Uwielbiam fantastyczne światy, w których na każdym kroku czeka jakaś niespodzianka. Światy zamieszkałe przez niezwykłe stworzenia, te dobre i te odrażające. Pełne magii, w których technologia cierpi na zastój, a bez swej magii mieszkańcy zapewne nie wiedzieliby co robić.
Mnóstwo jest takich krain, a ja mam szczególną radość gdy odkrywam kolejną i przekonuję się, że przypomina mi inne, już poznane, a jednak inne. Taką krainą, która z miejsca stała się jedną z moich ulubionych jest Troy. A kolejna historia, dziejąca się w tym rozległym świecie to „Tykko z pustyni”.
O komiksie możemy przeczytać, że:
Album zawiera komplet trzech tomów historii rozgrywającej się w pustynnej krainie Delpont trzy tysiące lat przed czasami Lanfeusta. Nastoletni Tykko pracuje w stajni karawanseraju. Marzy o wygraniu Wyścigu Trzynastu Plemion, jednak los szykuje dla niego znacznie większą przyszłość. Przeżyje przygody, podczas których zobaczy owiane legendą pradawne miasto, stanie oko w oko z potworami, a przede wszystkim pozna tajemnicę zaniku magii w krainie wielkich piasków. Czy uda mu się wypełnić misję, do której został powołany w snach?
Może nie jest to Lanfeust, jednak i tak bawiłem się świetnie. Ta historia dzieje się trochę wcześniej, jednak jej cel jest taki sam. Bawić czytelnika. Robi to całkiem dobrze. Nie tylko samą opowieścią ale też dobrymi rysunkami. W ogóle podoba mi się styl rysunków tej serii. A samych treści, dziejących się w tym wszechświecie jest całkiem sporo i jest nikła nadzieja, że zapoznam się kiedyś z całością. Czego życzę i innym wielbicielom tej krainy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz