niedziela, 20 lutego 2022

Atlas tamtych światów Edward Brooke-Hitching

 

Jak myślicie co możemy znaleźć w atlasie? Parę map? Nieco grafik? Omówienia miejsc, do których zamierzacie się kiedyś wybrać? Tak, ale to co tutaj dostajecie, to nie suche fakty, a fascynującą podróż po niebie piekle i zaświatach. Ten album to „Atlas tamtych światów. Nieba, piekła, zaświaty – przewodnik odkrywcy”.



O tej książce możemy przeczytać, że:

Atlas tamtych światów, bedeker po zaświatach, to skarbnica zaskakujących faktów i legend na temat rajskich rozkoszy i piekielnych mąk, wzbogacona o wspaniały zbiór ilustracji – od przykładów renesansowej „piekielnej kartografii” i niezwykle ozdobnych islamskich wyobrażeń raju po spirytystyczne wizje XIX-wiecznych mediów. Wszystko to układa się w fascynujące studium nieznającej granic ludzkiej wyobraźni, graficzną kronikę naszych nadziei i obaw związanych z tym, co po tamtej stronie życia.


To już trzeci album tego autora, z którym się zaznajomiłem. I jest coraz lepiej. Tym razem przyszła pora na zaświaty i to jak sobie wyobrażano „po tamtej stronie”. Wszystko zawarte w znakomicie wydanym dziele. To nie tylko twarda oprawa, ale i mnóstwo kolorowych zdjęć i rysunków. Pełno tu ciekawostek i historii, które potrafią wciągnąć.  Piekło i niebo nie tylko w wyobrażeniach chrześcijan, to także mitologia aztecka, taoistyczny świat i japońscy buddyści. Czyta się rewelacyjnie, a ogląda jeszcze lepiej. Polecam wszystkim.


Umierając żyjemy Robert Silverberg

 


Roberta Silverberga nikomu nie trzeba przedstawiać. A zwłaszcza tym którzy czują science fiction i cenią sobie klasyczne utwory w tym gatunku. To przecież autor cyklu o Majipoorze, czy Człowieka w labiryncie. Niemniej nawet ja nie znam wszystkiego, co ten pisarz wydał u nas. Tak więc tym chętniej przeczytałem „Umierając, żyjemy”.


O książce możemy przeczytać, że:

David Selig od dzieciństwa ma zdolności telepatyczne. Bez trudu czyta w myślach innych ludzi i poznaje ich najgłębiej skrywane sekrety. Z czasem jednak dochodzi do wniosku, że ten dar jest zarówno narzędziem władzy, jak i przekleństwem. Wkraczający w wiek średni, coraz bardziej wyalienowany Selig nie potrafi nawiązać normalnych związków z ludźmi. Ledwo wiąże koniec z końcem, utrzymując się z pisania prac semestralnych dla studentów. Jest coraz bardziej zniesmaczony tym, co dzieje się w Ameryce. Na domiar złego odkrywa, że jego cudowny dar zaczyna z niewiadomego powodu zanikać…


Jak na klasyk literatury przystało to kawał dobrej literatury. Świetnie napisana, pomysłowa pozostaje nie tylko dobra fantastyką, ale i dobrą książką w ogóle. Bliska ludzi i życia a zarazem fascynująca. Ta powieść skupia się przede wszystkim na człowieku. Clue całości nie są moce bohatera a on sam. A dokładniej dwie rzeczy – przemiana jaka zachodzi w nim pod ich wpływem i świat jaki go otacza. Zamiast epickiej, widowiskowej akcji mamy tu codzienność niezwykłego – zwykłego człowieka. Realizm magiczny przeniesiony na grunt sf. Niewiele brakuje jej do doskonałości. Polecam wszystkim.

Bezkresna ciemność Christopher Ruocchio


 Kolejna powieść, która swoim galaktycznym rozmiarem, przypomina Diunę, a od lektury wprost nie można się oderwać. Tak przynajmniej twierdzą reklamy na okładce. Ale, że pierwszy tom cyklu „Pożeracz słońc” przypadł mi do gustu przeczytałem też tom drugi. A jego tytuł to „Bezkresna ciemność”


O książce możemy przeczytać, że:

Hadrian Marlowe przez pół stulecia szukał pośród dalekich gwiazd zagubionej planety Vorgossos, mając nadzieję, że nawiąże kontakt z nieuchwytnymi obcymi, Cielcinami. A dzięki temu zdoła zakończyć trwającą prawie czterysta lat wojnę i zaprowadzi pokój.

Uparcie starając się odkryć ich tajemnice, Hadrian musi zapuścić się poza bezpieczne obszary Solarnego Imperium i przeniknąć do zamieszkujących odległe światy Extrasolarian. Tam odnajduje nie tylko obcych, ale ma też do czynienia z potwornymi istotami, które kiedyś były ludźmi, ze zdrajcami we własnym otoczeniu, a także z najstarszym wrogiem rodzaju ludzkiego…


W miarę zagłębiania się w lekturę tej części cyklu, mogłem stwierdzić tylko jedno. Jest jeszcze lepiej niż wcześniej. Czyta się to rewelacyjnie. I bohaterowie, intryga, dosłownie wszystko jest na swoim miejscu. A jeszcze rzecz dzieje się w głębokim kosmosie i nawet kosmici mają swoje pięć minut. Świetnie napisana, wciąga, bohaterów można lubić, albo i nie. Wszystko zależy od interpretacji wydarzeń. Dla mnie znakomita, polecam więc uwadze.

Morderstwa w Suffolk Anthony Horowitz




 Anthony Horowitz to autor serii o nastoletnim agencie Aleksie Riderze, ale także powieści o Holmesie, Bondzie, a mnie najbardziej przypadł do gustu jego kryminał „Morderstwa w Somerset”, a niedawno przeczytałem bezpośrednią kontynuację noszącą tytuł „Morderstwa w Suffolk”.

O książce możemy przeczytać, że:

Zmęczona obowiązkami i ciągłą walką, by wszystko działało, Susan zaczyna tęsknić za Londynem. Wtedy pojawia się u niej para Anglików z dziwną prośbą. Opowiadają jej historię o morderstwie, do którego doszło w dniu ślubu ich córki Cecily, w tym samym hotelu, w którym miało się odbyć przyjęcie weselne. A kiedy dodają, że Cecily zniknęła kilka godzin po przeczytaniu kryminału, który Susan opracowywała kilka lat wcześniej, była redaktorka wie już, że musi wrócić do Londynu, żeby pomóc ją odnaleźć. Wygląda na to, że odpowiedzi na pytania, kto zabił i dlaczego zaginęła Cecily, kryją się na kartach tej powieści. Susan nie wie jednak, że już wkrótce jej własne życie znajdzie się w niebezpieczeństwie…

Agatha Christie XXI wieku znowu mnie do siebie przekonała. Fantastyczny kryminał który czyta się rewelacyjnie. Intryga godna mistrza, świetni bohaterowie, zjawiskowe plenery angielskie, czy też jak wola niektórzy brytyjskie. Ale nie to nie wszystko. Nie jest to także jakaś mroczna powieść. Przeciwnie, mimo że ze zbrodnią mamy do czynienia, jest tu także miejsce na niezły humor. Także polecam.


niedziela, 13 lutego 2022

Straszliwie młode damy i inne osobliwe historie Kelly Barnhill


 

Oczywiście, że kojarzę Kelly Barnhill. Jest autorka jednej z moich ulubionych młodzieżowych książek, a mianowicie „O dziewczynce która wypiła księżyc”. Powieść ta na tyle zapadła mi w pamięć, że bez wahania sięgnąłem  po kolejny utwór jej autorstwa. Tym razem jest to zbiór opowiadań, a nosi on tytuł „Straszliwe młode damy i inne osobliwe historie”.

O książce tej możemy przeczytać, że:

Nagrodzona Medalem Johna Newbery’ego za wybitny wkład w amerykańską literaturę dziecięcą pisarka tym razem postanowiła oczarować dorosłych czytelników. Straszliwe młode damy i inne osobliwe historie to dziewięć – miejscami nieco surrealistycznych, skrzących się humorem, przepełnionych magią i niesamowitością, napisanych pięknym językiem – mrocznych, baśniowych opowieści o kobietach, w tym nagrodzona World Fantasy Award nowela „Magiczne dziecko”.

„Straszliwe młode damy” to zbiór opowiadań, które możemy określić, jako fantastyczne. Standard? Być może, ale w czasach gdy w fantastyce jest coraz mniej dobrych historii, ten zbiór krótkich form to przyjemna dawka odświeżenia w niemal burtonowskich klimatach. Groteskowe i surrealistyczne. Takie w skrócie są te teksty. Antologia z gatunku szeroko pojmowanego horroru mogłaby być porażką, ale zabawa schematami i konwencją  z jednoczesnym wpasowaniem się w nie, nie tylko udała się autorce, ale i wyszła tytułowi na dobre. Teksty czyta się szybko lekko i przyjemnie. Styl miły w odbiorze  uprzyjemnia lekturę, a ogólny klimat panujący na stronach wypada bardzo na plus. Kto lubi takie klimaty, będzie co najmniej zachwycony. Co do opowiadań tutaj zawartych, chciałem nadmienić, że mimo szerokiej kampanii promującej „Magiczne dziecko”, mnie najbardziej spodobało się  opowiadanie pierwsze, zaczynające się tam, gdzie większość się kończy, czyli na pogrzebie. A nosi ono tytuł „Pani Sorensen i Sasquatch”. Polecam wszystkim.

niedziela, 6 lutego 2022

Daphne Byrne Hill House Comics

  


Joe Hill - to jak wszystkim wiadomo - syn samego Stephena Kina i tak jak ojciec postanowił zostać pisarzem. To pisanie całkiem dobrze mu wychodzi i z jego dorobku wszystkie powieści zasługują na uwagę i żadna nie jest nijaka, a to zaleta o którą naprawdę trudno. Żeby wymienić kilka jego dzieł należy wspomnieć „Rogi”, „Pudełko w kształcie serca”, czy „Strażak”. Joe pisze także utwory z ojcem, oraz tworzy niezwykle popularną serię komiksową. Kolejny tom kolekcji Hill House Comics, stworzony pod redakcją to Hilla, to „Daphe Byrne”.



O komiksie możemy przeczytać, że:

Nowy Jork, koniec XIX wieku. Umiera ojciec czternastoletniej Daphne, a matka staje się ofiarą spirytystów obiecujących jej nawiązanie kontaktu z duchem męża. Kiedy Daphne usiłuje wyzwolić matkę spod wpływu szarlatanów, poznaje Brata – nadprzyrodzoną istotę nawiedzającą ją w snach i na jawie. Czy to demon, czy halucynacja? I czego chce od Daphne? Może zostanie jej sprzymierzeńcem, a może przyniesie jej zgubę? Szykuje się krwawa rozprawa z okultystami dążącymi do celu znacznie straszniejszego niż wykorzystywanie łatwowiernych pogrążonych w żałobie wdów…

Postać Daphne Byrne jest destylacją niezliczonych bohaterek horroru przed nią, z dodatkową dawką nowoczesnego buntu. Tymczasem komiks Daphne Byrne  zaprasza nas do królestwa jednocześnie niepokojąco dziwnego ale i znajomego. Bo jest to na wskroś klasyczny horror. Osadzony w XIX wiecznych realiach oferuje wszystko to co powinien – czyli głównie nastrojową opowieść o duchach. 

Kapitan Ameryka. Odrodzenie Ed Brubaker


Kapitan Ameryka powstał w 1941 roku i początkowo wykorzystywany był do propagandy. Istnieje między innymi rysunek na którym uderza pięścią w twarz Hitlera. W początkowych numerach jego przygód ma nawet pomocnika, który w swoim czasie stanie się superbohaterem. Lubię tą postać i zawsze z ciekawością sięgam po kolejne jego przygody. Że o filmach nie wspomnę, a pojawia się ta postać w kilkunastu produkcjach. „Kapitan Ameryka. Odrodzenie” to komiks który trochę inaczej przedstawia naszego bohatera.



O albumie tym możemy przeczytać, że:

Marzenie umarło, ale legenda przetrwała! Po ponad roku od swojej tragicznej śmierci Steve Rogers znowu żyje… w świecie koszmarów z przeszłości, gdzie każda strata boli równie mocno jak przed laty. Bucky Barnes, Czarna Wdowa, Falcon i Sharon Carter próbują ocalić przyjaciela, nie wiedząc, czy wróci do nich jako ten sam bohater, który nie tak dawno bronił swoich ideałów w superbohaterskiej wojnie domowej. Może stał się marionetką Red Skulla – albo czymś gorszym?



Podsumowując. Czytając ten komiks miałem wrażenie uczestnictwa w większości scen. Szczególnie że akcja pędzi tu na złamanie karku, miałem kłopot z nadążaniem za wydarzeniami...Wszystko jest bardzo dynamicznie przedstawione, nie ma niepotrzebnych dłużyzn, a te trafiają się nawet w komiksach. Postacie świetnie oddane, rysunki są znakomite. Czego chcieć więcej. Mogę tylko zachęcić do lektury. Zresztą twórcą jest sam Ed Brubaker, a to już coś znaczy.

Neil Gaiman Sandman. Kraina snów


Neil Gaiman to pisarz którego powieści, a szczególnie zbiory opowiadań bardzo lubię i cenię. A raczej doceniam jego niezwykłą wyobraźnię i umiejętność wciągania czytelnika do swoich historii. „Gwiezdny pył”, „Amerykańscy bogowie”, „Koralina” to tylko niektóre z jego powieści, które niezwykle mi się podobały. A zbiory krótkich opowieści? „Rzeczy ulotne”, „Dym i lustra”, czy inne. Autor ten zawsze chodzi ubrany na czarno i jak sam żartuje jego ciemną  stronę natury oddają komiksy, do których również pisze scenariusze. Najsłynniejsza seria to „Sandman”. A ja zaznajomiłem się właśnie z tomem trzecim, który nosi tytuł „Kraina snów”.

O komiksie możemy przeczytać, że:

Trzeci tom jednej z najpopularniejszych i najbardziej uznanych powieści graficznych wszech czasów w nowym wydaniu. „Sandman – Kraina Snów” to cztery wyjątkowe historie: „Kaliope”, „Sen tysiąca kotów”, „Fasada” i najbardziej znana – „Sen nocy letniej”. Ta ostatnia to jedyna opowieść komiksowa nagrodzona World Fantasy Award w kategorii najlepsza krótka opowieść fantastyczna. Dodatkowo tom zawiera także oryginalny scenariusz Neila Gaimana do historii „Kaliope” z uwagami scenarzysty i rysownika. 

Tym razem czytelnik dostaje komiks samodzielny. Cały tom to właściwie niezależna część serii, połączona z nią ale tak by nikt kto nie zna poprzednich tomów, mógł tu zacząć  czytanie. Do tego każdy zeszyt zawarty w tomie to tez oddzielna zamknięta opowieść urban fantasy. Największy minus? To to ze dostajemy dużo dodatków, ale po angielsku a nie każdy odbiorca zna język. Bez nich tom nie wart jest swej ceny bo to tylko ok 100 stron czystego komiksu. Świetnego ale… Rysunki są klasyczne. Realistyczne, dopracowane pełne detali i klimatu. Maja urok jakiego brak obecnym komiksom. I świetnie uzupełniają treść.

Avengers. Bez drogi do domu Al Ewing, Mark Waid, Jim Zub

 


Avengers, to grupa superbohaterów która walczy-jakże by inaczej - ze złem. Ich celem jest ocalić świat, kogoś uratować albo po prostu udawać, że się coś robi dla uratowania kogoś lub czegoś. Tradycyjny skład tej grupy to oprócz Iron Mana, także Hulk, Ant Men, Thor i oczywiście Kapitan Ameryka. Jednak z czasem skład tej grupy często się zmieniał i jeśli ktoś pamiętał kto należał do nich, to przy kolejnym numerze komiksu mógł się nieźle zdziwić. Mimo zmian obsadowych każdej grupie przyświecał jeden cel. Pokonać wroga z którym sobie nie poradzi jeden superbohater. A kolejna opowieść o tych bohaterach nosi tytuł „Avengers. Bez drogi do domu.



O komiksie możemy przeczytać, że:

Nad uniwersum Marvela zapadł mrok. Żeby odzyskać światło, najpotężniejsi ziemscy bohaterowie muszą stawić czoło Królowej Nocy i jej przerażającym dzieciom. Nie wiedzą jeszcze, że starcie z tą tajemniczą istotą, zdolną powalać bogów, będzie dla nich prawdziwym testem charakteru. Czy Vision zaakceptuje coraz szybszy rozkład własnych systemów i nieuchronną śmierć? Czy Bruce Banner pogodzi się ze swoim niedoszłym mordercą? I co się wydarzy, kiedy Scarlet Witch trafi do świata… Conana Barbarzyńcy?! 


Historia nastawiona na widowiskową akcję, szybkie tempo i efekty. Sensu tu nie ma za grosz, głębi tym bardziej, jednak rozrywka jest całkiem udana. Chyba o to chodzi przede wszystkim w takich opowieściach. Ot rzecz do przeczytania rozerwania się i po jakimś czasie w pamięci nie zostaje nic  z tego z czym się zaznajomiliśmy. Taka bezinwazyjna operacja na receptorach pamięci.

ARMADA Jean-David Morvan Philippe Buchet

 



Postanowiłem zapoznać się z kolejnym tomem cyklu, mimo że pierwszy nie spełnił moich oczekiwań. Zbyt mało tego co lubię w fantastyce, a zbyt dużo tego czego nie lubię. Kolejna część nosi identyczny tytuł, czyli „Armada”.



O komiksie możemy przeczytać, że:

Krążowniki, statki admiralskie, transportowce wojenne, moduły techniczne... Armada to konwój tysięcy pojazdów kosmicznych, poszukujących nowych form życia na nieznanych planetach. Statki Armady są zamieszkiwane przez stworzenia pochodzące ze wszystkich stron galaktyki. W gronie kosmicznych podróżników jest nawet jeden człowiek – Navis, młoda agentka wywiadu Armady. 


„"Armada" to kultowa seria komiksów SF. Zabierałem się do niej z wielkimi oczekiwaniami. Problem w tym, że nie wszystkie je spełniła. Historia ta jest mało oryginalna i zbyt szybko poprowadzona jako opowieść która powinna zaciekawić . Trudno też nie uznać bohaterki za kolokwialnie mówiąc głupią. Do tego nadmiar erotyki sprawia, że wiek docelowego odbiorcy obniża się do zakompleksionych nastolatków. Wielkim plusem są za to znakomite rysunki, dopracowane i miłe dla oka, bogactwo wymyślonego świata i świetne wydanie.”  Niestety wszystko to co napisałem o pierwszym tomie znakomicie opisuje tom drugi. „Niestety” nie odnosi się nadal do rysunków, które są znakomite nadal i rekompensują moje rozczarowanie całością. Szkoda, ale być może nie dorosłem do aż tak kultowych tytułów.

Avengers. Wejście feniksa. Tom 8 Jason Aaron Dale Keown

 I znowu Aaron pokazał, że nie ma pomysłów, że nie potrafi i że wciąż się  powtarza. Wziął fabułę, która była już tyle razy, że aż nie chce...