czwartek, 31 stycznia 2019

Bakhita Veronique Olmi



/WYDAWNICTWO LITERACKIE/

Bakhita to niewolnica z Sudanu, która po sprzedaniu jej do Włoch, dzięki swoim licznym zaletom odzyskała wolność, została zakonnicą, a w 2000 roku papież Jan Paweł II ogłosił ją świętą. Powstał film biograficzny o jej życiu, a ja całkiem niedawno przeczytałem książkę o jej życiu „Bakhita”.

Z okładki możemy dowiedzieć się że:
Z czarną jak heban skórą i oczami jak migdały była prawdziwą pięknością. A przy tym cennym łupem. Porwana w 1877 roku jako kilkuletnia dziewczynka z rodzinnej wioski w Darfurze na zachodzie Sudanu, zaznała wszelkich możliwych okrucieństw niewoli. Zapomniała, jak brzmiało jej imię, więc arabscy handlarze ludźmi nazwali ją przekornie Bakhita – Szczęściara. Wykupiona przez włoskiego konsula opuściła Afrykę, ale nie od razu stała się prawdziwie wolna. Dopiero wyrok weneckiego sądu w 1889 roku przyznał jej prawo do pełnego decydowania o sobie. Przyjęła chrzest i jako Józefina resztę życia spędziła w zakonie, odznaczając się wierną, pełną miłości, ciepła i troski służbą. Zmarła w 1947 roku, a w 2000 Jan Paweł II ogłosił ją świętą.
 W tej pięknej, pozbawionej patosu i wysoko ocenionej przez francuską krytykę powieści o zniewoleniu i poszukiwaniu wolności, Véronique Olmi ukazuje powikłany los bohaterki, jej heroizm oraz wewnętrzną siłę, której ukryte źródło biło w kilku zaledwie wspomnieniach z rodzinnego domu. Jest to także powieść o miłości, bezgranicznym oddaniu i pokorze. O tym, jak zachować nadzieję i człowieczeństwo mimo przeżytych cierpień i traum. Zachęcam do lektury.

Podsumowując chciałbym zaznaczyć, że czytając biografię kogoś bardzo nie lubię, kiedy autor przedstawia tą osobę w sposób, jakby znał ja osobiście. Nawet co myślała, czy jadła w dany dzień. Oczywiście może się zdarzyć, że zna wzmiankowaną osobę, ale w większości przypadków tak nie jest. A pisarze wymyślają jakieś idiotyzmy o życiu tej osoby, jakby osobiście chodzili za tą postacią.
W tej książce jest podobnie. Koniec XIX wieku, a pisarka wie co Bakhita myślała, czy robiła danego dnia, a z tego co wiem, jej trauma była tak ogromna , że zapomniała własnego imienia.
Rozumiem artystyczną wizję, ale bez przesady, chociaż pisarka zastrzega że to bardziej powieść niż biografia. Ale niestety mimo tych "sprzedanych" egzemplarzy ta książka nie przekona do siebie wszystkich, bowiem jest napisana, bez tak zwanej iskry. To  przykład książki o osobie, która mi tak przerażających okoliczności nie poddała się i zdołała przekonać do siebie wiele osób. Święta która mi przeciwności zdołała zachować swoją tożsamość. Polecam, ale z pewnymi zastrzeżeniami. Ja przy pewnych fragmentach zgrzytałem zębami.

środa, 9 stycznia 2019

W świetle i w mroku różni twórcy


/W. A. B./

Edward Hopper, to kultowy amerykański malarz, którego pracy inspirowały  i inspirują rzesze ludzi. Twórca ten nie dał się zaszufladkować w żaden sposób, a jego obrazy, jak żadne inne opowiadały jakąś historię, którą każdy mógł sobie dopowiedzieć, albo się zainspirować.
A znowu Lawrence Block, to sławny pisarz, którego książki rozchodzą się jak ciepłe bułeczki.
Z połączenia obrazów i słowa powstała właśnie ta książka „W świetle i w mroku”.

Z okładki możemy dowiedzieć się że:
Autorami zebranych w tomie opowiadań są wybitni pisarze, m.in. Stephen King, Joyce Carol Oates, Lee Child i Michael Connelly. Teksty zebrał i zredagował Lawrence Block. Łączy je jedno – każdy powstał z inspiracji jakimś dziełem kultowego amerykańskiego malarza Edwarda Hoppera. Tematy, które artysta lubił i wybierał, są niczym filmowe kadry, które od razu skłaniają widza do snucia historii, uruchamiają wyobraźnię. Jego dzieła cechuje bardzo intymny nastrój. Autorzy opowiadań próbują uchwycić szczególne cechy malarstwa Hoppera. Niektórzy bezpośrednio nawiązują do sceny przedstawionej na płótnie, inni skupiają się na aurze, którą emanuje obraz, w jeszcze innych opowiadaniach pojawia się sam Hopper. Każde z opowiadań poprzedzone jest reprodukcją odpowiedniego obrazu i informacjami o jego twórcy. 
Zachęcam do lektury.

Opowiadania zawarte w tym zbiorze, jak już wiemy zostały zainspirowane jednym z obrazów mistrza. Ale nie wszystkie traktują rzecz dosłownie – że tak to ujmę. Często inspiracją jest sam tytuł obrazu, ale i scena przedstawiona na którymś dziele. A opowiadania przedstawiają zmienność natury ludzkiej, przewrotność losu. Stephen King zainspirowany obrazem „Pokój w Nowym Jorku” z 1932 roku, snuje opowieść o pewnym małżeństwie, które tylko z pozoru wygląda na całkiem zwyczajne.

Krótkim podsumowaniem polecam. Może nie wszystkie te krótkie formy zapadną mi w pamięci, jednak niektóre zasługują na uwagę. Szczególnie, że obrazy które posłużyły jakby za wzór, są naprawdę ciekawe. 

wtorek, 8 stycznia 2019

Rękawica Nieskończoności Jim Starlin George Pérez, Ron Lim



/EGMONT POLSKA/

Marvel jako wydawnictwo specjalizujące się w komiksowych historiach, po tylu latach istnienia stworzył tyle postaci i wątków pobocznych, że niemalże do każdej swojej opowieści musiałby dodawać almanach wiedzy, dlaczego coś się wydarzyło tak, a nie inaczej. Bowiem czytelnik taki jak ja, po jakimś czasie gubi się w tym gąszczu powiązań, które razem tworzą nie całkiem zrozumiały misz – masz. 
Na szczęście są eventy, które czyszczą dogłębnie universum i można zaczynać od nowa. Takim przykładem może być „Rękawica Nieskończoności” - który to komiks w naszym kraju nie został wydany bardzo długo. Dopiero kiedy na popularności zyskał wiadomy film, to i komiks znalazł swoje miejsce i u nas.



A co o fabule tej historii mówi okładka?
Dla mrocznego tytana Thanosa Rękawica Nieskończoności była jak Święty Graal. Pragnął jej ponad wszelką miarę. Dawała wszechmoc – absolutną kontrolę nad wszystkimi aspektami czasu, przestrzeni, rzeczywistości, umysłu oraz duszy. Gdyby ją zdobył, wszechświat zatonąłby w czarnym koszmarze.
W obliczu końca świata ziemscy superbohaterowie, prowadzeni przez tajemniczego Adama Warlocka, próbują powstrzymać szalonego boga, zanim pchnie on galaktykę ku zagładzie. Jeśli zawiodą, do boju dołączą gwiezdni bogowie wszechświata. Lecz czy ze starcia tak potężnych sił ktokolwiek wyjdzie zwycięsko? Czy ktokolwiek w ogóle ujdzie z życiem? Zachęcam do lektury.

Słowem podsumowania.

Dawno nie czytałem komiksu, w którym nagromadzono by tyle tekstu. Jako, że tekst był bardzo drobny, a człowiek z wiekiem ma coraz słabszy wzrok, po pewnym czasie zmęczyłem się tym odszyfrowywaniem. Jeśli to nie tylko zasługa naszego wydania, to wydawcy nie popisali się. Kolejna sprawa to multum postaci. Rozumiem, że taki event na tym polega, ale jak już pisałem wcześniej – spotykamy tylu bohaterów, że odruchowo spoglądamy pod nogi, żeby się o któregoś nie potknąć. Miałem też sporo kłopot z logicznym śledzeniem akcji, a to podobno jeden z najlepszych komiksów, jaki nosiła ta Ziemia, a pewnie i te równoległe. Twórcy zachęceni sukcesem stworzyli jeszcze całkiem sporo kontynuacji całości i wszystko wskazuje na to, że ukażą się po polsku - drugi tom jest już bowiem zapowiedziany.



A z plusów należy zwrócić na pełne akcji rysunki, które dosłownie przenoszą nas w zilustrowane miejsca. Szczególnie, że ten album to pierwszy – albo jeden z pierwszych – w którym akcja dzieje się w szeroko pojętym Kosmosie. Tak że – obrazowo genialnie, jednak fabuła zbytnio zagmatwana. Przynajmniej dla mnie. 

Komiks w twardej oprawie do nabycia na stronie wydawnictwa Egmont Polska.

Łasuch tom 2 Jeff Lemire



/EGMONT POLSKA/

Literatura postapokaliptyczna ma się-ostatnimi czasy-całkiem dobrze. Rozwija się prężnie i co jakiś czas jesteśmy raczeni kolejną pozycją z tego gatunku. A w skrócie, praktycznie w każdej chodzi o to samo. Grupka ludzi-po jakiejś niewyobrażalnej katastrofie-zmaga się z przeciwnościami losu, nie tylko z nieprzyjazną przyrodą, ale i z ludźmi, którzy pozbawieni podstaw cywilizacji sami sobie są czynią największą krzywdę. A z tytułów do których warto zajrzeć-a opisujących wybraną apokalipsę-warte uwagi są „Bastion” Stephena Kinga,”Strażak” Joe Hilla, czy „Metro 2033”.
Każdy znajdzie coś dla siebie. Są nawet pozycje w których następują wszelkie możliwe katastrofy, z inwazją zombie włącznie. Na komiksy w tym względzie także można liczyć. Że wspomnę tu tylko o albumie „Łasuch”, z którego drugim tomem całkiem niedawno się zaznajomiłem. Jednak tutaj apokalipsa jest o tyle niezwykła, że zapewne wypadałoby ukuć nową nazwę na taką piękną katastrofę.
Gus – chłopiec jelonek i jego tragiczne w sumie przygody bardzo mi przypadły do gustu.

A o czym opowiada "Łasuch 2"?
Nadeszła najczarniejsza godzina ludzkości. W ciągu siedmiu lat od początku Przypadłości zmarły miliardy osób, a dzieci urodzone po wybuchu zarazy należą do dziwnej rasy zwierzęco-ludzkich hybryd. Jednego z nielicznych ocalałych dorosłych, włóczęgę Jepperda, połączyła więź z chłopcem jelonkiem Gusem. Lecz nawet pośród hybryd Gus pozostaje anomalią, wygląda bowiem na to, że przyszedł na świat jeszcze przed pojawieniem się pandemii. Gus i Jepperd wyruszają na Alaskę, aby odkryć lekarstwo na zarazę. Być może jednak Gus, skoro nie jest produktem Przypadłości, sam stanowi jej... przyczynę?
Zachęcam do lektury.



Jak i w przypadku pierwszego tomu, miałem ten sam problem przy tej części. Na prawdę ciężko się oderwać od tej historii i robić coś innego. Niesamowicie wciągająca, opisująca świat, w który ciężko uwierzyć, ale mimo tego wierzymy. Gus i jego bezgraniczna wiara, w to że będzie dobrze. Mimo tego, że jest mu coraz ciężej. Na szczęście zyskuje nowych sojuszników, a starzy przyjaciele powracają. Ale czy ich podróż znajdzie rozwiązanie? Niestety nie, bowiem trzeci tom planowany jest na maj 2019. A nie wiem czy to aby koniec. Przy takiej historii, można sobie tylko dawkować. Ot co.

Co do samych rysunków, może nie są one wybitnie realistycznie, ale doskonale oddają senną, niemalże baśniową atmosferę. A także swego rodzaju zagrożenie wiszące w powietrzu. Przy tej serii nie mam żadnych zastrzeżeń. Przynajmniej do mnie przemawia, a większość komiksów przoduje w historiach które można określić jednym słowem. Bzdura. Tutaj na szczęście od początku wiem o co chodzi i mogę sam odkrywać przyczyny katastrofy i jej następstwa. Polecam. Bambi z rogami znowu skradł mój czas.

Komiks w twardej oprawie do nabycia na stronie wydawnictwa Egmont Polska.

Roblox. Encyklopedia postaci Alexander Cox


/EGMONT POLSKA/


Roblox, to edukacyjna gra stworzona w 2006 roku. Gracze mogą sami decydować gdzie będą rozgrywać kolejne etapy. Bowiem wszystko sami sobie budują, z elementów, które przypominają klocki Lego. Gra jest niesamowicie popularna. Z tego względu zaczęto wydawać także poradniki gracza, przewodniki po krainach, a także

 "Roblox. Encyklopedia postaci". którą nie tak dawno przeczytałem.


Na stronie wydawnictwa możemy przeczytać że:
Jeśli jesteś fanem Robloxa, koniecznie sięgnij po tę encyklopedię. Znajdziesz w niej mnóstwo ciekawych informacji o bohaterach ze świata Roblox.
Jeśli poszukujesz szczegółowych informacji na temat:
• kreatywnych deweloperów
• postaci z poszczególnych projektów
• internetowych gwiazd odwiedzających platformę
„Roblox. Encyklopedia postaci” zaspokoi twoją ciekawość.

Dowiedz się więcej o Buck-Eye the Pirate. Ten bezwstydny korsarz ma tyle sekretów, ile skrzyń ze skarbami. Warto je odkryć. Poznaj lepiej sześcienną bizneswoman Brighteyes. Strażniczka katalogu i cesarzowa wszystkich akcesoriów ma naprawdę wiele świetnych pomysłów. A Builderman? Ten pionier Roblox zainspirował miliony do myślenia i tworzenia. Musisz poznać go bliżej.



Ta książka pomoże ci zgłębić wiele tajemnic postaci z uniwersum Roblox. Nieważne, czy masz na koncie miliony godzin spędzonych na platformie, czy dopiero zaczynasz. „Roblox. Encyklopedia postaci” cię nie rozczaruje. A teraz najważniejsze! Do książki dołączony jest najprawdziwszy Outrageus Builderman. Ta figurka to prawdziwy rarytas!

Podsumowując, jeśli ktoś lubi tą grę, taka encyklopedia to niemalże podstawa. Mamy tu wszystko przejrzyście przedstawione. Nie tylko opisy postaci, miejsc, ale i ciekawostki. Zaletą tego wydania jest twarda oprawa, a także mnóstwo kolorowych ilustracji, które umilają lekturę.  Że nie wspomnę o figurce jednej z postaci.Ze swej strony polecam wszystkim graczom. Gra ta powstała z myślą o dzieciach i młodzieży, jednak ci którzy szukają nowych gier pewnie sięgną i po tą grę.

Księga ta do nabycia na stronie wydawnictwa Egmont Polska.

Staruszek Logan. Strefy wojny. Tom 1 Brian Michael Bendis Andrea Sorrentino



/EGMONT POLSKA/

Wolverine  „narodził się” w 1974 roku, chociaż data jego urodzin to końcówka XIX wieku. Takie zagmatwanie, to tylko w komiksach. Wolverine jest mutantem, którego cechuje zdolność szybkiej regeneracji uszkodzonych tkanek ciała i kostne pazury chowane w przedramionach obu rąk (później jego szkielet i szpony zostały zespolone z adamantium). A adamantium, to z kolei materiał praktycznie niezniszczalny, wymyślony aby wytłumaczyć niektóre niezwykłe cechy bohaterów ze stajni Marvela. Ale to na marginesie. A wracając do naszego bohatera, którego możemy nazywać również Rosomakiem, a także Loganem – trzeba także wspomnieć, że należy on, albo należał do X- Menów. Czyli bandy mutantów, która myślała że jest lepsza od innych. Jak nie lubię komiksów, to xmeni doprowadzają mnie do białej gorączki. Być może to zasługa doskonałości tego dzieła? Raczej wątpię. A sam Wolverine należy do grupy moich ulubionych bohaterów z Kapitanem Ameryką i Spider – Menem na czele. 

Pisząc o Loganie – nie można zapomnieć o filmach, w których w postać Rosomaka wcielił się Hugh Jackman. Należy także nadmienić że postać ta zdobywa ciągle główne nagrody co do popularności. A wracając do komiksu, nie tak dawno przeczytałem album zatytułowany „Staruszek Logan. Strefy wojny”.

Z okładki możemy dowiedzieć się że:
W jałowym świecie, w którym superbohaterowie przegrali z arcyłotrami, wszystko zależy od jednego człowieka – zmęczonego wojownika, który był niegdyś największym z mutantów. Staruszek Logan wędruje po Bitewnym Świecie, poznaje jego tajemnice i z wolna dowiaduje się, kim jest... i co zostało mu przeznaczone. Jednak nawet on może okazać się bezsilny wobec zła czającego się w sąsiednich krainach.  Wydarzenia tutaj przedstawione rozgrywają się podczas Tajnych wojen.




Podsumowując.
Komiks ten bardziej mi się spodobał niż same „Tajne wojny”. Być może dlatego, że sama postać Rosomaka jest mi znana i nie musiałem się zastanawiać kim jest dana postać.  Zwłaszcza, że klimat jest bardzo pesymistyczny i ponury, a to ostatnio bardzo mi pasuje. A sam Wolverine, jako styrany życiem starzec, jednak pełen niespodzianek jest naprawdę świetny. Trochę zagubiony – jeśli można to tak określić – ale nie można powiedzieć że przeciwności go pokonują.
Same rysunki także oddają tą atmosferę i uważam, że w tym dziele widziałem jedne z lepszych obrazów. Nie tylko ukazujące postaci, ale i ponure krajobrazy, czy sceny walki.
Jak wieść niesie – wypada poczekać na ciąg dalszy, który będzie nosił tytuł „Berserk”.
Tymczasem polecam tom pierwszy.

Komiks do nabycia na stronie wydawnictwa Egmont Polska.

Clifton 2 De Groot Bedu


/EGMONT POLSKA/

Bedu to rysownik i scenarzysta, uwielbiany w Polsce za serię „Hugo”.
Ale na Hugo rzecz się nie kończy. Całkiem niedawno przeczytałem pierwszy zbiorczy tom opisujący perypetie pewnego pułkownika, który będąc detektywem, rozwiązuje różne zagadki, a jednocześnie jest agentem wywiadu i typowym brytyjskim obywatelem. Jak się dowiedziałem ze wstępu, kiedy Bedu „przejął” odpowiedzialność za „Cliftona” najpierw zapoznał się z poprzednimi tomami, czyli tymi, których sam nie tworzył. A dopiero potem sam zaczął praktycznie od początku stwarzać postać  pułkownika. Można dowiedzieć się także tego, że początkowo Bedu musiał się dostosować, aby potencjalnych wiernych czytelników nie odstraszyły zbytnie zmiany. Po więcej zapraszam do wstępu. A o czy opowiada "Clifton tom 2"?

Na stronie możemy przeczytać między innymi:
Drugi ze zbiorczych albumów kultowej serii opowiadającej o przygodach Cliftona – sławnego agenta MI5, a potem detektywa amatora! Publikacja zawiera cztery tomy: Matoutou-falaise, Klan McGregorów, Śmiertelny sezon i Pocałunek Kobry. Życie emerytowanego pułkownika Cliftona wydaje się niezwykle spokojne... Ale nic bardziej złudnego: nawet kiedy wąsaty detektyw amator wyjeżdża na wakacje, musi być przygotowany na wiadomość, że czeka na niego ważne zadanie, bo wszędzie czyhają szpiedzy i złoczyńcy. Czy to na Martynice, czy w Szkocji, czy w Londynie nie brakuje przygód, a dziarski emeryt bardzo chętnie podejmuje każde wyzwanie. I choć nie wszystko wychodzi mu najlepiej, można być pewnym, że wystawi się na największe niebezpieczeństwo, aby zwyciężyła sprawiedliwość... oraz zatriumfowały interesy tajnych służb Jej Królewskiej Mości.
Zachęcam do lektury.



Co do drugiego tomu. W tych historyjkach wszystko jest przedstawione raczej poważnie. Oczywiście mamy tu mnóstwo humoru i zabawnych sytuacji, jednak w porównaniu z pierwszym tomem, tutaj historie są bardziej „na serio”, jeśli można tak powiedzieć o komiksie. Bo ja nie potrafię podejść poważnie do tych opowieści. Oczywiście pomijając opowieści oparte na faktach. Sam Clifton, zabawna i apodyktyczna panna Partridge są klasą samą w sobie. Świetnie narysowane, w „cartoonowym” stylu. Można się wciągnąć. Polecam wszystkim.


Komiks w twardej okładce do nabycia na stronie wydawnictwa Egmont Polska.

Komiksy są super! Ernest i Rebeka. Szkoła wygłupów. Tom 2 Guillaume Bianco Antonello Dalena



/EGMONT POLSKA/

KOMIKSY SĄ SUPER! To seria głośnych tytułów przede wszystkim z rynku europejskiego, przeznaczona dla młodych czytelników. Pełne humoru, mądre i przekazujące jakieś wartości. Jednym z moich ulubionych został ten opisujący przygody Rebeki i zaprzyjaźnionego z nią mikroba Ernesta. Właśnie zakończyłem lekturę tomu drugiego i mam nadzieję, że na tym seria się nie skończy.

Tom drugi nosi tytuł „Ernest i Rebeka. Szkoła wygłupów”.
Na stronie wydawnictwa przeczytamy:
Drugi album pełnej humoru opowieści dla dzieci i dorosłych! Rebeka ma sześć lat, prawie sześć i pół. Często choruje, a jej rodzice się rozwodzą. Na szczęście może liczyć na świetnego kumpla – mikroba Ernesta, który potrafi rozbawić ją w każdej sytuacji i uczy walczyć ze straszliwymi wirusami. Kiedy nadchodzą wakacje, tata zabiera Rebekę nad morze, do czarodziejskiego królestwa chodzących kamieni. Później, w szkole, dziewczynka poznaje najwspanialszego nauczyciela na świecie! Niestety, zaraz potem dziadek Rebeki zaczyna chorować, bohaterka rusza więc w daleką podróż, aby uratować ukochanego dziadka żartami i dobrym humorem…



Podsumowując.
Dawno nie czytałem komiksu, który by bawił, a jednocześnie wzruszał. Rebeka to urocza dziewczynka, której nie należy nazywać malutką, bo może się to źle dla nas skończyć. Traumatyczne przeżycia, jak rozwód rodziców, czy choroba dziadka, wpływają na dziewczynkę, jednak nasza przyjaciółka się nie poddaje. Zawsze jest pełna optymizmu i i uważa że wszelkie przeciwności uda się pokonać. Zwłaszcza że mikrob robi co może aby jej w tym pomóc. W tym tomie mamy również okazję bliżej poznać siostrę Rebeki, która przeżywa pierwszy zawód miłosny.

Całość jest świetnie zilustrowana. Może nie są to realistyczne rysunki, ale znakomicie oddają emocje, czy piękno krajobrazu. Ja jestem zachwycony . Polecam wszystkim.

Komiks do nabycia na stronie wydawnictwa Egmont Polska.


Komiksy są super! Ptyś i Bill. Śmiech to zdrowie. Tom 2 Jean Roba



/EGMONT POLSKA/

Całkiem niedawno zakończyłem lekturę drugiego tomu przygód Ptysia i Billa. Seria ta ukazuje się u nas w cyklu komiksów, które łączą w sobie to wszystko co najlepsze w europejskim komiksie dla młodszych czytelników. Ale i dla starszych też mogą być. Bowiem są nie tylko mądre, ale i zabawne, a poprawa humoru każdemu może się przydać.
Drugi tom nosi tytuł „ Ptyś i Bill. Śmiech to zdrowie”.

Na stronie wydawnictwa możemy przeczytać między innymi że:
Ptyś chodzi do podstawówki. Nie przepada za szkołą ani warzywami, uwielbia za to szalone pomysły i wygłupy. Ma też wielką i niczym nieskrępowaną wyobraźnię. A że jego najlepszym przyjacielem jest skory do żartów pies Bill, więc każdy ich dzień jest wypełniony przygodami. Nie tylko zabawa w Indianę Jonesa czy budowa ogromnego zamku ze śniegu, ale nawet przygotowanie zwykłego obiadu to dla bohaterów okazja do nieziemskiej zabawy, podczas której często wpadają w kłopoty!

Album ten zawiera trzy oryginalne  tomy.
„Śmiech to zdrowie!”
„Buff Halo Bill?”
„Cztery pory roku”



Te historyjki są bardzo krótkie. Każda zajmuje maksymalnie dwie plansze. A są to historie opisujące nam co dzieci robią w czasie deszczu, albo czym można przekupić psa, aby pożarł dzienniczek. Możemy dowiedzieć się także, jak Ptyś przygotowuje się do roli w „Hamlecie”. I o wiele więcej.
Pełne humoru historyjki z obowiązkową puentą. Jednak tytuły poszczególnych historyjek zdradzają moim zdaniem zbyt wiele. Nie wiem czy to oryginalny zamysł, czy tylko u nas takie spojlery. Poza tym drobnym mankamentem, uważam tą serię za jedną z lepszych jakie czytałem. Polecam nie tylko małym, ale i dużym dzieciom.

Komiks do nabycia na stronie wydawnictwa Egmont Polska.

Lucky Luke kontra Joss Jamon Moriss&Goscinny



/EGMONT POLSKA/

Lucky Luke-rewolwerowiec szybszy od swojego cienia z charakterystyczną grzywką jest znany wszystkim. Nie tylko z pełnych humoru komiksów, z których najbardziej znane stworzył duet Goscinny i Morris. To także liczne filmy animowane, seriale, a nawet filmy kinowe.  Jest tego naprawdę sporo, a postać rewolwerowca, jego sarkastycznego konia, oraz najgłupszego psa na Dzikim Zachodzie jest znana praktycznie wszędzie. Czytałem całkiem sporo albumów z jego przygodami, ale i ja trafiam na takie których nie znam. Przykładem może być album „Lucky Luke kontra Joss Jamon”.


Z okładki możemy dowiedzieć się że:
W 1865 roku, pod koniec amerykańskiej wojny secesyjnej, sześciu oszustów pod przywództwem Jossa Jamona przybywa do Frontier City. Tam stopniowo przejmują własność wszystkich placówek miasta, zaczynając od banku, a kończąc na zakładzie pogrzebowym. W ten sam sposób Jamon zostaje wybrany na burmistrza miasta, mianując swoich akolitów na kluczowe stanowiska. Czy Samotnemu Kowbojowi uda się rozbić gang i doprowadzić złoczyńców przed oblicze sprawiedliwości? Tym razem czeka go trudne zadanie.   



W tej opowieści trafimy na to wszystko, co sprawia że te komiksy są tak uwielbiany. Czyli mnóstwo humoru, ciekawi bohaterowie, stereotypy o Dzikim Zachodzie, ale także przemycana wiedza o tamtym okresie. To sprawia że ogląda się te historie z prawdziwą przyjemnością i nigdy nie ma się dość. A połączenie talentu Goscinnego i Morrisa daje znakomity efekt. Mogę tylko polecić.

Do nabycia na stronie wydawnictwa Egmont Polska.

Uwaga! Niebieskie Stopy! Morris



/EGMONT POLSKA/

Lucky Luke tym razem ma poważne kłopoty. Niby nic niezwykłego, ale ten rewolwerowiec zasłużył chociaż na jeden album odpoczynku, ale jak na razie nic na to nie wskazuje. Słynny kowboj, od chwili kiedy zawitał na łamach komiksu zyskał sławę i rozgłos. Jego pozycję wzmocniły nie tylko liczne filmy animowane, serial, ale i filmy kinowe. To efekt pracy dwóch genialnych postaci, jakimi są bez wątpienia Goscinny i Morris. Co jakiś czas trafiam na album, którego nie znałem. Tym razem wybór padł na tytuł”Uwaga! Niebieskie Stopy!

Z okładki możemy dowiedzieć się że:
Kolejna część przygód Lucky Luke’a, najsławniejszego komiksowego bohatera Dzikiego Zachodu! Spokojne miasteczko Rattlesnake. Pewnego wieczoru Lucky Luke wygrywa w pokera z meksykańskim szulerem Cucarachą. Przebiegły oszust nie uznaje porażki i próbuje uciec z pieniędzmi, a gdy mu się to nie udaje, poprzysięga zemstę. Kiedy niedługo potem wpada w ręce Indian z plemienia Niebieskie Stopy, namawia ich wodza – Spragnionego Niedźwiedzia – do zaatakowania Rattlesnake. Rozpoczyna się długie oblężenie miasta, którego będą bronić bohaterscy ochotnicy pod dowództwem miejscowego szeryfa i niezastąpionego w takich sytuacjach Samotnego Kowboja! 



Przerysowane postaci, wiele zabawnych sytuacji, złoczyńcy, Dziki Zachód i oczywiście Samotny Jeździec. To wszystko sprawia, że albumy z tym rewolwerowcem przegląda się z prawdziwą przyjemnością. Polecam każdemu, kto jeszcze nie zna Luke’a.

Do nabycia na stronie wydawnictwa Egmont Polska.

Tortilla dla Daltonów Moriss&Goscinny


/EGMONT POLSKA/

Kolejny zwariowany western, w którym wszystko jest możliwe, a na każdym kroku czekają na nas salwy śmiechu, chwile grozy, a także spotkania z ulubionymi bohaterami. Lucky Luke powraca, a tym razem towarzyszą mu najgroźniejsi bandyci, jakich nosił Dziki Zachód. Chodzi tu oczywiście o odwiecznych wrogów Luke’a, czyli braci Daltonów. Ten album nosi tytuł „Tortilla dla Daltonów”.


Z okładki można się dowiedzieć że:
Dziki Zachód może odetchnąć – Meksykanie porwali braci Daltonów! Ale nie ma tego dobrego, co by na złe nie wyszło… Daltonowie uczą swoich nowych towarzyszy prawdziwie nowoczesnego podejścia do zawodu bandyty i okazują się znakomitymi nauczycielami. W efekcie Lucky Luke musi podążyć za Rio Grande, aby uwolnić Meksyk od plagi Daltonów.  Zachęcam do lektury.


Także w tym przypadku, od historii nie sposób się oderwać, zwłaszcza że scenarzystą jest Goscinny. Genialne postaci, mnóstwo humoru, przerysowany Dziki Zachód, stereotypy przedstawiające nam Indian, czy złoczyńców. I wciągająca opowieść. Te komiksy trzeba znać. Dlatego polecam je wszystkim.

Album do nabycia na stronie wydawnictwa Egmont Polska.

Kopalnia złota Dicka Diggera Morris


/EGMONT POLSKA/

Każda seria ma jakieś początki. Jakiś pierwszy tom, wspominany przez lata, albo album który zaczął światową popularność postaci. Tak jest i w przypadku Lucky Luke’a, którego pierwszą przygodę opisał i zilustrował sam Morris. A część ta nosi tytuł „Kopalnia złota Dicka Diggera”.


Z okładki możemy dowiedzieć się że:
Pierwszy album o przygodach Lucky Luke’a, najsławniejszego komiksowego bohatera Dzikiego Zachodu! Samotny kowboj spotyka dawnego znajomego, Dicka Diggera. Stary poszukiwacz złota jest w znakomitym humorze, bo wreszcie odkrył bogate złoże szlachetnego metalu! O złocie dowiadują się bandyci, którzy postanawiają obrabować Dicka. Lucky Luke będzie musiał wyruszyć na długą i niebezpieczną wyprawę, aby wymierzyć sprawiedliwość złoczyńcom. Zaraz potem bohater zostanie wzięty za podobnego do niego mordercę i skazany na powieszenie! Czy i tym razem zdoła uniknąć śmierci? 

Słowem podsumowania.
Jako że jest to pierwszy album, możemy zauważyć znaczne różnice w postaci Luke’a, a także w prowadzeniu akcji. Parę osób wspominało mi o tym, że miało problemy z tym albumem, właśnie przez tą „inność”. Ale uważam, że liczy się przede wszystkim opowieść. A ta jest znakomita. Żyła złota, tradycyjni złoczyńcy i nasz dzielny rewolwerowiec. To trzeba znać, aby powiedzieć, że się poznało Samotnego Jeźdźca od podszewki. Polecam.

Album do nabycia na stronie wydawnictwa Egmont Polska.

czwartek, 3 stycznia 2019

Peter F. Hamilton Pustka. Sny



Peter. F. Hamilton należy do grona moich ulubionych pisarze, a raczej do grona tych na których kolejne dzieła zwracam uwagę, bowiem czymś mnie zainteresowali. Jego świetną powieścią jest na ten przykład „ Otchłań bez snów”. Tak że idąc tym tropem sięgnąłem po nowość na naszym rynku wydawniczym - i zacząłem czytać i po dość długim czasie nawet przeczytałem - „Pustka. Sny”. A jest to zaledwie pierwszy tom dłuższego cyklu. A o czym opowiada ta książka?

Z okładki możemy dowiedzieć się że:
Rok 3580. W centrum Drogi Mlecznej znajduje się czarna dziura zwana Pustką – sztuczny wszechświat, stworzony miliardy lat temu przez obcych. Jej otoczka jest bardziej zabójcza niż horyzonty zdarzeń naturalnych czarnych dziur. Aby funkcjonować, Pustka stopniowo pożera materię Galaktyki. Odwieczni wrogowie Pustki – rasa raielów – bez większego powodzenia usiłują powstrzymywać ten proces. Tyle fabuła.

Na samym początku chciałem zaznaczyć, że podchodziłem z entuzjazmem do lektury tej powieści, mając w pamięci poprzednią książkę. Nie mogę powiedzieć, że się zawiodłem jednak parę elementów na tyle mi przeszkadzało że nosiłem się z zamiarem nie skończenia lektury, a robię to niezwykle rzadko. Pierwszy element to dosyć sporo bohaterów, którzy dodatkowo są przedstawiani w sytuacjach, które wnioskują, że czytelnik powinien wiedzieć o co chodzi. Albo to dalsza część jakiegoś cyklu, albo czegoś nie wiem. Druga sprawa, mamy tutaj – jak w poprzedniej powieści tego autora – niezwykle dużo wyrazów, których znaczenia trzeba się domyślać i niektóre z nich pozostały dla mnie tajemnicą. Nawet po lekturze nie wiem co miało znaczyć określenie zawarte w książce. Niezwykle rozwlekły wstęp, to także rzecz, której po jakimś czasie miałem dość.

A z plusów? Autor doskonale odnajduje się w przyszłości, w której ludzie naprawdę są władcami wszechświata, albo im się tak wydaje. Wspaniałe technologie, podróże międzygwiezdne – to lubię!
Jakby autor bardziej skupił się na akcji, a mniej na opisie niezrozumiałych terminów, wyszłaby naprawdę świetna powieść – a tak jest tylko dobra. Przynajmniej dla mnie – ale może się mylę. Zachęcam do lektury.



Universum DC według Neila Gaimana

Gaiman i superhero. Wydaje się, że nie po drodze, ale czasem coś tam w główny nurcie zrobi. A to, co zrobił, przynajmniej dla DC, zebrano w ...