/HANAMI/
Wikingowie od
wieków rozpalają wyobraźnię, nie tylko zwykłych ludzi.
Fascynacja tym walecznym ludem, wzięła się być może stąd, że
żaden nie doczekał się tylu legend i mitów o swojej działalności
co ten. Większość mocno podkolorowana, bowiem, kogo ciekawił by
los grupy ludzi mieszkających sobie spokojnie w mroźnej krainie? Na
szczęście japońscy twórcy stworzyli dzieło, od którego trudno
się oderwać, bowiem nie skupili się na nudnym życiu, ale na
podbojach, na których – jak wiemy trup ściele się gęsto i
czasem trudno nadążyć za akcją. „Saga Winlandzka” - bo o niej
właśnie mowa stała się jedną z moich ulubionych mang.
O
czwartym tomie możemy przeczytać że:
Zbliża
się czas konfrontacji księcia Kanuta z ojcem, królem Swenem
Widłobrodym. Rozpoczyna się rozgrywka polityczna, w której nie
wiadomo, kto jest pionkiem, a kto rozgrywającym. Thorfinn, Askeladd
oraz Thorkell stają w centrum wydarzeń na zawsze zmieniających ich
los.
Czwarty
tom Sagi Winlandzkiej (a właściwie ósmy, bo w Polsce dostajemy
podwójne, zbiorcze edycje) pokazuje, że autor ani na moment nie
traci siły wymowy To wciągające, porywające dzieło, od którego
nie chce się nawet chwili odpoczynku. Powiedzieć, ze polecam to
zdecydowanie za mało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz