/EGMONT POLSKA/
przedpremierowo
Punisher pojawił się na świecie w 1974 roku. Wymyślony przez
dwójkę twórców, z miejsca stał się ulubieńcem rzeszy
czytelników. Frank Castle, bo tak właśnie nazywa się Punisher, to
weteran wojny w Wietnamie, który po stracie rodziny staje się
sędzią i katem w jednej osobie. Mści się na gangsterach którzy
pozbawili go rodziny, ale to dużo uproszczenie, bowiem osób które
zalazły mu za skórę jest zatrzęsienie. Na kanwie jego przygód
powstały, jak dotąd trzy filmy i jeden serial oraz liczne
nawiązania w innych komiksach. Całkiem się wciągnąłem w tą
serię, czego dowodem jest to, że mam za sobą ósmy już tom
przygód Franka. Tytuł jest zaskakujący „Punisher Max. tom 8” i tradycyjnie wyszedł on nakładem Egmont Polska.
O samym tytule możemy przeczytać, że:
Frank Castle, samozwańczy mściciel zwany Punisherem, od lat toczy
samotną walkę z nowojorskimi przestępcami. I robi to tak
bezwzględnie, że rodziny mafijne w końcu postanowiły zastawić na
niego pułapkę. Przynętą ma być szeregowy zbir Wilson Fisk,
niespodziewanie wyniesiony na stanowisko szefa wszystkich szefów, a
zabójcą – szalony strzelec wyborowy Bullseye. Obaj mają jednak
własne plany, a jeden z nich chciałby nade wszystko zrozumieć
Punishera… i być może zbliży się do tego bardziej niż
ktokolwiek wcześniej.
Podsumowując ten tom nie wnosi niczego odświeżającego do tej
serii. Castle lata jak nie przymierzając kot z pęcherzem i robi to,
do czego nas przyzwyczaił na przestrzeni tych lat. Czyli stara się
aby było krwawo i często widowiskowo. Ilustracje Dillona dają radę
i nie raz zatrzymywałem się dłużej przy którejś scenie aby
docenić jego kunszt. Więc jeśli fani Punishera nie mogą się
doczekać, to śmiało mogą sięgnąć i po tą część. Nie jest
powalająco, ale źle też nie jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz