czwartek, 3 stycznia 2019
Peter F. Hamilton Pustka. Sny
Peter. F. Hamilton należy do grona moich ulubionych pisarze, a raczej do grona tych na których kolejne dzieła zwracam uwagę, bowiem czymś mnie zainteresowali. Jego świetną powieścią jest na ten przykład „ Otchłań bez snów”. Tak że idąc tym tropem sięgnąłem po nowość na naszym rynku wydawniczym - i zacząłem czytać i po dość długim czasie nawet przeczytałem - „Pustka. Sny”. A jest to zaledwie pierwszy tom dłuższego cyklu. A o czym opowiada ta książka?
Z okładki możemy dowiedzieć się że:
Rok 3580. W centrum Drogi Mlecznej znajduje się czarna dziura zwana Pustką – sztuczny wszechświat, stworzony miliardy lat temu przez obcych. Jej otoczka jest bardziej zabójcza niż horyzonty zdarzeń naturalnych czarnych dziur. Aby funkcjonować, Pustka stopniowo pożera materię Galaktyki. Odwieczni wrogowie Pustki – rasa raielów – bez większego powodzenia usiłują powstrzymywać ten proces. Tyle fabuła.
Na samym początku chciałem zaznaczyć, że podchodziłem z entuzjazmem do lektury tej powieści, mając w pamięci poprzednią książkę. Nie mogę powiedzieć, że się zawiodłem jednak parę elementów na tyle mi przeszkadzało że nosiłem się z zamiarem nie skończenia lektury, a robię to niezwykle rzadko. Pierwszy element to dosyć sporo bohaterów, którzy dodatkowo są przedstawiani w sytuacjach, które wnioskują, że czytelnik powinien wiedzieć o co chodzi. Albo to dalsza część jakiegoś cyklu, albo czegoś nie wiem. Druga sprawa, mamy tutaj – jak w poprzedniej powieści tego autora – niezwykle dużo wyrazów, których znaczenia trzeba się domyślać i niektóre z nich pozostały dla mnie tajemnicą. Nawet po lekturze nie wiem co miało znaczyć określenie zawarte w książce. Niezwykle rozwlekły wstęp, to także rzecz, której po jakimś czasie miałem dość.
A z plusów? Autor doskonale odnajduje się w przyszłości, w której ludzie naprawdę są władcami wszechświata, albo im się tak wydaje. Wspaniałe technologie, podróże międzygwiezdne – to lubię!
Jakby autor bardziej skupił się na akcji, a mniej na opisie niezrozumiałych terminów, wyszłaby naprawdę świetna powieść – a tak jest tylko dobra. Przynajmniej dla mnie – ale może się mylę. Zachęcam do lektury.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Łuk Karpat zimą Weronika Łukaszewska, Sławomir Sanocki
Są takie książki, które nie przyciągają sensacją, nie epatują dramatem, nie próbują udowadniać, że ich bohaterowie są niezniszczalni. Zamia...


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz