/FABRYKA SŁÓW/
Żamboch jest jednym z tych pisarzy, którzy tworzą powieści obok których trudno przejść obojętnie. Nie chodzi nawet o to, że są jakieś specjalnie wybitne. Jednak są tak napisane, że trudno od nich się oderwać i każda z nich sprawia, że na jakiś czas znikam dla świata. Nie wszyscy to potrafią, tym bardziej mnie cieszy kiedy wydawnictwa wydają kolejne jego dzieła.
„Zakuty w stal” to kolejna powieść tego autora. Tym razem to postapokaliptyczna wersja zdarzeń, czyli co by było gdyby…
Świat to pustynia skażona chemicznymi truciznami, niemalże nie zdatna do życia. Ludzie usiłują przetrwać szukając surowców i miejsca do życia. Po czterystu latach po katastrofie autonomiczne maszyny bojowe nadal są aktywne i niezwykle niebezpieczne. W tym świecie żyje, a raczej usiłuje przetrwać Matyjasz Sanders, który pewnego dnia zostaje siłą wcielony do załogi czołgu. Jako mechanik ma niezwykle ważne zadanie. Ale jak sobie poradzi wśród najemników? Przekonajcie się sami.
Autor nie skupia się na mało ważnych opisach krajobrazów, czy wyglądzie bohaterów. Książka ta to 700 stron akcji. Na każdej stronie coś się dzieje i praktycznie nie ma w ogóle jakichś zastojów, które mogłyby znudzić potencjalnego czytelnika. Jest naprawdę dobrze. Pisarz ten jest niezwykle wszechstronnym pisarzem. Nie ważne czy jest to świat oparty na magii, czy technologiczna utopia. Żamboch doskonale się czuje w każdym z tych światów, a to tym bardziej cieszy kiedy się czyta taką powieść. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz