Oj było już starć między nimi sporo. Po polsku też się coś trafiło, chociaż zdecydowanie więcej działo się na rynku amerykańskim. Ale nie o to chodzi. To, co tu mamy, to jeszcze jedno mordobicie pomiędzy oboma postaciami. Komiksowy przeciętniak, w którym nie chodzi o sens i logikę, ani żadną ambicję, a o rozrywkę. Ta, jak na współczesnego „Supermana” jest typowa, ale niezła, jak na „Lobo”… no sami się domyślcie. Ale to starcie, w odróżnieniu od poprzednich, jest dłuższe i bardziej rozbudowane.
Czasy kiedy Lobo był gwiazdą, minęły dawno temu. W sumie nie ma się co dziwić, bo w czasach, kiedy komiksy nie tylko są najczęściej nijakie i pozbawione jaj, postać taka, jak Ważniak, która łamała nie tylko czwartą ścianę zanim Deadpool w ogóle błądził po zwojach mózgowych twórcy, ale i konwencje, z równą łatwością, co kości, karki i żywoty ludzi, jest zbyt odważna, zbyt postmodernistyczna i zbyt dobra, by kontynuować jej losy. Dlatego DC nawet jeśli do niego wraca, łagodzi go, zmienia, upraszcza.
I złagodzony jest też tutaj. To Lobo taki, jak współczesne komiksy, niby podobny, a jednak jakby bez jaj, jak to się mówi. Ułagodzony rozrabiaka, zabijaka może, ale nie ten Ważniak, którego pokochaliśmy w latach 90. Komiks z nim jest jednak niezły, bardziej Supermanowy niż Lobowy i to na uwadze mieć trzeba, jednak czyta się go całkiem przyzwoicie. Szybka, lekka rozrywka, gdzie dzieje się dużo, nawet jeśli bez większego znaczenia. Za to z humorem i szaleństwem rodem z growych nawalanek, gdzie liczy się wymiana ciosów, a nie treść.
Rysunki są podobne. Specjalistka od romansideł i erotyków nie była najlepszym wyborem. Stara się jednak, coś tam jej wychodzi, a całość, choć to nie Bisley, nie Dwyer ani Kennedy, którzy po mistrzowsku ilustrowali „Lobo”, nie wypada źle. Po prostu dość łagodnie, prosto, z mangowym zacięciem, a liczyłem na mocną, mroczną i krwawą, a jednocześnie dynamiczną szatę graficzną. Całość jednak jest po prostu przyzwoitym przeciętniakiem, komiksem, jakich na rynku wiele, ale ładnie wydanym i nie rozczarowującym. Mam jednak nadzieję, że ta publikacja w temacie „Lobo” coś ruszy i doczekamy się wznowień nie tylko „Portretu bękarta”, który niedawni trafił na rynek ponownie, tym razem w edycji kieszonkowej w zasadzie, ale i całej masy legendarnych historii, które od dekad krążą z drugiej ręki w astronomicznych cenach.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz