/EGMONT POLSKA/
Chyba nie ma osoby, która nie słyszała o Lucky Luke'u.
Rewolwerowiec ten, szybszy od swojego cienia wpisał się już na
stałe w nasze wyobrażenie o prawym kowboju, który z wprawą
rozprawia się z bandytami. Nasz Luke oczywiście najczęściej zmaga
się z bandą niezbyt inteligentnych braci Daltonów, którzy nie
mogą pokonać dzielnego strzelca. Niemniej istotny jest pełen
ironicznego humoru dzielny rumak, oraz pojawiający się od czasu do
czasu troszkę głupkowaty pies.
Oczywiście, nie mogła się ta historia komiksowa obyć bez licznych
adaptacji, nie tylko animowanych ale także pełnometrażowych
filmów. Któż z nas nie widział Lucky'a w interpretacji Hilla?
Nakładem Wydawnictwa Egmont ukazały się wszystkie tomy przygód
rewolwerowca.
W ramach powtórek z rozrywki sięgnąłem po tom drugi perypetii
naszego przyjaciela. A nosi on tytuł „Rodeo”.
O tym komiksie możemy przeczytać, że:
Luke
nigdy nie omija rodeo, kiedy więc trafia do miasteczka, gdzie
odbywają się zawody w ujeżdżaniu koni i łapaniu cielaków na
lasso, natychmiast zgłasza się do rywalizacji. Jednak tym razem
czeka go trudne zadanie, bo za przeciwnika ma mistrza rodeo, który
lubi grać nieuczciwie! Później Samotny Kowboj odwiedza Desperado
City, miasto opanowane przez braci Pistol – znakomitych strzelców
i sprytnych złoczyńców. W trzeciej opowieści Lucky Luke robi
pewnemu poszukiwaczowi złota niewinny dowcip, który staje się
przyczyną ogromnego zamieszania…
Ojcami
sukcesu całej serii są: artysta znany pod pseudonimem Morris i w
późniejszych częściach sam Rene Goscinny. Po śmierci ojców
założycieli, temat kontynuowany jest przez licznych naśladowców.
Czytając
tom „Rodeo”, możemy dojść do wniosku, że komiks został
stworzony przez kogoś innego. Lucky Luke nie jest w ogóle podobny
do siebie. Jest proste wyjaśnienie. Tom ten powstał w latach 40
ubiegłego wieku, kiedy to Morris dopiero wykształcał swój trudny
do podrobienia styl.
Zachęcam
zatem do lektury. Warto się przekonać jak zaczynała Legenda
Dzikiego Zachodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz