o tym sądzą domorośli krytycy. Pełnowymiarowi bohaterowie, wciągająca historia. Atmosfera pełna zagrożenia i niedopowiedzeń. Czy można chcieć więcej?

Dla tego, z tym większa obawą sięgnąłem po kontynuację tejże powieści, czyli "Doktor Sen". A dzieje się tu wiele. Dan, mimo, że obiecywał sobie, że jemu coś takiego nigdy się nie zdarzy, powoli popada w alkoholizm. Chociaż minęło wiele lat, nadal dręczą go koszmary związane z osławionym hotelem. Błąka się po Ameryce, próbując pomagać komu tylko może. Na swojej drodze spotyka jednak koszmar, który sprawi, że nie tylko jego życie będzie zagrożone. Stanie do walki, z Prawdziwym Węzłem. Pozornie nieszkodliwi staruszkowie, którzy okażą się największym wyzwaniem, z jakim przyjdzie mu się zmierzyć. Lśnienie znowu da o sobie znać.

Ufff! Co za historia! Nie rozumiem ludzi, którzy każdą dosłownie rzecz, muszą rozebrać na czynniki pierwsze. Nie wystarczy, że jest to znakomita opowieść, przy której spędza się miło czas? Ja jestem zadowolony. King jest tylko jeden. Co prawda, zdarzają mu się historie gorsze, lub słabsze, ale każda jest warta uwagi. Ta jest świetna, moim obiektywnym zdaniem.

Podsumowując, dla każdego fana Mistrza, pozycja obowiązkowa. Dodatkowo to wydanie oferuje nam filmową okładkę i twardą oprawę. Film w kinach a w roli głównej Ewan McGregor. Ale pamiętajcie - najpierw książka - potem możecie iść do kina.

Europa o świcie Dave Hutchinson








Dave Hutchinson, to pisarz urodzony w 1960 roku w Anglii. Przez wiele lat pracował jako dziennikarz, jednak po ukazaniu się serii”Pęknięta Europa” poświęcił się pisarstwu. Jak na razie to 4 powieści i zbiory opowiadań. Swoją serią zapoczątkował całkiem nowe spojrzenie na przyszłość Europy, a czytelnicy wprost rozpływają się w zachwytach. Nawet dla mnie pierwszy tom był doprawdy niezłą przygodą i z chęcią sięgam po kolejne tomy. Zwiedzaliśmy Kraków, angielskie pejzaże, teraz przyszła pora na Estonię.

O czwartym tomie „Europa o świcie” możemy przeczytać że:
W Tallinie Alice, młodsza pracowniczka szkockiej służby dyplomatycznej, zostaje wplątana w niezrozumiałą intrygę, rozciągającą się na dziesięciolecia. Na Morzu Egejskim młody uchodźca Benno porywa się na desperacką ucieczkę ku wolności i znajduje sobie nowe, niezwykłe życie. Na angielskich kanałach gromadzą się barki. Rudi, doświadczony coureur, po raz ostatni zostaje oderwany od restauracji, gdy wraz z Rupertem, swoim sojusznikiem, wyrusza w pościg za nieżyjącym człowiekiem.

Podsumowując. Kolejna zwariowana historia – która mimo tego że rozgrywa się w jakby znajomych miejscach – dzieje się zupełnie kiedy indziej. To świat w którym nawet statek pasażerski może stanowić niepodległe państwo. To szpiegowska intryga, w której przygody spotyka się na każdym kroku. Niesamowicie wciągnęła mnie ta opowieść. Może się mylę, ale zdaje się że to już ostatni tom cyklu. Trochę szkoda, nie mniej polecam wszystkim całość.

Na krawędzi otchłani Bernard Minier




Bernard Minier, to autor całkiem interesujących książek, z gatunku thrillera, kryminału, a może nawet dreszczowca. Jego prozę poznałem całkiem niedawno zaznajamiając się z jego powieścią"Paskudna historia". Tamta opowieść spodobała mi się i to bardzo.  Mam więc za sobą kolejną jego powieść „Noc”. Tym chętniej sięgnąłem po kolejny utwór w jego dorobku. Tym razem jest to „Na krawędzi otchłani”.

O książce możemy przeczytać że:
Moira, młoda Francuzka, ekspert w dziedzinie sztucznej inteligencji, podejmuje pracę w Hongkongu. Jej nowa firma to chiński wiodący producent nowych technologii. Praca nad prototypem wirtualnego opiekuna o wiele mówiącej nazwie Deus to dla niej życiowa szansa. Moira dość szybko orientuje się, że firma kryje wiele sekretów, i to nie tylko związanych z ochroną nowych rozwiązań technologicznych .Wśród jej pracowników mnożą się morderstwa, samobójstwa i wypadki. Moira czuje się śledzona i obserwowana. Wkrótce dziewczyna uświadamia sobie, że prawda, która czeka na nią u kresu nocy, jest bardziej przerażająca niż najgorszy z sennych koszmarów.


Świetna powieść, którą przeczytałem w jeden dzień. Niezwykle wciągająca opowieść, niosąca nam ostrzeżenie co stanie się gdy zbytnio zaufamy sztucznej inteligencji, czy też zaawansowanej technologii. Jak sam pisarz mówi powieść ta nie dzieje się w przyszłości ale dziś. Polecam wszystkim wielbicielom nowinek technologicznych. Wychodzi na to, że nie wszystko co ma nam służyć, czy  ułatwiać nam życie zasługuje na nasze zaufanie. Przekonajcie się sami.

czwartek, 14 listopada 2019

O kawałek sznurka i inne historie z roku 1956 Carl Barks



Carl Barks, to amerykański grafik, scenarzysta i animator. Najbardziej znany ze swoich disneyowskich komiksów ukazujących losy chociażby Sknerusa McKwacza, którego był twórcą. Był także „założycielem Kaczogrodu”, czy organizacji Młodych Skaytów, do której należeli – jak pamiętamy siostrzeńcy Kaczora Donalda. Jest także „ojcem” Diodaka, czy Gogusia Kwabotyna. I wielu innych. Sam Eisner nazwał go Andersenem komiksów i coś w tym jest.
Nakładem wydawnictwa Egmont Polska ukazuje się kolekcja klasycznych komiksów KACZOGRÓD, napisanych i zilustrowanych przez Barksa w latach 1943 – 1972. Co ważne, będą się ukazywać chronologicznie. I właśnie dzięki tej chronologii mam przed sobą tytuł „O kawałek sznurka”. I są to opowieści z 1956 roku.

A o czym opowiada ten tom?
W tytułowej historii McKwacz spotyka po raz pierwszy! swojego rywala o miano najbogatszego kaczora świata - Granita Forsanta. W kolejnej Sknerus bada sprawę trzęsień ziemi i odkrywa że przyczyny są zupełnie inne niż można by się spodziewać. Inna zaś opowiada zwariowaną historię w której Mckwacz kontaktuje się ze swoim wcześniejszym wcieleniem, w nadziei że to pomoże mu pomnożyć i tak niewyobrażalną fortunę. Jednak nie wszystkie historie dotyczą naszego trylionera. To także Kaczor Donald i jego zupełnie odjechane pomysły. W tym hodowla łososi, czy łapanie wieloryba.

Historie te to nie tylko wielostronicowe opowieści, ale i całkiem krótkie. Większość ukazuje się u nas po raz pierwszy, a dodatkowy smaczek to obszerne wyjaśnienia poszczególnych tekstów.  Wolframik w tym zbiorczy wydaniu zalicza swój debiut, a jak wiadomo - to jedna z ulubionych postaci z uniwersum Kaczogrodu. Rysunki w tych komiksach to osobna opowieść. Czytając i oglądając, odkrywamy detale, które przy samym tekście zapewne by nam umknęły. To w tej serii jest najlepsze. Dlatego. Polecam całą serię. Kaczki i ferajna Carla Barksa na stałe wpisały się w krajobraz komiksu, ale nie tylko.

Superman Action Comics. Niewidzialna mafia. Tom 1 Brian Michael Bendis, Ryan Sook i inni...

 


Superman (jego alter ego – Clark Kent, urodzony jako Kal-El)  narodził się w czerwcu 1938 roku na łamach magazynu Action Comics. Przesłany na Ziemię przez swych rodziców, którzy chcieli go w ten sposób ocalić od zagłady, dorastał jako zupełnie normalny chłopak, powoli odkrywając swoje zdolności. A jest ich naprawdę wiele. Jako Superman umie latać, podnosi niesamowite ciężary, przenika wzrokiem ściany i o wiele więcej. Jako reporter Daily Planet, jest znakomitym dziennikarzem. Słabości ma niewiele, jak chociażby kontakt z kryptonitem, czyni go bardziej „ludzkim”.. Bohatera tego powołał do życia Jerry Siegel i kilkoro innych twórców. Wzorowali się oni na paru osobach z życia publicznego, a także na swojej pracy w redakcji pewnej gazety. Bohater ten przeszedł tyle metamorfoz, że brakło by miejsca żeby to opisać, choć zapewne ktoś to już zrobił. A w moje ręce trafił kolejny tom, który stanowi otwarcie jakby nowego cyklu. Cykl wydaje Egmont Polska. A pierwsza część to „Niewidzialna mafia”.

O komiksie możemy przeczytać że:
Superman to największy superbohater na świecie. Clark Kent to jeden z najlepszych reporterów śledczych „Daily Planet”. Lecz gdy na ulicach Metropolis powstaje nowe zagrożenie, żaden z nich nie potrafi go dostrzec... Półświatek przestępczy opanowała potężna istota zwana Red Cloud, a Człowiek ze Stali nigdy nie stawił czoła czemuś podobnemu. Myśli Supermana zaprząta praca nad artykułem oraz nieobecność Lois Lane i Jonathana, dlatego jest on łatwym celem dla tajemniczego nowego łotra! Czy Człowiek Jutra jest w stanie powstrzymać to, co czeka jego rodzinę i miasto?




Może i Bendis nie tworzy wybitnego komiksu, bo wszystko co widzimy na stronach albumu dawno już było u innych twórców, ale wciąż to bardzo dobry komiks. Czego można się było spodziewać. A artysta tego pokroju, co on, nigdy nie zwodzi, a to, jak zapowiadają się kolejne tomy, każe przypuszczać, że będzie tylko jeszcze lepiej. Jak głoszą reklamy to zupełnie świeże spojrzenie na Ostatniego Syna Kryptonu. Przekonajcie się sami, mnie się podobało, zapewne sięgnę po kolejne części.
Miłośnicy gry „Pojedynek superbohaterów” mogą być przygotowani na nie lada niespodziankę – dostaną kartę z Marsjańskim łowcą ludzi.

Ex Machina. Tom 5 Brian K. Vaughan


Vertigo, to-jeśli wierzyć Wikipedii imprint DC Comics, specjalizujący się w wydawaniu komiksów dla dorosłych, utrzymywanych najczęściej w konwencji science fiction, fantasy, czy horroru. Najsłynniejsze serie wydawane, pod tym szyldem, to-oprócz  "Kaznodziei", "Sandman”, czy „Saga o potworze z bagien”.
Pozostając w temacie Vertigo – właśnie jestem po lekturze piątego tomu cyklu „Ex -Machina”, który ukazuje się nakładem wydawnictwa Egmont Polska.

A jest to opowieść o pewnym człowieku, który – po pewnym dziwnym wypadku – zaczyna dosłownie słyszeć wszelkie urządzenia mechaniczne i prawie zawsze może im wydawać polecenia. Tym samym świat zyskał nowego superbohatera. Jednak po pewnym czasie Mitchell ujawnia swoją tożsamość, a startując w wyborach na burmistrza Nowego Jorku wygrywa z miażdżącą przewagą.



A co możemy dowiedzieć się z piątej części?
Mitchell Hundred jest burmistrzem Nowego Jorku, ma również ambicje prezydenckie, kiedyś jednak był superbohaterem znanym jako Potężna Machina. Chociaż polityk od kilku lat stara się pomagać mieszkańcom metropolii w oficjalny sposób, jego tajemnicza przeszłość właśnie teraz daje o sobie znać. Mitchell dowiaduje się wstrząsającej prawdy o źródle, z którego pochodzą jego moce, a potężne siły planują wykorzystać go w swoich planach dotyczących całego świata.

To już niestety ostatni tom serii. W końcu dowiadujemy się wszystkiego. Opowieść się kończy, wątki się zamykają. Bardzo mi szkoda, bowiem ten cykl stał się jednym z moich ulubionych. Jedno z nielicznych dzieł w którym liczne retrospekcje nie sprawiały mi aż takiego „bólu”, jak w innych publikacjach. Przeciwnie – wiele wnosiły do tego czego dowiadywałem się o świecie bohatera i o nim samym. Seria nie dla wszystkich – owszem – bo to mocno polityczny komiks, jednak na pewno wart poznania. Polecam całą serię.

Córka Wercyngetoryksa Jean-Yves Ferri, Didier Conrad



To już 60 lat jak duet Gallów którzy stawiają czoła Cezarowi bawi kolejne pokolenia czytelników.
Szalone przygody tych wojaków na stałe wpisały się w kulturę nie tylko Francji, czego przykładem popularność tych postaci na całym niemal świecie. Komiksy te stworzył znakomity duet Uderzo i Goscinny. Po śmierci Rene scenariusze tworzyli inni twórcy. I taki właśnie album, który nie wyszedł spod skrzydeł słynnego duetu miałem okazję przeczytać. Jest to dzieło „Córka Wercyngetoryksa”.

Asteriks i Obeliks powracają w zupełnie nowej przygodzie! Oto czwarty album stworzony przez francuski duet – scenarzystę Jean-Yvesa Ferriego i rysownika Didiera Conrada. Pod osłoną nocy do wioski niezłomnych Galów przybywa tajemnicza młoda dziewczyna w towarzystwie dwóch wodzów Arwernów. Ich pojawienie się wzbudza wielkie poruszenie mieszkańców, bowiem tytułowa bohaterka Adrenalina to nie byle kto, to córka wielkiego wodza Galii – Wercyngetoryksa! 
W Alezji, tuż przed poddaniem się Cezarowi, Wercyngetoryks przekazał córce swój torkwes i poprosił, aby zawsze stawiała opór w jego imieniu i by zawsze pozostała wolna. Od tamtej pory dziewczyna jest ścigana przez Rzymian, którzy chcą odebrać jej naszyjnik i zrobić z niej porządną Rzymiankę. Galia nie jest już bezpieczna, wodzowie chcą zabrać Adrenalinę do Brytanii, jednak do czasu przypłynięcia statku ma zostać w galijskiej wiosce pod opieką Asteriksa i Obeliksa. Zadanie wydaje się proste, ale czy na pewno? Czy nasi dzielni bohaterowie dadzą sobie radę z dorastającą, pełną energii nastolatką?... Może to być dla nich nie lada wyzwanie!

Kolejne zwariowane przygody naszych przyjaciół – tym razem stworzone przez kogoś innego. Ale jeżeli chcemy zauważyć różnicę, to jej nie zauważymy. Przynajmniej ja nie znalazłem. A sama historia jest dosyć ciekawa i fajnie przedstawia stereotypy nastolatków i ich bunt przeciw wszystkim. Spodobało mi się bardzo to jak przedstawiono sceny w których wspomina się się ojca Adrenaliny. Jako że jego imię rzadko jest wymawiane, z różnych powodów – gdy tylko zostaje wypowiedziane „w dymku” zrobiono to mniejszą czcionką. Tak że i bez dźwięku wiemy co zostało powiedziane szeptem. Zachęcam do lektury.



Człowiek z Waszyngtonu Laurent Gerra, Achdé

 
Od 1946 roku Lucky Luke, wraz ze swym rumakiem i głupkowatym psem, bawi kolejne pokolenia czytelników. Nie tylko tym młodych, ale i starszych. Powstało również mnóstwo adaptacji filmowych, ale także serial fabularny z niezrównanym Hillem w roli głównej, czy też kinowy film z Jeanem Dujardinem w roli rewolwerowca. Od 1962 roku, komiks został udostępniony polskim wielbicielom i od tego czasu na stałe zagościł w naszej pamięci. A wznowienia, jak i nowe przygody naszego rewolwerowca wydaje EgmontPolska. Kolejny tom to „Człowiek z Waszyngtonu”.

Pojedynek Lucky Luke’a z Billym Kidem zostaje przerwany, bo Samotny Kowboj dostaje pilne wezwanie do Waszyngtonu. Senatorowie proszą go o eskortowanie Rutherforda Hayesa, kandydata na prezydenta, podczas trasy wyborczej po Dzikim Zachodzie. Pan Hayes rzeczywiście potrzebuje ochrony, bo na jego życie czyha morderca wynajęty przez kontrkandydata do fotela prezydenckiego. Na szczęście Luke nie bez przyczyny jest nazywany człowiekiem, który strzela szybciej od własnego cienia. Czy jednak pan Hayes zdoła bezpiecznie wrócić do Waszyngtonu? I czy Billy Kid będzie cierpliwie czekał, aż nasz bohater znajdzie czas na dokończenie pojedynku?



Podsumowując. Kolejna zwariowana przygoda Luke’a. Tym razem mamy wstęp do samej elity Waszyngtonu, bowiem pan Hayes zostanie dziewiętnastym prezydentem USA. Tym samym mamy okazję nie tylko oglądać Samotnego Rewolwerowca, ale i śledzić kampanię prezydencką, co w tamtym czasach nie było takie proste jak teraz. Z przymrużeniem oka – oczywiście, niemniej wszystko jest pokazane znakomicie. Tym bardziej zachęcam do lektury.

Staruszek Logan. Ostatni ronin. Tom 4 Jeff Lemire, Andrea Sorrentino

 

Wolverine  „narodził się” w 1974 roku, chociaż data jego urodzin to końcówka XIX wieku. Takie zagmatwanie, to tylko w komiksach. Wolverine jest mutantem, którego cechuje zdolność szybkiej regeneracji uszkodzonych tkanek ciała i kostne pazury chowane w przedramionach obu rąk (później jego szkielet i szpony zostały zespolone z adamantium). A adamantium, to z kolei materiał praktycznie niezniszczalny, wymyślony aby wytłumaczyć niektóre niezwykłe cechy bohaterów ze stajni Marvela. Ale to na marginesie. A wracając do naszego bohatera, którego możemy nazywać również Rosomakiem, a także Loganem – trzeba także wspomnieć, że należy on, albo należał do X- Menów. Czyli bandy mutantów, która myślała że jest lepsza od innych. Jak nie lubię komiksów, to xmeni doprowadzają mnie do białej gorączki. Być może to zasługa doskonałości tego dzieła? Raczej wątpię. A sam Wolverine należy do grupy moich ulubionych bohaterów z Kapitanem Ameryką i Spider – Menem na czele. Ostatnio przeczytałem czwarty już tom cyklu „Staruszek Logan”, a nosi on tytuł „Ostatni Ronin”.

O komiksie możemy przeczytać że:
Odkąd otrzymał drugą szansę, Logan zrobi wszystko, by zapobiec nadejściu strasznej przyszłości, z której przybył do naszych czasów. Tym razem weźmie na cel Lady Deathstrike – starą znajomą odpowiedzialną za masakrę w miasteczku Killhorn Falls. Podążając jej tropem, dotrze aż do Japonii. Tam okaże się, że przeszłość i przyszłość splatają się ciaśniej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać… Zachęcam do lektury.

Scenariusz do tego tomu napisał Jeff Lemire – który jak wiemy – jest twórcą Łasucha, a przynajmniej dla mnie to jego dzieło jest najsłynniejsze, bo je lubię. Co do samego Ronina. Jest to typowy akcyjniak z laniem po mordach, wyścigami, zabijaniu i co tam jeszcze chcecie. A sam Rosomak – mimo swoich słusznych już lat daje radę. Nie bez przyczyny to jeden z moich ulubionych bohaterów.A rysunki  , są one dosyć realistyczne. Miejscami przypominają zdjęcia. Kreska autora jest niekiedy zbyt delikatna, ale rysunki i tak nieźle ilustrują całość. Polecam także ten tom.

W górę Missisipi René Goscinny, Morris



Morris stworzył postać rewolwerowca, który będąc szybszym w strzelaniu od swojego cienia, z miejsca zyskał miliony fanów na całym świecie. Nie mała w tym zasługa stereotypowego opisania Dzikiego Zachodu, zwariowanych bohaterów i wszechobecny humor sytuacyjny. Pies Bzik, czy bracia Daltonowie na stałe wpisali się w popkulturę. Po śmierci twórcy misja rozśmieszania kolejnych czytelników jest nadal kontynuowana.
Ale to tylko słowo pisane. Należy także wspomnieć o licznych serialach, oraz filmach – nie tylko animowanych. Wydawnictwo Egmont co jakiś czas wznawia albumy, albo publikuje takie, które u nas nigdy się nie ukazały. Ja trafiłem na taki, którego nie znam, a nosi on tytuł „W góręMissisipi”. I jest to komiks stworzony jeszcze przez niezapomniany duet Morrisa i Goscinnego.

O komiksie możemy przeczytać że:
Samotny Kowboj razem ze swoim przyjacielem Jolly Jumperem muszą na jakiś czas opuścić prerie i kaniony, żeby wziąć udział w wyścigu po Missisipi i ochronić statek parowy, który ma bezpiecznie przepłynąć najbardziej kapryśną rzekę świata. Przy okazji najszybszy rewolwerowiec walczy z opryszkami próbującymi opóźnić tę podróż, a czasem nawet wysadzić statek. Czy Lucky Luke’owi spodoba się życie pośród fal i żeglowanie od portu do portu?




Podsumowując.
Doskonała zabawa zapewniona. Tym razem możemy się poczuć jak Mark Twain przemierzając z naszym rewolwerowcem Missisipi. Świetny humor, przerysowany Dziki Zachód, bohaterowie których się nie zapomina. Zwłaszcza że pod pozorem lekkiej historyjki autorzy przemycają nie raz przypowieści o ludzkich słabościach ale nie tylko. Często też bohaterowie drugoplanowi to znane postaci historyczne takie jak choćby Calamity Jane. To trzeba znać. Polecam całą serię.

Yakari i grizli Job&Derib







Andre Jobin – znany jako Job, to słynny twórca komiksów, założyciel pisma dla dzieci. Od 1973 roku stworzył kilkadziesiąt tomów przygód małego Indianina. W 2016 roku napisał swoją ostatnią historię o Yakarim. Ale seria nadal jest kontynuowana. Wydawnictwo Egmont postanowiło wznowić klasyczne już przygody młodego Siuksa. A to już 5 tom jego przygód. A nosi on tytuł „Yakari i grizli”.

O komiksie możemy przeczytać że:
Pewnej nocy do wioski Siuksów przybywa stary bóbr, aby zawiadomić Yakariego, że zaginęli rodzice małego szopa pracza. Chłopiec i jego ukochany koń Mały Piorun wyruszają na poszukiwania w dzikie góry. Po drodze dowiadują się, że w okolicy zniknęło wiele innych małych zwierząt. Wtedy zaczynają rozumieć, że w górach kryje się coś tajemniczego i niebezpiecznego. Wreszcie odkrywają sekret porwań, lecz nie mają pojęcia, jak zaradzić straszliwej sytuacji. Na szczęście pojawia się Wielki Orzeł – dzięki jego radzie Yakari układa sprytny plan, dzięki któremu zwierzątka będą mogły wrócić do domu!



Kolejna przygoda za mną i myślę że te 40 tomów, to jest coś co warto przeczytać. Zwłaszcza młodsi czytelnicy powinni z zainteresowaniem śledzić kolejne przygody małego Indianina, który dodatkowo porozumiewa się ze zwierzętami i stara się im pomóc we wszelkich kłopotach. Tym razem możemy zwrócić uwagę na motyw wykorzystywania słabszych przez silniejszych, Jednak na szczęście wszystko kończy się wręcz cukierkowo. W końcu to seria dla dzieci. Ale mimo tego ogląda się to całkiem przyjemnie. Dlatego polecam.

wtorek, 12 listopada 2019

Tancerz Stefan Türschmid






/ Fundacja Lethe / Animi2, Instytut Literatury/


ostałem ostatnio do przeczytania książkę, o której mam wyrazić jakąś obiektywną opinię. Jak wiadomo opinie są różne, jak różne są publikacje wydawane praktycznie każdego dnia. Staram się oceniać to co przeczytam pod kątem tego jak odebrałem daną powieść, czy inny gatunek literacki.
Książka o której pisze to „Tancerz”.

O publikacji możemy przeczytać że:
Nowy Jork, 22 listopada 1954 roku. Umiera Andriej Januariewicz Wyszynski. Niegdyś inkwizytor Stalina, od 1953 roku na „zsyłce” w USA, gdzie pełni funkcję ambasadora Związku Radzieckiego przy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Podzielony żelazną kurtyną świat jednoczy się w żałobie nad trumną stalinowskiego oprawcy, wystawioną w asyście warty honorowej w głównym hallu budynku ONZ. Tylko nieliczni znają sekret ostatnich wieczorów Wyszynskiego, spędzonych w towarzystwie dziennikarza Jurija Sizowa i jego młodej asystentki...

Jest to tak zwana alternatywna wersja historii. Bowiem tutaj sprawca musi stawić czoło swoim zbrodniom. Historyczne tło zmieszane z zupełnie wymyślonym. Sizow to dziennikarz, który śledzi – można by rzec losy Wyszynskiego. Potem dowiadujemy się kim naprawdę był dziennikarz. Nie uważam się za znawcę, ale myślę, że i to dzieło można polecić. Skłania czytelnika do przemyśleń o ogromie zbrodni stalinowskich, oraz że często osoby odpowiedzialne za największe okrucieństwo pozostają bezkarne. Na szczęście możemy całkiem sprawnie „wymyślić” co by było gdyby zbrodnia została ukarana, albo tylko wyszła na jaw. Na uwagę zasługuje także indeks osób historycznych, które przewijają się przez tę książkę, oraz całkiem interesujące posłowie.
Książka ta jest wydana w koedycji Instytutu Literatury i wydawnictwa Animi2 oraz, należy ona do Serii Literackiej "Nowego Napisu".

środa, 6 listopada 2019

Harry Potter i Czara Ognia (wydanie ilustrowane) J. K. Rowling


/MEDIA RODZINA/

Harry Potter – Chłopiec który Przeżył. Minęło już paręnaście lat od premiery pierwszego tomu, a potteromania wciąż trwa. Powstały filmy, książki nawiązujący do fantastycznych stworzeń spotykanych na kartach powieści i o wiele więcej. Niedawno ukazał się 4 tom wydania, w którym oprócz tekstu olbrzymią rolę pełnią ilustracje. Ukazała się właśnie „Czara Ognia”.

O książce możemy przeczytać że:
W tym roku w Hogwarcie odbędzie się Turniej Trójmagiczny, międzynarodowy konkurs umiejętności czarodziejskich, na który przybędą uczniowie z Bułgarii i Francji. Zgodnie z prastarymi regułami w turnieju uczestniczyć ma trzech uczniów - reprezentantów każdej ze szkół, wybranych przez Czarę Ognia. W tajemniczych i niewyjaśnionych okolicznościach wybranych zostaje czterech. Co z tego wyniknie dla Harry’ego i jego przyjaciół?



Długo wyczekiwane wydanie z genialnymi ilustracjami Jima Kaya. W tym tomie jest ich ponad 115, a dodatkowo są to obrazy w dużym formacie, co dodatkowo uprzyjemnia oglądanie ich. „Czara Ognia”, to według niektórych najlepsza część HP. Dzięki ilustracjom Kaya stała się jeszcze lepsza, mroczniejsza, a zarazem bardziej magiczna. Ilustracje te oddają zagrożenie podążające za bohaterami, ale nie tylko. Jeśli potteromania jest jeszcze za wami warto sięgnąć po tomy w dużym formacie z ilustracjami. To przygoda która nabiera głębi. Polecam wszystkim.

Nasi przyjaciele z Frolixa 8 Philip K. Dick






/REBIS/

Philip K. Dick – tego pisarza nikomu przedstawiać nie trzeba, a zwłaszcza tym, którzy cenią sobie jego prozę i ciągle odkrywają w niej coś nowego. Tym razem przyszła pora na „Nasi przyjaciele z Frolixa 8”.

O książce przeczytać możemy że:
Willis Gram jest despotycznym oligarchą w świecie rządzonym przez zmutowanych jajogłowych. Nick Appleton to uległy robotnik, którego życie jest serią niekończących się frustracji. Do czasu, gdy obaj zakochują się w Charlotte Boyer, przebojowej kolporterce wywrotowej literatury. Wydaje się, że Nick ze swoją świeżo nabytą śmiałością nie wyjdzie z tych konkurów żywy, sprawy jednak przybierają nieoczekiwany obrót. Zaginiony przed laty przywódca rebeliantów wraca z międzygalaktycznej odysei z dziewięćdziesięciotonowym ładunkiem protoplazmy gotowej zaprowadzić nowy ład na Ziemi…

I znowu. Pod pozorem całkiem zwyczajnej antyutopii Dick serwuje nam odpowiedź na pytanie o dążenie ludzkości. Czy będzie to zagłada, czy nowy ład? Zazwyczaj wychodzi na to że jednak się unicestwimy, a jeśli jednak stworzymy „doskonałe” społeczeństwo będzie to tylko przykrywka dla czegoś gorszego. W tej powieści pisarz ten wykazał się też sporym poczuciem humoru, a to w jego historiach rzadkość. Większość jest pesymistyczna i nie dająca zbytniej nadziei na lepszą przyszłość. Dlatego polecam nie tylko tą powieść, ale i wszystkie inne tego pisarza. Zwłaszcza że Rebis wydaje je doskonale, wzbogacając je genialnymi rysunkami Wojciecha Siudmaka.

Mr. Breakfast Jonathan Carroll






/REBIS/

Jonathan Carroll, to Amerykanin, który od lat mieszka i tworzy w Wiedniu. Jest autorem takich książek jak „Zaślubiny patyków”, „Dziecko na niebie”, „Kości Księżyca” i o wiele więcej. To jeden z tych pisarzy których kolejne dzieła biorę bez zastanowienia, gdyż wiem że na pewno to będzie coś co na pewno warto przeczytać. Nie inaczej jest i teraz. Najnowsze działo nosi tytuł „Mr. Breakfest”.

O książce możemy przeczytać, że:
Niespełniony komik Graham Patterson przejeżdża przez zapyziałe miasteczko w Karolinie Północnej, gdy nagle psuje mu się samochód. Zmuszony czekać dwa dni na naprawę, zachodzi do salonu tajemniczej tatuażystki. Zachwycony jej kunsztem, postanawia zrobić sobie tatuaż, który „najmniej mu się podoba”. Nie ma pojęcia, że tym samym zyskał moc przemieszczania się między równoległymi rzeczywistościami. Od tej pory życie Grahama Pattersona rozszczepia się na trzy splatające się wersje jego biografii. Kłopot w tym, że wersje te zaczynają się z sobą mieszać…

I znowu miałem okazję przekonać się że Carroll potrafi pod pozornie lekką formą ukryć tak wiele znaczeń. Każdy widzi inaczej jego prozę. Wielokrotnie rozmawiałem z czytelnikami jego powieści i zawsze zadziwiało mnie jak różne interpretacje potrafili wyciągnąć po lekturze którejś z jego powieści. Nie inaczej pewnie jest i tutaj. Zachęcam więc do lektury. Carroll to jeden z moich ulubionych pisarzy i takim pozostanie nadal.

poniedziałek, 4 listopada 2019

Upadek Gondolinu J. J. R. Tolkien




 /PRÓSZYŃSKI I S-KA/
Tolkien – pisarz legenda, na którego dziełach wychowało się kilka pokoleń czytelników. Mimo że od jego śmierci minęło blisko 40 lat, to nadal jego proza ma to coś, co każe nam sięgać po nią ciągle i ciągle. Przynajmniej tak jest w moim przypadku. To autor „Władcy Pierścieni”, „Hobbita”, czy nie mniej słynnego „Silmarillionu”. Jego spuściznę od lat wydaje syn autora Christopher, który zapowiedział że „Upadek Gondolinu” to jedno z ostatnich dzieł jego ojca jakie się ukażą. Trochę szkoda, zważywszy na to że polski wydawca nie rozpieszcza nas tak bardzo jak np. brytyjski. Ale nie można mieć wszystkiego.

O książce możemy przeczytać że:
"Upadek Gondolinu" jest dla miłośników twórczości Tolkiena najprawdziwszym Świętym Graalem. Przedstawiona w niej historia rozgrywa się tysiące lat przed wydarzeniami opisanymi we Władcy Pierścieni i opisuje losy elfickiego królestwa Gondolin, obleganego przez armię Morgotha. Powieść powstała najprawdopodobniej na początku 1917 roku w Great Haywood w Staffordshire w czasie rekonwalescencji Tolkiena po bitwie nad Sommą. W swoich pamiętnikach pisał, że "Upadek Gondolinu" był "pierwszą prawdziwą opowieścią" o Śródziemiu. To w niej po raz pierwszy pojawili się orkowie, smoki i Barlogowie. Wydanie zawiera różne wersje tekstu, a także opracowanie przedstawiające kontekst i odwołania do innych dzieł Tolkiena.
Rękopis powieści został odnaleziony w pozostawionym przez pisarza archiwum.

Podsumowując, „Upadek Gondolinu” to opowieść patetyczna, nieco biblijna bym rzekł. Ale to wciąż ten sam Tolkien, którego miliony czytelników pokochały. Bardziej „Silmarillionowy”, niż ten, którego znamy choćby z „Władcy Pierścieni”, trochę chaotyczny ze względu na różnorodność form i styli, ale wciąż warty przeczytania, jeśli jesteście fanami prozy angielskiego mistrza fantasy.
Że nie wspomnę tutaj o genialnych ilustracjach Alana Lee, który jak nikt inny potrafi oddać magię Śródziemia. Dla samych obrazów warto, a to przecież Tolkien. Polecam uwadze.

Dotąd dobrze Ursula K. Le Guin






 /PRÓSZYŃSKI I S-KA/

Ursula Le Guin, to jedna z najlepszych pisarek z szeroko pojętej fantastyki, a nawet najlepsza. Jej książki pod przykrywką jakichś niesamowitych wydarzeń przemycają prawdy o świecie i o nas samych. Wystarczy tu wspomnieć „Wracać wciąż do domu”, czy „Sześć światów Hain”. Niestety autorka zmarła w 2018 roku, ale jej dzieła pozostały. Do moich rąk trafiła nietypowa jej pozycja – nietypowa być może dla mnie. Jest to tom wierszy „Dotąd dobrze”.

O książce możemy przeczytać że:
Legendarną Ursulę K. Le Guin miliony czytelników znają jako autorkę niezwykłych powieści science-fiction, ale jej dorobek obejmuje znacznie więcej gatunków literackich. Szczególne miejsce zajmuje w jej twórczości poezja, którą Le Guin pisała całe życie.
Ten ostatni zbiór wierszy ukończyła tuż przed swoją śmiercią w 2018 roku. W "Dotąd dobrze" bezkompromisowo mierzy się ze śmiertelnością, pełna zdumienia dla tajemnicy, która się za nią kryje. Przesiąknięta naturalnym pięknem północno-zachodniego Wybrzeża, gdzie echo niesie melodię dziecięcych piosenek i mitów, ostatnia książka Le Guin jest ukoronowaniem jej długiej i bujnej kariery pisarskiej.

Krótko podsumowując. Pisarka tworzyła dzieła, które na długo zapadają w pamięć. Nie inaczej jest tutaj. Długo będziecie pod wrażeniem tych krótkich form. Podobno ta książka to ukoronowanie kariery pisarskiej Le Guin. Przekonajcie się sami.

Na uwagę zasługuje także wydanie w twardej okładce, oraz to że utwory są dwujęzyczne. Angielska wersja po lewo, polska na prawo. Jakby ktoś nie wiedział...

Szóste piętro Alex Sinclair



 /PRÓSZYŃSKI S-KA/
Ostatnio trafiam na książki, w których główna bohaterka musi mierzyć się a to z mordercą, a to z niewiernym mężem – który dodatkowo chce ją zabić, są jeszcze terroryści, albo morderstwo, w które nikt nie chce uwierzyć. Takie silne kobiety, które na początku w ogóle sobie nie radzą i nagle stają się bohaterkami – nie tylko w swoim domu. Podążając więc tym tropem sięgnąłem po kolejną lekturę, w której przewijają się różne aspekty zagrożenia, z którymi kobieta musi sobie sama – a jakże – poradzić. Tą lekturą jest książka „Szóste piętro”.

Każda matka, albo prawie każda – zrobi dla swojego dziecka wszystko. Chroni je, bezgranicznie kocha i stara się aby mu na niczym nie zbywało . Jednak czasem złośliwy los stawia przed matką prawdziwe wyzwania…

O książce możemy przeczytać że:
Erika Rice wjeżdża windą na ostatnie piętro luksusowego wieżowca. W apartamencie z widokiem na Central Park mieszka jej były mąż. Ich córka Alice, pieszczotliwie zwana Króliczką, zostawiła tam ulubioną zabawkę, którą chcą pilnie odebrać, zanim na zawsze wyjadą z Nowego Jorku - Erika już się może się doczekać, kiedy znajdzie się z dala od kontrolującego męża.
Winda zatrzymuje się gwałtownie między piętrami, gasną światła, drzwi się uchylają. Zanim mechanizm ponownie się uruchomi, czteroletnia Alice zdoła wydostać się przez szparę w drzwiach i wyjść na zewnątrz. Ale wtedy winda rusza ponownie i zjeżdża na parter… Kiedy Erika wróci na górę, po dziewczynce nie będzie ani śladu. Zrozpaczona matka rozpoczyna desperackie poszukiwania dziewczynki w czternastopiętrowym wieżowcu, w którym nic nie jest takie, jakie się wydaje. Z czasem zdaje sobie sprawę, że mieszkańcy apartamentowca, zamiast pomagać, okłamują ją, prowadząc mroczną grę, w której stawką jest życie jej córeczki.
Czy czteroletnia dziewczynka może się rozpłynąć w powietrzu?

Podsumowując. Thriller, w którym doświadczamy uczuć matki, której jedyne dziecko przepadło bez wieści. Mamy okazję śledzić coraz bardziej desperacką walkę o odzyskanie dziecka. Liczne retrospekcje mnie nie przekonują. Prawie nigdy nie wnoszą nic do fabuły. Tutaj jest podobnie. Co mnie to obchodzi, dlaczego Erika rozstała się z mężem? Przyznaję przeczytałem rozdziały dziejące się w wieżowcu i początkowe z przeszłości, kiedy to małżonkowie jedli sobie z dziubków i usilnie starali się o dziecko. A akcja w budynku dotycząca samej Alice i jej poszukiwań – jest trochę przewidywalna – jak sądzę taki temat chodzi utartymi drogami i nie ma tu miejsca na zaskoczenie, ale takie prawdziwe.

Mimo tego – książkę tą warto przeczytać – przede wszystkim dlatego że jest lekko napisana i czas lektury nam się nie dłuży – a nie jest to niestety standardem, a chciałbym. Jednym słowem – polecam. Kolejna lektura którą można sobie umilić czas.

Universum DC według Neila Gaimana

Gaiman i superhero. Wydaje się, że nie po drodze, ale czasem coś tam w główny nurcie zrobi. A to, co zrobił, przynajmniej dla DC, zebrano w ...