Stanisław Lem, tego pisarza chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Jeżeli jest taka osoba, która nie kojarzy go przynajmniej, cóż-pozostaje tylko pochylić się z troską nad taką osobą. Oczywiście to moje zdanie, w żadnym razie nie zamierzam nikogo zmuszać do czegokolwiek. A dzieła tego pisarza, że wszech miar godne są tego, aby je znać, a nawet posiadać w swojej biblioteczce, gdyż do niektórych - gwarantuje Wam, będziecie wracać raz po raz."Opowieść o pilocie Pirxie", "Solaris", "Dzienniki gwiazdowe", "Astronauci", można by tak wymieniać niemal bez końca.
Całkiem niedawno zapoznałem się z książką „Lem w PRL – u”, a z okładki możemy przeczytać, że:
Autorski wybór korespondencji pisarza z instytucjami systemu, urzędnikami i przyjaciółmi dokonany przez Wojciecha Orlińskiego obnaża, ile bezsensownych problemów i kumulujących się trudności czekało w PRL na człowieka, który ciężką pracą i talentem odniósł duży sukces.
Philip K. Dick przekonywał, że Lema nie ma, bo żaden człowiek nie może pisać po mistrzowsku w tak różnorodnych gatunkowo utworach. Ale czy istniał czy nie, ta książka nieco inna od pozostałych, to nadal świetna lektura ukazująca nam tego fascynującego autora.
W tej książce korespondencje autora z różnymi instytucjami ukazują nam także sama postać pisarza. Lem obnaża tu system, obnaża ludzi, ale też obnaża tu siebie – swoje poglądy i siebie jako człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz