/REBIS/
Philip K. Dick to pisarz, którego powieści zyskały niesamowitą
popularność. Najbardziej znany ze swoich fantastycznych powieści.
Doszło nawet do tego, że kiedy chciał wydać książkę nie
związaną z fantastyką, wydawca odrzucił ją, ale zaznaczył że
kolejne science fiction chętnie wyda. Dick więc, aby się utrzymać
produkował hurtowo fantastykę. Jedne publikacje lepsze, drugie
gorsze, ale wszystkie zapadające w pamięci.
Wystarczy wspomnieć”Możemy Cię zbudować”, „Człowiek z
Wysokiego Zamku”, „Ubik”, czy inne. Jego prozę wielokrotnie
przenoszono na ekran, a sam pisarz pod koniec życia wpadł w
paranoję objawiającą się między innymi głosami z innego
wymiaru, czy przekonaniem, że Stanisław Lem, to w gruncie rzeczy
spisek komunistów, wymierzony w amerykańską literaturę
fantastyczną.
A jeśli już wspomniałem, to należało się zapoznać. Nie
pozostając gołosłownym sięgnąłem po „Możemy cię zbudować”.
O książce możemy przeczytać, że:
Louis Rosen i Maury Rock handlują elektronicznymi klawikordami, lecz
sprzedaż kuleje, a ich ambicje sięgają znacznie wyżej.
Postanawiają produkować i sprzedawać ludzi, a właściwie
doskonałe cybernetyczne sobowtóry postaci historycznych. Problem
polega na tym, że jedynym ich potencjalnym wspólnikiem jest Sam K.
Barrows, chciwy miliarder o usposobieniu i moralności rekina, a
prototyp, Abraham Lincoln, wcale nie ma ochoty być sprzedany i
powołuje się na swe konstytucyjne prawa…
Jak już kiedyś wspomniałem, znam na tyle twórczość tego
pisarza, że zabierając się za lekturę kolejnej jego powieści,
wiem czego się spodziewać. Tak jest i tym razem. Odwieczne pytanie,
co czyni nas ludźmi, również tutaj jest przed nami stawiane. A
jaka jest odpowiedź tym razem? Przekonajcie się sami. Tak na
marginesie należy wspomnieć, że wielu uważa tą powieści za nie
jaki prequel „Łowcy androidów”. Może i w tym przypadku
doczekamy się doskonałej adaptacji. Zajmująca lektura, która nie
pozostawia czytelnika obojętnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz