niedziela, 8 czerwca 2025

DC Deluxe Catwoman. Rzymskie wakacje Tim Sale Jeph Loeb

 

 


 

 „Catwoman: Rzymskie wakacje” to osobna, sześcioczęściowa miniseria wydana pierwotnie w latach 2004–2005, będąca spin-offem kultowego „Batman: Długie Halloween”. Jeph Loeb i Tim Sale po raz kolejny łączą siły, by opowiedzieć historię Seliny Kyle w stylu klasycznego thrillera noir, osadzonego w malowniczych sceneriach włoskiej stolicy. Efektem jest pełna stylu, zagadek i nastrojowego klimatu opowieść, która nie tylko pogłębia postać Catwoman, ale też rzuca cień podejrzeń na przeszłość jednej z najbardziej intrygujących kobiet Gotham.



Fabuła koncentruje się na podróży Seliny Kyle do Rzymu, gdzie w towarzystwie Edwarda Nygmy (Riddlera) próbuje rozwikłać tajemnice swojego pochodzenia. Pojawia się pytanie, które od lat towarzyszy postaci Catwoman: czy Carmine Falcone, niegdyś najpotężniejszy mafioso Gotham, był jej ojcem? Śledztwo szybko zmienia się w walkę o życie, gdy bohaterka zostaje wplątana w śmiertelnie niebezpieczną intrygę, pełną morderstw, trucizn i ukrytych motywów. W tle przewijają się inne postacie z uniwersum Batmana, ale to Catwoman gra tu pierwsze skrzypce — i robi to z gracją i charakterystycznym pazurem.



 

Jeph Loeb w mistrzowski sposób prowadzi narrację. Dialogi są błyskotliwe, a wewnętrzne monologi Seliny pełne emocjonalnej głębi i subtelnych odniesień do jej wewnętrznych konfliktów. Selina balansuje między byciem złodziejką a poszukującą prawdy córką, co dodaje postaci wielowymiarowości. Riddler w roli towarzysza podróży to zabieg zaskakujący, ale udany – jego obsesja na punkcie zagadek i chęć zrozumienia Batmana stanowią ciekawy kontrapunkt dla motywacji Seliny.


 

 


 Tim Sale po raz kolejny tworzy wizualne arcydzieło. Jego charakterystyczny, ekspresyjny styl idealnie oddaje atmosferę włoskiej elegancji i gotyckiej noir. Rzym jest tu pięknie uchwycony — z jednej strony romantyczny i słoneczny, z drugiej mroczny i pełen cieni. Kadry są dynamiczne, a kostiumy Seliny zmieniają się w zależności od sceny niczym na wybiegach mody, podkreślając jej zmysłowość i zmienność. Rysunki są pełne szczegółów, a kolory Dave’a Stewarta dodają głębi i nastroju każdej scenie.



 


„Rzymskie wakacje” to opowieść o tożsamości, zaufaniu i manipulacji. Komiks balansuje na granicy sensacyjnego kryminału i psychologicznego dramatu. Selina nie tylko walczy z przeciwnikami z zewnątrz, ale przede wszystkim z własnymi lękami i wątpliwościami. Podróż do Rzymu staje się dla niej nie tylko ucieczką od Gotham, ale też okazją do odkrycia samej siebie. Choć historia nie udziela jednoznacznych odpowiedzi, zostawia czytelnika z satysfakcją i refleksją.


„Catwoman: Rzymskie wakacje” to stylowa, emocjonalna i świetnie napisana opowieść, która rozwija postać Seliny Kyle i ukazuje ją w nowym świetle. To komiks, który zadowoli zarówno fanów detektywistycznych zagadek, jak i tych, którzy szukają czegoś więcej niż typowej superbohaterskiej akcji. Loeb i Sale tworzą duet, który po raz kolejny udowadnia, że opowieści z uniwersum Batmana potrafią być nie tylko mroczne, ale też piękne i zmysłowe.


Marvel Fresh Wolverine. X żywotów/X śmierci Benjamin Percy Joshua Cassara Federico Vicentini

 

 


 

 „Wolverine – X żywotów/X śmierci” to kontynuacja „Inferno” – komiksowego eventu zamykającego cykl „Rządy X” i otwierającego cykl „Przeznaczenie X”.

 Wolverine to jeden z najpopularniejszych, ale i najbardziej tajemniczych bohaterów komiksów. Człowiek z przeszłością, której fragmenty przez dekady odkrywano nam, najczęściej jeszcze bardziej rozbudzając naszą wyobraźnię, niż udzielając odpowiedzi. „Broń X”, „Geneza” i tym podobne historie rozwijały postać, a one wszystkie w ten czy inny sposób łączą się w tym albumie. Albumie będącym z jednej strony domknięciem pewnego etapu serii – to w sumie epilog do „Inferno” – jak i otwarciem nowego. I, chociaż napisał go Percy, wypada całkiem przyjemnie i wart jest uwagi.


 


Cała historia – a właściwie dwie miniserie – oparte są na prostym, ale chwytliwym schemacie skonfrontowania bohatera z jego przeszłością. Rzecz pod tym względem przypomina pięćsetny zeszyt „Amazing Spider-Mana”, gdzie Straczynski, ówczesny scenarzysta serii, rzucił swojego bohatera w podróż w czasie, która wymusiła na nim przeżycie wszystkich najważniejszych, czyli najczęściej najtrudniejszych, chwil jego życia. Motyw samograj, a całość to po prostu lekka, niewymagająca rozrywka superhero, mająca swoje znaczenie i potrafiąca dostarczyć porcji zabawy.

 

 

Fajne jest takie granie na sentymentach, wracanie do przeszłości, zabawa motywami. Jest też akcja, jest konkret, nie ma za to nudy, album, chociaż to prawie 300 stron, czyta się szybko i bez żalu, że wydało się na niego pieniądze czy poświęciło czas. Graficznie też jest przyjemnie, bo chociaż mamy różnych autorów, ich styl pasuje do opowieści i wpada w oko. Jest widowiskowo i z klimatem. I po prostu miło się na to wszystko patrzy. W skrócie, dobry komiks dla fanów Wolverine’a. Rzecz ukazująca nam jego losy, ale i dobrze nakreślająca postać, jednocześnie nie zapominając o akcji i fajnych pomysłach. Śmiało możecie czytać.








Inferno Jonathan Hickman Stefano Caselli

 

 


 

Jonathan Hickman zrewolucjonizował mitologię X-Men, przekształcając status quo mutantów poprzez „House of X / Powers of X”. Gdy stworzył nowy dom dla mutantów na wyspie Krakoa, wydawało się, że wreszcie mają swoją utopię. Ale jak każda utopia, i ta miała swoje tajemnice. „Inferno” to czteroczęściowa miniseria.

 


 

W centrum wydarzeń stoi Moira MacTaggert, odmieniona i ujawniona jako mutanka z unikalną mocą odradzania się z pełną pamięcią poprzednich żyć. To jej wiedza kształtowała decyzje Krakoańskich liderów – Charlesa Xaviera i Magneta. Ale nie wszystko poszło zgodnie z planem. W „Inferno” tajemnice, które były skrzętnie ukrywane, zaczynają wychodzić na jaw. Emma Frost odkrywa prawdę o Moirze. Mystique realizuje swój buntowniczy plan, żądając przywrócenia do życia swojej ukochanej, Destiny, mimo że jej powrót może zniszczyć całą wizję przyszłości. 

To opowieść o zdradzie, władzy i pytaniu, kto naprawdę zasługuje na kontrolę nad przyszłością mutantkindu. Hickman mistrzowsko prowadzi narrację, w której niemal każda scena ma drugie dno, a dialogi iskrzą napięciem. Hickman po raz kolejny stosuje swój znak rozpoznawczy – wplecione dokumenty, wykresy i dane z Krakoańskiej infrastruktury. To sprawia, że komiks czyta się jak polityczny thriller z elementami science fiction. Każda strona wnosi coś nowego do mitologii mutantów i poszerza horyzonty tego uniwersum. Choć seria liczy tylko cztery zeszyty, każdy z nich jest obszerny (po ok. 40–50 stron), co pozwala autorowi snuć rozbudowaną opowieść bez kompromisów. Fabuła jest intensywna, pełna zwrotów akcji i psychologicznie złożonych postaci.




 Wizualnie „Inferno” to dzieło kilku artystów: Valerio Schiti, R.B. Silva i Stefano Caselli. Styl każdego z nich różni się, ale dzięki spójnej kolorystyce Davida Curiela, seria pozostaje jednolita wizualnie. Kadry są dynamiczne, ekspresyjne i pełne detali. Zwłaszcza momenty z Mystique i Destiny zachwycają klimatem i emocjonalnym napięciem. Charakterystyczne dla Hickmana graficzne infografiki dodają głębi i pomagają czytelnikowi zrozumieć skomplikowaną politykę Krakoa.


„Inferno” to historia o tym, jak władza korumpuje, jak wielkie idee mogą zawieść i jak jednostki — nawet te z najlepszymi intencjami — mogą stać się tyranami. Hickman nie daje łatwych odpowiedzi. Charles i Magneto, tradycyjni bohaterowie mutantów, ukazani są tu jako moralnie niejednoznaczni przywódcy. Mystique, zwykle postrzegana jako antagonistka, staje się głosem oporu i emocji, których nie da się już dłużej ignorować.
„Inferno” to nie tylko zakończenie pewnego etapu w historii X-Men, ale też mocna, emocjonalna i filozoficzna opowieść o tym, czym jest przeznaczenie, wolność i zdrada. Jonathan Hickman żegna się z mutantami w wielkim stylu, zostawiając po sobie świat bardziej skomplikowany niż kiedykolwiek wcześniej. To lektura obowiązkowa dla każdego fana mutantów – nie tylko ze względu na fabułę, ale przede wszystkim dlatego, że pokazuje, jak ambitny i dojrzały może być komiks superbohaterski.

niedziela, 1 czerwca 2025

Old Boy #2 Garon Tsuchiya

 

 


 

Drugi tom Old Boya autorstwa Garona Tsuchiyi (scenariusz) i Nobuaki Minegishiego (rysunki) pogłębia tajemnicę, którą zainicjowano w pierwszej części. Główny bohater, po dziesięcioletnim uwięzieniu bez wyjaśnienia, kontynuuje swoje poszukiwania sprawcy, który odebrał mu życie i tożsamość.

Tom 2 wciąga czytelnika coraz głębiej w intrygę. Zaczyna się zarysowywać misterna gra psychologiczna między protagonistą a jego niewidocznym przeciwnikiem. Z każdym rozdziałem rośnie napięcie, a atmosfera staje się coraz bardziej duszna. Autorzy doskonale budują napięcie – informacje są dawkowane oszczędnie, co budzi naturalne uczucie niepokoju i ciekawości.

Rysunki Minegishiego nadal zachwycają – realistyczna kreska i umiejętne operowanie światłocieniem doskonale podkreślają mroczny klimat historii. Twarze bohaterów są pełne emocji, a kadrowanie bardzo filmowe – nie bez powodu Old Boy doczekał się kultowej ekranizacji.

Choć tempo narracji jest miejscami powolne, to wydaje się być celowym zabiegiem – pozwala lepiej zrozumieć psychikę bohatera i wejść w jego perspektywę. Wątki zaczynają się komplikować, a zakończenie tomu zostawia czytelnika z jeszcze większą liczbą pytań.
 Old Boy to świetnie poprowadzony thriller psychologiczny, który nie tylko trzyma w napięciu, ale też stawia ważne pytania o pamięć, tożsamość i cenę zemsty. To mroczna, dojrzała manga, która nie idzie na skróty i wymaga od czytelnika pełnego zaangażowania.

Maja Lunde Czas zatrzymany

 


 

Co by się stało, gdyby czas dla ludzi przestał płynąć? Gdyby nikt już nie umierał – ale też nikt się nie rodził? Maja Lunde, znana z poruszających powieści ekologicznych i humanistycznych (Historia pszczół, Błękit), wraca z kolejną intrygującą wizją w książce Czas zatrzymany.

Pisarka w swoim charakterystycznym stylu łączy intymność ludzkich historii z globalnym kryzysem o wymiarze metafizycznym. Tym razem jednak stawką nie jest wyłącznie klimat, ale samo pojęcie życia – i jego granic. Czas zatrzymał się w zwykły wtorek, a ludzkość stanęła w miejscu. Nie starzejemy się. Nie chorujemy. Nie umieramy. Ale też nie rodzimy się, nie dojrzewamy, nie rozwijamy.

Autorka pokazuje to przez pryzmat losów kilku bohaterów: Jenny, której śmierć została wstrzymana; młodego małżeństwa czekającego na narodziny dziecka, które nigdy nie nadejdą; oraz Otto – samotnika, który odkrywa piękno zatrzymanego świata, ale płaci za to samotnością. To portrety nieoczywiste, pełne sprzecznych emocji – od ulgi, przez frustrację, aż po rozpacz.

Tym, co czyni tę książkę wyjątkową, jest subtelne napięcie między naturalnym porządkiem a ludzką ambicją, by go kontrolować. Świat roślin i zwierząt wciąż funkcjonuje normalnie – tylko my, ludzie, zostaliśmy „zatrzymani”. Czy to kara? Eksperyment? A może przestroga?
Lunde nie daje gotowych odpowiedzi. Zamiast tego prowokuje do myślenia – o kruchości czasu, o naszej zależności od natury, o tym, co naprawdę znaczy być żywym. Czas zatrzymany to opowieść, która zostaje z czytelnikiem długo po zamknięciu książki. To refleksyjna, poruszająca lektura dla tych, którzy cenią literaturę zmuszającą do zadawania trudnych pytań.

poniedziałek, 19 maja 2025

Bernard Minier – „Lucia”

 




Bernard Minier, autor bestsellerowych thrillerów i znany przede wszystkim z cyklu z komendantem Martinem Servazem, zaskakuje czytelników nową powieścią, otwierającą być może zupełnie nowy rozdział w jego twórczości. „Lucia” to historia, która odbiega nieco od poprzednich klimatów, choć nadal pozostaje wierna gatunkowi mrocznego thrillera psychologicznego. Tym razem zamiast chłodnej i surowej Francji, akcja przenosi się do pełnej kontrastów i tajemnic Hiszpanii, a główną bohaterką zostaje kobieta – Lucía Guerrero.

Lucía, wykładowczyni kryminalistyki na uniwersytecie w Salamance, zostaje wciągnięta w brutalne śledztwo po serii makabrycznych morderstw, które szybko przestają wyglądać na przypadkowe. Wraz z inspektorem policji – tajemniczym i zamkniętym w sobie Germánem Herrerą – Lucía rozpoczyna prywatne śledztwo, w którym stawką jest nie tylko poznanie prawdy, ale także ocalenie własnej tożsamości i bezpieczeństwa.


Od samego początku książka emanuje niepokojem i narastającym napięciem. Minier świetnie buduje atmosferę zagrożenia, grając nie tylko brutalnymi scenami zbrodni, ale również psychologiczną głębią postaci. Czytelnik czuje, że nic nie jest takie, jakie się wydaje, a każdy trop prowadzi do nowych pytań. 


Lucía Guerrero to postać wyjątkowo złożona. Z jednej strony – silna, analityczna i intelektualnie niezależna. Z drugiej – obciążona własnymi traumami i niepewnościami. Jej przeszłość powoli wyłania się z mroku, wpływając na przebieg wydarzeń i kształtując jej decyzje. Minier przedstawia bohaterkę wiarygodnie, unikając przesadnych uproszczeń czy stereotypów. Widać, że autor celowo stara się zbudować nową, autonomiczną serię wokół tej postaci. 


Minier pisze sprawnie, z wyczuciem dla rytmu i napięcia. Jego styl jest momentami surowy, momentami wręcz poetycki, co wprowadza ciekawy kontrast – zwłaszcza w zestawieniu z brutalnością opisywanych zbrodni. Autor nie unika szczegółów, potrafi wprowadzić czytelnika w zakamarki ludzkiego umysłu, ale też pozostawia miejsce na domysły i interpretację. Akcja rozwija się powoli, co może niektórych zniechęcić, jednak cierpliwy czytelnik zostanie wynagrodzony złożonością fabuły i mocnym finałem. 


„Lucia” to nie tylko opowieść kryminalna. Minier porusza tu wiele wątków pobocznych: trauma, przemoc wobec kobiet, władza systemów i instytucji, granice pomiędzy nauką a praktyką śledczą. Pojawia się też refleksja nad tym, jak przeszłość potrafi zdeterminować nasze wybory i jak łatwo przekroczyć cienką linię między ofiarą a sprawcą. Choć to fikcja, powieść pulsuje emocjonalnym i społecznym realizmem.


Finał „Lucii” jest intensywny, wielowarstwowy i – co istotne – pozostawia czytelnika z pytaniami, a nie gotowymi odpowiedziami. Nie wszystko zostaje dopowiedziane, co świadczy o ambicji autora i być może zapowiada kontynuację. Minier nie serwuje łatwych rozwiązań – jego świat to miejsce pełne sprzeczności, bólu i cieni.


„Lucia” to ambitny thriller psychologiczny, w którym autor stawia na psychologiczną głębię, socjologiczny kontekst i gęstą, klaustrofobiczną atmosferę. Choć może nie ma tempa znanego z amerykańskich thrillerów, to oferuje coś więcej – wielowymiarową opowieść z inteligentną bohaterką i refleksją nad ludzką naturą.



---


Ocena: 8,5/10

Dla fanów mrocznych, powolnych thrillerów z duszną atmosferą i silną bohaterką. Zdecydowanie warto przeczytać – szczególnie jeśli szukasz czegoś bardziej ambitnego niż przeciętny kryminał z półki bestselerów.

sobota, 17 maja 2025

Saga o Potworze z Bagien

 


Pierwszy tom Sagi o Potworze z Bagien w wydaniu Alana Moore’a, zatytułowany po prostu Tom 1, to początek jednej z najważniejszych transformacji w historii amerykańskiego komiksu. To nie tylko rewolucja w sposobie opowiadania historii obrazkowych, ale również głęboka, egzystencjalna podróż, która redefiniuje pojęcie bohatera i horroru w popkulturze.





Gdy Moore przejął serię po wcześniejszych autorach (konkretnie po Marty’m Pasko i Danie Mishkinie), zamiast kontynuować ich wątki, postanowił... je zakończyć. Już pierwszy zeszyt jego autorstwa, „Lekcja anatomii” (The Anatomy Lesson), uważany jest za jedno z arcydzieł komiksu. To nie tylko mistrzowsko skonstruowana opowieść grozy, ale i głęboko filozoficzne dzieło, które zmienia fundamenty całej historii.


Moore burzy dotychczasową mitologię Potwora z Bagien. Alec Holland nie jest już człowiekiem uwięzionym w roślinnym ciele – zamiast tego okazuje się, że to sama roślinność, która wchłonęła jego wspomnienia i stworzyła z siebie coś „podobnego do człowieka”. Ta reinterpretacja to więcej niż zwrot fabularny – to głęboki komentarz na temat tożsamości, świadomości i tego, co czyni nas ludźmi.





Stephen Bissette i John Totleben tworzą niezwykle sugestywną, gęstą atmosferę. Ich rysunki przypominają senne koszmary – bagna zdają się żyć własnym życiem, granice między ciałem a naturą się zacierają, a Potwór z Bagien staje się nie tyle postacią, co samą istotą otoczenia. Każda plansza jest przesycona mrokiem, detalem i biologicznym niepokojem. Wizualnie komiks jest pełen gnijących kształtów, dziwacznych form życia i deformacji, które potęgują wrażenie obcowania z czymś pierwotnym, tajemniczym, a czasem odrażającym.



Choć Saga o Potworze z Bagien to komiks zakorzeniony w estetyce horroru, nie poprzestaje na tanich straszakach. Moore sięga po grozę Lovecrafta, po mistykę natury, po osobiste lęki egzystencjalne. Nie brakuje tu brutalności (sceny śmierci, dezintegracji ciała), ale jej celem nie jest szokowanie, lecz zbudowanie poczucia nieuchronności, dekadencji, rozpadu.


Tom 1 to nie tylko historia o przemianie głównego bohatera, ale i wstęp do szeroko zakrojonej refleksji nad światem. Wątki ekologiczne, antymilitarne, społeczne – to wszystko Moore powoli, lecz konsekwentnie zaczyna wprowadzać. Komiks czyta się niemal jak poezję – narracja jest gęsta, pełna metafor, rytmiczna. To literatura, która oddycha własnym tempem.




W czasach, gdy superbohaterowie byli najczęściej jednoznaczni moralnie i silnie osadzeni w schematach walki dobra ze złem, Potwór z Bagien jawił się jako istota samotna, tragiczna i niesklasyfikowana. Nie walczy o sprawiedliwość, nie ma peleryny, nie ściga złoczyńców. Jego walka to walka o zrozumienie, o pogodzenie się z własną nieludzkością. To bohater bardziej przypominający ducha natury niż człowieka – i właśnie dlatego tak przejmujący.




Pierwszy tom Sagi o Potworze z Bagien to punkt zwrotny – nie tylko dla tej konkretnej serii, ale i dla całego medium komiksowego. Alan Moore otworzył nowe drzwi – do komiksu jako literatury, jako sztuki, jako głębokiego, refleksyjnego przeżycia. To historia o potworze, który okazuje się bardziej ludzki niż niejeden człowiek – i o człowieku, który zostaje zapomniany przez swoje własne wspomnienia.


To pozycja obowiązkowa nie tylko dla fanów horroru czy fantastyki, ale dla każdego, kto szuka w komiksie czegoś więcej niż rozrywki. To opowieść o tym, co dzieje się, gdy natura mówi ludzkim głosem – i nie mówi rzeczy pocieszających.

niedziela, 11 maja 2025

Najazd z przeszłości James P. Hogan





 Najazd z przeszłości – czyli jak Ziemianie próbowali skolonizować ludzi, którzy nie mieli rządu, a mimo to ogarniali życie


James P. Hogan to gość, który prawdopodobnie pomyślał: „A co, jeśli dzieci wychowane przez roboty w kosmosie stworzą społeczeństwo lepsze niż my wszyscy razem wzięci?” I tak powstał Najazd z przeszłości – książka, która udowadnia, że można mieć pokój na planecie bez policji, podatków i polityków (czyli science fiction w czystej postaci).


O co chodzi?


Ziemia (czyli my) – zrujnowana wojną, rządzona przez wojskowych z ego wielkości Marsa – dowiaduje się, że na odległej planecie Chiron żyje sobie grupa ludzi, którzy zostali „wysłani w kosmos” w postaci zarodków. Wychowali ich roboty, nie znają telewizji śniadaniowej ani przepisów podatkowych i – co najdziwniejsze – dogadują się bez wojen i Facebooka.


Ziemianie, nie mogąc znieść tej hańby, ruszają z „bratnią pomocą” w stylu: Halo, to nasze dzieci, dajcie nam je z powrotem, z podatkami i obowiązkową służbą wojskową! A Chirończycy patrzą, unoszą brew i mówią: Yyy... po co?


Postacie


Na Ziemi – typowy zestaw: generałowie, korporacyjni cwaniacy i szczypta moralnego niepokoju.

Na Chironie – ludzie, którzy nie wiedzą, czym jest przemoc, ale gdyby istniała kosmiczna wersja TEDx, to byliby prelegentami każdego tygodnia.


Dlaczego to zabawne?


Bo wszystko, co na Ziemi wymaga miliardów dolarów, 17 ustaw i trzech protestów społecznych, na Chironie działa... bo ludzie sobie ufają. Tak, wiem, brzmi jak absurd, ale to właśnie czyni tę książkę tak przyjemnie surrealistyczną.


Dla kogo to jest?


Dla fanów klasycznego sci-fi, którzy lubią nieco filozofii w kosmicznym opakowaniu.


Dla tych, którzy lubią myśleć: a co, jeśli...?


I dla każdego, kto chciałby przeczytać historię, w której pokojowo nastawieni hippisi pokonują zbrojną armię... swoją logiką i spokojem.



Podsumowanie?


Jeśli myślisz, że książki sci-fi to tylko lasery i wybuchy – Hogan udowodni Ci, że da się napisać kosmiczną opowieść, w której największą bronią jest zdrowy rozsądek i brak systemu podatkowego.


Ocena końcowa: 9/10 teleportujących się zarodków.

Bonusowy punkt za to, że roboty są lepszymi rodzicami niż politycy.

Niewidzialne Bernard Minier




Bernard Minier to nazwisko dobrze znane wszystkim miłośnikom thrillerów psychologicznych i kryminałów z najwyższej półki. Po sukcesach serii z Martinem Servazem oraz intrygującym tomie „Lucia”, autor powraca z drugą częścią nowego cyklu, zatytułowaną „Niewidzialne”. To powieść mocna, dojrzała i boleśnie aktualna – łącząca sprawną intrygę kryminalną z portretem społeczeństwa pogrążonego w kryzysie.


To nie jest tylko opowieść o morderstwach – to przemyślana diagnoza współczesnej Europy, która każe zadać sobie pytanie: kto tak naprawdę jest „niewidzialny”? Akcja powieści toczy się dwutorowo. W hiszpańskiej Galicji bez śladu znikają młode kobiety – najczęściej biedne, wykluczone społecznie, pozbawione rodzin. Brakuje świadków, nie ma ciał, nie ma śladów. Jedynym, co je łączy, jest samotność. Równocześnie w Madrycie ktoś brutalnie morduje ludzi z elity finansowej, zostawiając po sobie niepokojący manifest: „Śmierć bogaczom”.


Do sprawy zostaje przydzielona porucznik Lucia Guerrero – znana już z poprzedniego tomu, silna, niepokorna i pełna wewnętrznych sprzeczności. Chociaż jej oficjalnym zadaniem jest rozwikłanie zagadki madryckich egzekucji, Lucia nie może przestać myśleć o zaginionych kobietach. Coś w tej sprawie nie daje jej spokoju – i nie bez powodu. Obie historie zaczynają się splatać, prowadząc ją do urokliwego, ale i mrocznego miasteczka Cuenca, gdzie cienka granica między ofiarą a oprawcą coraz bardziej się zaciera.

Minier w „Niewidzialnych” nie oszczędza czytelnika. Stawia pytania o biedę, nierówności społeczne, rolę kobiet w społeczeństwie i system, który coraz bardziej przypomina maszynę miażdżącą jednostki. Zaginione kobiety stają się symbolem – ich zaginięcie nikogo nie obchodzi, bo były „nikim”: sprzątaczkami, bezrobotnymi, migrantkami. Jednocześnie elita Madrytu drży, bo w ich świecie pojawił się ktoś, kto nie tylko zabija, ale i upokarza.

Minier wplata w tę opowieść wiele warstw społecznych i emocjonalnych – od lęku przed obcym, przez mizoginię, po krytykę kapitalistycznego systemu, w którym bogactwo daje bezkarność. Mimo że to fikcja, nietrudno odnieść wrażenie, że opisuje nasze tu i teraz. To książka dla tych, którzy w thrillerze szukają nie tylko rozrywki, ale i głębi. Jednym z najmocniejszych elementów książki jest bohaterka. Lucia Guerrero to policjantka z zasadami, ale też kobieta w świecie, który nieustannie ją testuje. Jej życie osobiste dalekie jest od ideału, a zawodowe decyzje często stawiają ją pod ścianą. Nie jest superbohaterką – jest człowiekiem. Dzięki temu łatwo się z nią utożsamić. Minier pozwala nam wejść do jej głowy, zrozumieć motywacje, lęki i ból. To bohaterka na miarę naszych czasów – silna, ale nie niezniszczalna.

Minier pisze gęsto, z dużą dbałością o szczegóły. Opisy miejsc – czy to szarego Madrytu, czy wilgotnych wzgórz Galicji – budują klimat zagrożenia i obcości. Autor z dużym wyczuciem balansuje między dynamiczną akcją a chwilami refleksji. Jego styl jest dojrzały, miejscami niemal literacki, ale nie traci tempa i nie pozwala na nudę. Co ciekawe, mimo że książka porusza ciężkie tematy, nie brakuje w niej subtelnych momentów czułości, współczucia czy – rzadko, ale jednak – humoru. To wszystko sprawia, że „Niewidzialne” to thriller pełnokrwisty – nie tylko w sensie gatunkowym, ale i emocjonalnym. „Niewidzialne” to powieść, która wciąga bez reszty i nie pozwala przejść obojętnie. Bernard Minier udowadnia, że thriller może być jednocześnie trzymający w napięciu i społecznie zaangażowany. To książka, która zadaje trudne pytania i nie udziela łatwych odpowiedzi. Dla jednych będzie to mroczna rozrywka na kilka wieczorów, dla innych – literackie lustro współczesności.

Jeśli szukasz thrillera, który ma coś do powiedzenia – nie tylko o zbrodni, ale i o tym, jak łatwo w dzisiejszym świecie stać się „niewidzialnym” – ta książka jest dla Ciebie.




Księżycowa winnica Carla Montero

 



Literatura historyczna ma w sobie coś niezwykle pociągającego. Z jednej strony daje nam wgląd w losy minionych pokoleń, z drugiej – opowiada uniwersalne historie o miłości, stracie, odwadze i walce o przetrwanie. „Księżycowa winnica”, najnowsza powieść Carli Montero, doskonale wpisuje się w tę konwencję, serwując czytelnikowi pełną emocji i napięcia opowieść, której długo się nie zapomina.


Akcja książki toczy się w latach 40. XX wieku, w okupowanej przez Niemców Francji. Główna bohaterka, Aldara, ucieka z Hiszpanii ogarniętej wojną domową i szuka schronienia w Burgundii. Tam wychodzi za mąż za Octave’a Montauban – spadkobiercę rodzinnej winnicy. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że odnalazła upragniony spokój. Niestety, rzeczywistość szybko weryfikuje te nadzieje – Octave trafia do niemieckiej niewoli, a Aldara pozostaje sama w ogromnej posiadłości, otoczona niepewnością i grozą okupacji. Wkrótce w rezydencji Montauban pojawiają się nowi, niepokojący goście: młodszy brat męża, służący w niemieckiej armii oficer oraz brytyjski pilot, którego Aldara ukrywa na poddaszu. Kobieta zostaje wciągnięta w wir wydarzeń, które zmuszą ją do podejmowania trudnych, często niebezpiecznych decyzji. Walka o przetrwanie przeplata się tu z działalnością ruchu oporu, tajemnicami rodzinnymi oraz niełatwymi relacjami miłosnymi.


To, co wyróżnia tę powieść, to doskonała kreacja głównej bohaterki. Aldara nie jest postacią jednowymiarową – to kobieta pełna sprzeczności, silna, a jednocześnie podatna na emocje i wewnętrzne rozterki. Jej postawa w obliczu wojennej zawieruchy budzi szacunek – potrafi zachować godność i wiarę we własne przekonania nawet wtedy, gdy świat wokół niej wali się w gruzy. Czytelnik towarzyszy jej w każdym wyborze, współodczuwa niepokój, strach, ale też nadzieję i pragnienie wolności.

Carla Montero nie idealizuje swoich postaci. Ich losy są często brutalne, niepozbawione błędów, ale dzięki temu tak bardzo ludzkie. Nawet postacie drugoplanowe mają wyraźnie zarysowane charaktery i wpływają realnie na bieg wydarzeń. Między słowami toczy się też opowieść o ludzkiej naturze – o tym, jak wojna obnaża prawdziwe twarze ludzi i jak cienka granica dzieli bohaterstwo od zdrady. Montero znana jest z umiejętności łączenia fikcji z faktami historycznymi, i w „Księżycowej winnicy” robi to z prawdziwą maestrią. Tło wydarzeń – od szczegółów życia codziennego pod okupacją, przez działanie francuskiego ruchu oporu, aż po kulturę winiarską Burgundii – zostało oddane z niezwykłą dbałością o detale. To nie tylko opowieść o wojnie – to również historia miejsca, które mimo zawieruchy dziejowej nadal żyje swoim rytmem, kultywując tradycję, pasję i piękno. Narracja prowadzona jest płynnie, styl Montero jest dojrzały, subtelny, a jednocześnie sugestywny. Opisy winnicy Montauban mają niemal filmowy charakter – aż czuć zapach dojrzewających winogron i chłód kamiennych piwnic. To nie tylko tło – to drugi, równie ważny bohater tej książki. 

„Księżycowa winnica” to książka, która zostaje w pamięci. Jest w niej wszystko, co powinno znaleźć się w dobrej powieści historycznej: emocje, napięcie, dramat, a także pięknie opisana miłość – nie tylko ta romantyczna, ale też miłość do życia, wolności i ludzi. To historia o tym, jak wojna zmienia człowieka, ale i o tym, że nawet w najciemniejszych czasach można odnaleźć promień światła. Polecam tę powieść każdemu, kto szuka czegoś więcej niż lekkiej lektury – to książka, która porusza, skłania do refleksji i pokazuje siłę kobiecego charakteru. Carla Montero po raz kolejny udowadnia, że potrafi opowiadać historie, które trafiają prosto w serce.


środa, 30 kwietnia 2025

Maciej Siembieda Sobowtór

 


Maciej Siembieda po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem łączenia faktów historycznych z literacką fikcją. W „Sobowtórze” zabiera nas w podróż przez wieki, kontynenty i sekrety, które mogły zmienić bieg historii. To powieść, która trzyma w napięciu do ostatniej strony i zostawia czytelnika z głową pełną pytań.


Fabuła zbudowana na faktach – ale jakich!


Głównym bohaterem jest Jakub Kania, były prokurator IPN, znany z poprzednich książek Siembiedy. Tym razem jego śledztwo dotyczy jednego z najbardziej intrygujących epizodów XX wieku: zagadki zaginionego sobowtóra Adolfa Hitlera. Autor z mistrzowską precyzją łączy wątki nazistowskich tajemnic, polskich realiów powojennych i współczesnych rozgrywek polityczno-historycznych.


Styl i narracja


Siembieda pisze językiem barwnym, ale jednocześnie oszczędnym – nie rozciąga opisów, nie przegaduje scen, a każda strona pcha akcję do przodu. Co ważne, w jego książkach czuć ogromną pracę dokumentacyjną, a jednocześnie opowieść nie traci literackiego charakteru. Autor potrafi sprawić, że nawet najbardziej skomplikowane kwestie historyczne stają się przystępne i fascynujące.


Dlaczego warto przeczytać?


„Sobowtór” to książka dla miłośników historii, zagadek, teorii spiskowych i dobrego thrillera. Daje nie tylko emocje, ale też wiedzę – a wszystko podane w formie dynamicznej, wciągającej powieści. Jeśli cenisz literaturę, która bawi i uczy, a jednocześnie nie traktuje czytelnika jak ignoranta – ta pozycja jest dla Ciebie.


Podsumowanie


Maciej Siembieda po raz kolejny udowadnia, że potrafi snuć opowieści, które intrygują, edukują i dostarczają czystej przyjemności z lektury. „Sobowtór” to thriller historyczny na najwyższym poziomie. Polecam z czystym sumieniem!

sobota, 26 kwietnia 2025

Tytani. Świat Bestii. Tom 1 - Tom Taylor, Nicola Scott, Ivan Reis

 


Kiedyś byli Młodzi Tytani. Teraz mamy po prostu Tytanów – zastępców Ligi Sprawiedliwości na polu walki ze złem, w świecie po ostatnim kryzysie. Tak więc, jeśli „Mroczny Kryzys” Wam się podobał, po ten komiks musicie sięgnąć koniecznie, bo to jakby ciąg dalszy wszystkiego i pokazanie wpływu na uniwersum. A bez tego? To po prostu niezły drużynowy komiks superbohaterski dla fanów DC.


Fabuła

Jeśli chodzi o treść to mamy tu dość typowe superhero. Nowy wróg, drużynowa akcja, a tej akcji dużo, podobnie, jak postaci. To, co sprawia, że album wart jest uwagi, to przede wszystkim fakt, że jest istotny dla uniwersum. poza tym niezłe jest samo pisarstwo Taylora, który jak zawsze robi komiks lekki, nonszalancki niemalże, stricte rozrywkowy, ale właśnie jako rozrywka wypadający nieźle. Mam wrażenie też, że lepiej wychodzi mu kiedy pisze o ekipie, a nie jednym bohaterze, bo tak, jak jego Superman z synem Clarka nie był czymś, co mnie zachwycało, tak tu jest lepiej, różnorodniej i ciekawiej.



Rysunki

Szata graficzna pozostaje bardzo przyjemna i dobrze zrobiona. Nie jest to nic wybitnego, ale naprawdę miło wygląda i ma klimat. Po prostu rzetelna rzemieślnicza robota. Jak na współczesny komiks przyjemna, nieprzesadzona w kwestii komputerowych fajerwerków i dająca sporo frajdy. Tak na poziomie rysunków i koloru, jak i samej treści – te zresztą wzajemnie dopełniają się i dobrze współgrają.


Podsumowanie


Śmiało można. To rzecz bardziej dla fanów, bo jednak znać ostatni „Kryzys” nie tylko wypada, ale i trzeba, żeby dobrze się w tym wszystkim odnaleźć (a żeby odnaleźć się w „Mrocznym Kryzysie” trzeba też znać parę poprzedzających go wydarzeń, które wstrząsały uniwersum), niemniej godnie podejmuje temat. I całkiem nieźle zaczyna nowy rozdział historii DC.



Thor. Tom 3 - Al Ewing, Donny Cates, Torunn Grønbekk,Salvador Larroca, Nic Klein, Sergio Davíla, Juan Gedeon

 


Trzeci tom „Thora”, czyli dowód na to, że Cates Venoma nie umie zostawić. Jego run z tą postacią był udany i to bardzo, szedł w nowe, fajnie bawił się starym, a po wszystkim zostawił wiele otwartych spraw. I teraz autor wraca do tej historii, dając nam zarówno coś dla fanów jego opowieści o symbiontach, jak i masę frajdy miłośnikom boga gromów.


Fabuła
Cates, jak to Cates, robi rzecz lekką, szybką i przyjemną. Ten gość to taki facet, który bierze i ogarnia dowolną serię, która wpadnie mu w ręce i za każdym razem okazuje się, że jednak mu to wychodzi. Że nawet jak tylko podchodzi na luzie, to jest to luz, który kupuje czytelnika. Coś, jak kinowe hity, nie męczą mózgu, mają dostarczyć przyjemności i nie nudzić i dokładnie to tutaj mamy.
Akcja konkretna, widowiskowa. Dużo postaci. Dużo fajnego materiału dla fanów, ale i przyswajalność dla tych, którzy w serii siedzą dopiero od niedawna. No miło jest, i z powagą, i nonszalancją. I po prostu sympatycznie.




Grafika
Tu też jest dobrze, nawet bardzo. Rysunki proste, ale wyraziste, dobrze wykonane, kiedy trzeba widowiskowe albo odpowiednio skupione na postaciach i tym, co przeżywają. Są w nich emocje, jest na co popatrzeć, jest też po prostu bardzo ładne wykonanie, z dobrze dobranym kolorem. No i wydanie, które to wszystko podkreśla.

W skrócie, solidnej grubości, bardzo przyjemny i wart poznania. tym bardziej, że mamy tu dodatkowo pomoc takich twórców, jak Al Ewing, który po Catesie pisał „Venoma” czy świetna scenarzystka młodego pokolenia, Torunn Grønbekk.



Sierżant Rock i armia trupów - Bruce Campbell, Eduardo Risso


Sierżant Rock i Armia Trupów to nietypowe połączenie klasycznego klimatu wojennego z horrorem w stylu pulp. Za scenariusz odpowiada Bruce Campbell (znany fanom horrorów jako Ash z Martwego Zła), a rysunki stworzył Eduardo Risso (100 naboi), co już samo w sobie zapowiada niecodzienne doświadczenie. 

 

Akcja dzieje się pod koniec II wojny światowej. Sierżant Frank Rock i jego legendarna Kompania Łotrów zostają wysłani na tajną misję: zniszczyć nazistowski eksperyment związany z wskrzeszaniem martwych żołnierzy. Brzmi znajomo? Tak – to klasyczny motyw „nazi zombies”, ale podany w świeży i zaskakująco poważny sposób. Campbell nie idzie w stronę czystej parodii – opowieść ma swój ciężar emocjonalny, a bohaterowie nie są tylko papierowymi twardzielami.

 

Styl Rissa to jeden z najmocniejszych punktów komiksu. Jego mroczna, nieco szorstka kreska idealnie pasuje do brudnych okopów i upiornych scen z udziałem nieumarłych. Kontrast między wojennym realizmem a nadnaturalnymi elementami jest dobrze wyważony – wszystko trzyma się w jednej stylistycznej tonacji.

 



To komiks krótki (miniseria w kilku zeszytach), ale treściwy. Znajdziemy tu brutalność wojny, patos, akcję i grozę – wszystko podane z pulpową energią. Fani Sierżanta Rocka dostaną nową, ciekawą odsłonę postaci, a miłośnicy horrorów z satysfakcją przeczytają dynamiczną historię z nieumarłymi w tle.

 

Sierżant Rock i Armia Trupów to udane połączenie dwóch gatunków, które rzadko się spotykają. Dobrze napisany, świetnie narysowany i wciągający. Nie jest to może arcydzieło, ale zdecydowanie warto po niego sięgnąć – zwłaszcza jeśli lubisz klimaty „Wolfenstein” albo „Overlord”.

 


 



Czytelniku, nienawidzę cię - Henry Kuttner

 


Już sam tytuł książki to literacki pstryczek w nos: „Czytelniku, nienawidzę cię”. Brzmi jak groźba, jakby Kuttner chciał cię od razu przepędzić od lektury. Ale nie daj się zwieść — to zaproszenie. Zaproszenie na szaloną, nieprzewidywalną, błyskotliwą przejażdżkę po meandrach absurdalnej wyobraźni jednego z najbardziej oryginalnych autorów science fiction XX wieku.

 

Ta książka to zbiór opowiadań, które łączy jedno: totalny brak szacunku do utartych schematów. Kuttner (często piszący wspólnie z żoną, C.L. Moore, choć tu występuje solo) nie pisze „dla mas” ani „dla krytyków” – pisze dla własnej uciechy, a przy okazji dla naszej. Każde opowiadanie to literacki eksperyment, zabawa z formą, pomysłami i z samym czytelnikiem.

 

Czego możesz się spodziewać?

 

Narratorów, którzy cię nie lubią, ale z tobą rozmawiają.

 

Bohaterów, którzy sami nie wiedzą, w jakim gatunku są osadzeni.

 

Pomysłów tak dziwnych, że zaczynasz się zastanawiać, czy autor miał dostęp do innych wymiarów.

 

Dialogów, które przypominają rozmowy z filozofem... po kilku drinkach.

 

Światów, gdzie rzeczywistość się rozpada szybciej niż twoje postanowienia noworoczne.

 

 

Ale za tą całą ironią i humorem kryje się prawdziwa literacka maestria. Kuttner potrafi jednocześnie bawić i zmuszać do myślenia. Choć niektóre opowiadania wydają się czysto komediowe, często uderzają w bardzo ludzkie struny – samotność, szaleństwo, tożsamość, sens istnienia. Tylko że u niego te tematy podane są z dodatkiem kosmicznego absurdu i narracyjnej akrobatyki.

 

Czy trzeba lubić fantastykę?

Nie do końca. Ta książka to bardziej literatura eksperymentalna z elementami SF, niż typowa fantastyka. Jeśli lubisz Vonneguta, Lema (w jego bardziej humorystycznej wersji), czy Douglasa Adamsa – odnajdziesz się tu doskonale. Jeśli nie… cóż, możesz poczuć się trochę jak człowiek w kapciach na zjeżdżalni wodnej – zaskoczony, ale ostatecznie rozbawiony.

 

Czy książka jest „łatwa w odbiorze”?

Nie. Ale jest tego warta. Trzeba się nastawić na to, że autor będzie z tobą igrał. Zmieniając styl, łamiąc zasady, ignorując strukturę i momentami z premedytacją cię irytując. Ale wszystko to robi z taką lekkością i humorem, że nie sposób się nie uśmiechać.

 Słowem podsumowania. 

„Czytelniku, nienawidzę cię” to zbiór opowiadań, które mogą zirytować, zaskoczyć i rozbawić – często wszystko na raz. To książka inna niż wszystkie: pełna ironii, szalonych pomysłów i literackich żartów z konwencji. I choć narrator może cię nie lubić – ty pokochasz tę książkę za jej bezczelność.


5 grudniów - Jamesa Kestrela


 „5 grudniów” Jamesa Kestrela to wyjątkowy kryminał, który wciąga czytelnika od pierwszych stron i nie puszcza aż do samego końca. Powieść osadzona jest tuż przed atakiem na Pearl Harbor, a jej akcja toczy się na Hawajach, w Japonii i w różnych zakątkach Azji, co nadaje jej atmosferę napięcia i niepewności, idealnie oddając nastrój nadciągającej wojny.

 

Głównym bohaterem jest detektyw Joe McGrady, który zostaje wplątany w brutalne śledztwo związane z podwójnym morderstwem. Jednak sprawa szybko przeradza się w coś znacznie większego — polityczne spiski, szpiegostwo, osobiste tragedie i moralne dylematy. Kestrel z ogromnym wyczuciem buduje portret psychologiczny bohatera — człowieka rozdartego między obowiązkiem, sumieniem a pragnieniem sprawiedliwości.

 

Styl Kestrela jest surowy, oszczędny, a zarazem pełen literackiego kunsztu. Fabuła rozwija się powoli, ale z każdą stroną zyskuje na intensywności. Szczególnie zachwycają opisy miejsc i realiów epoki — od zadymionych biur w Honolulu po japońskie więzienia. Kestrel odtwarza klimat lat 40. z imponującą dokładnością, co dodaje historii autentyczności.

 

To powieść nie tylko dla fanów kryminałów, ale i dla tych, którzy cenią sobie literaturę z historią w tle. „5 grudniów” to książka o poświęceniu, winie i nadziei — historia, która zostaje z czytelnikiem długo po zakończeniu lektury.

 

piątek, 18 kwietnia 2025

Drapieżny ród Piastów, "Piastowie. Przeklęty testament Sławomir Leśniewski

 




Historia początków Polski zaprezentowana, jakby to była dobra literatura przygodowa? Ja wiem, że publikacje Leśniewskiego, speca od literatury historycznej (na koncie ma choćby „Na Moskwę. Polacy na Kremlu w XVII wieku”, „Napoleoński amok Polaków” czy „Potop. Czas hańby i sławy 1655-1660”), to nic innego, jak literatura faktu, żadne powieści, żadna beletrystyka. A jednak mają w sobie to coś. To nie sucha, podręcznikowa wiedza, a wiedza pełna, krwista, bogata i pozwalająca nie tylko zapoznać się z faktami, ale i – a raczej przede wszystkim – wczuć w nie i całej tej historii doświadczyć. I takie właśnie są te dwie części sagi o Piastach – „Drapieżny ród Piastów” oraz „Piastowie. Przeklęty testament” – które urzekaną każdego miłośnika historii rodzimej.

 

No to już wiemy o czym to i z czym się, a jak to wszystko wypada? Poza tym, że znakomicie, o czym już przecież pisałem na wstępie. A zatem tak, z jednej strony Leśniewski podchodzi do tematu z chłodnym profesjonalizmem, stara się być jak najdokładniejszy, więc opisuje nie tylko to, co główne, najważniejsze i najistotniejsze, ale i postacie poboczne, mało albo prawie powszechnie nieznane, a także tło, dzięki czemu rzecz nabiera głębi, pełni. Z drugiej strony opowiadając o ludziach, nie tylko o tym, kim byli, ale też jacy byli. Efekt? Czytanie książek Leśniewskiego na tle czytania podręczników pokazuje nam jaka wielka przepaść dzieli książki, które powinny uczyć historii od tej, które nas faktycznie jej uczą – poprzez doświadczanie. Bo dla autora liczy się historia i jej przekazanie, to jego pasja i – mam wrażenie – misja. I nie tylko ma wiedzę pozwalającą mu to zrobić, ale i umiejętności, dzięki którym przekazuje ją tak przyjemnie i skutecznie.


 Co mi się tu podoba to fakt, że obie te pozycje to książki balansując między naukowym profesjonalizmem, a treściami i formą podania odpowiednią jednocześnie dla laików. To nie szkolny wykład, to nie podręcznik ani skondensowana wiedza podręcznikowa, z której niewiele poza datami i nazwami wynika. Po prostu jest tu ciekawie, bez przynudzania, wyczerpująco, ale bez nadmiaru suchych faktów, za to z lekkością i pasją. Każdy z tych tomów to ponad czterysta stron – łącznie niemal dziewięćset stron, głównie tekstu, choć znalazło się też miejsce dla odrobiny zdjęć, które doskonale całości dopełniają, uzupełniają i pozwalają nie tylko poczuć, wyobrazić, poznać, ale i zobaczyć.


 Ergo? Bierzcie w ciemno, jeśli lubicie historię – nawet jeśli nie trawicie książek historycznych. Leśniewski, jak już pisałem, zrobił tu robotę, która broni się na każdym polu, nieważne czy u zagorzałych miłośników tematu, czy też w przypadku nim zainteresowanych, ale nieprzepadających za tym, jak zwyczajowo wyglądają takie książki. A po lekturze tych dwóch tomów naprawdę chce się więcej, na szczęście autora stworzył niejedną podobną pozycję, jest zatem z czego wybierać.



niedziela, 6 kwietnia 2025

Kolorowe trójkąty Joanna Bednarczyk

 




Dziś omawiam dla Was grę „Kolorowe trójkąty”. Rzadko omawiam tego typu rzeczy, ale to – jak i omawiane przeze mnie „Ubongo” – to rzecz warta uwagi. Bardzo przyjemna rozrywka dla całej rodziny – już od graczy w wieku lat sześciu. 2-4 uczestników, pół godzinki na sesję, a ile daje frajdy!


 



Gra ma dwa warianty rozgrywki:


1. „Tylko kolory” – w tym wariancie gracz otrzymuje punkty za wszystkie kolorowe trójkąciki ze „spójnych” jednokolorowych obszarów (złożonych z co najmniej dwóch trójkącików), które utworzył dokładając swój kafelek.


2. „Kolory i trójkąty” – w tym wariancie gracz otrzymuje punkty jak w wariancie „Tylko kolory” oraz dodatkowo otrzymuje punkty za dostrzeżenie każdego trójkąta MAX (o boku co najmniej 2), czyli takiego, który powstał po dołożeniu większej ilości kafelków.


Potrzebna jest doskonała spostrzegawczość i umiejętność strategicznego myślenia. Wygrywa gracz, który na koniec gry zgromadzi najwięcej punktów.


Gra:


- ćwiczy spostrzegawczość i umiejętności strategii


- uczy cierpliwości


- poprawia koncentrację


 



No i to wszystko co można powiedzieć o rozgrywce. Gra wymagająca skupienia i myślenia, uwagi, ale i uważności, jednocześnie uczy tych rzeczy, pozwala je rozwijać i bawi. Bawi naprawdę znakomicie, a że wymaga niewiele od graczy, bo i łatwo opanować zasady, i jej zawartość jest dość skromna (ale więcej nie trzeba: 6 większych trójkątów kafli startowych, 2 komplety mniejszych trójkątów kafelków i 4 ściągawki z punktacją to naprawdę dostateczny zestaw). A gra dzięki elementowi losowości nadaje się do wielokrotnego grania przez naprawdę długi czas. A grać się chce. I jest w co.

Przy okazji rzecz jest znakomicie wykonana. Wymiar rozrywkowy i naukowy gwarantuje osoba autorki, bo Joanna Bednarczuk to, jak mówi wydawca, doświadczona nauczycielka matematyki i współautorka podręczników. Od lat popularyzuje metodę nauki poprzez zabawę, wykorzystując łamigłówki, układanki i inne pomoce manualne.  I to się w grze widzi i czuje. rzecz jest dobra i profesjonalnie wykonana, a przy okazji bardzo, bardzo ładna – młodszym wpadnie w oko, starszym nie wyda się zbyt barwna i infantylna, więc naprawdę dla każdego coś miłego. Macie ochotę? Grajcie, warto.


Ubongo. Travel Grzegorz Rejchtman




 „Ubongo” –  uwielbiam. Fajna sprawa te gierki, sporo jest ich różnych ma rynku, a tu mamy wersję podróżą, do plecaka, kieszonkową, jak wolicie. Kolejną taką, ale nieważne, czy znacie poprzednie, czy nie, zabawa jest przednia i da dużo przyjemności graczom w różnym wieku.



Gra typu bawiąc uczy, ucząc bawi. Czym bawi, wiadomo, czego uczy? A no umiejętności logicznego myślenia, spostrzegawczości i motoryki małej. Uczy tego na różnych poziomach, bo możemy sami dostosować poziom trudności. A na dodatek dla odmiany tym razem gracze dostają też tryb solo, więc mogą bawić się w grupie (do czterech osób) albo samemu. A przy okazji jej kolejnym dużym plusem jest tempo rozgrywki – potrzeba na nią ledwie kwadransa, więc można szybko i miło, w krótkiej wolnej chwili. Ładne jest tu wykonanie, wszystko wygląda przyjemnie, wpada w oko i po prostu jest, jak zawsze, dobre. Na zestaw składają się 32 planszetki z 64 różnymi zadaniami oraz 4 komplety po 8 kafelków, rzecz zajmuje niewiele miejsca, ale daje masę frajdy każdemu, kto się zaangażuje w rozgrywkę. Do tego w odbiorcach starych, jak ja, takich sentymentalnych dziadersach, jak to mówią, obudzi wiele nostalgii, bo chyba każdy z nas pamięta, jak grało się w takie podróżne gry do plecaka załączone do „Kaczora Donalda”.


Lasy Opalu. Tom 1 Arleston Christophe Philippe Pellet

 



Twórca „Lanfeusta z Troy” wraca z nową serią. Fajnie. Tym razem rzecz jest bardziej klasyczna, bardziej typowa, ale nadal bardzo, bardzo dobra. Komu odpowiada heroic fantasy o ratowaniu wszystkiego, ale takie lekkie, a zarazem brutalne, gdzie bohater wybraniec, mocni wrogowie i ładne kobiety, może śmiało poznać.


 


Co tu dużo mówić, twórcy tej serii nie bawią się w odkrywanie nowych fantastycznych lądów, chcą się po prostu dobrze bawić odtwarzając motywy, które doskonale znają i ta zabawa udziela się nam. Tak to wygląda. czy to źle? Nie, bo nawet jeśli nie znajdujemy tutaj nic nowego, całość czyta się lekko i przyjemnie. Sprawnie napisana rzecz, z dobrą akcją i sporą dozą uroku. Bardziej to takie męskie fantasy – czego innego spodziewać się po tym scenarzyście, prawda? – ale tak naprawdę nie ma to znaczenia, bo kto gatunek lubi, znajdzie coś dla siebie.



Tylko trochę szkoda, że szata graficzna to jednak nie drugi „Lanfeust”, bo niezła jest, ale… No trochę niewprawna mam wrażenie, trochę czasem coś tu zgrzyta, nie do końca wpada mi w oko, ale i nie jest zła. Po prostu liczyłem na coś lepszego, acz chociaż i tu co prawda nie ma żadnego novum, takie ilustracje zawsze nieźle się sprawdzają i pasują, nawet jeśli nie zawsze są jakieś super. Super za to jest wydanie, a całość warto polecić. Oczywiście „Lasy Opalu” to zaledwie pierwszy tom. 


niedziela, 30 marca 2025

Sekrety nigdy nie umierają Ralph Vincent

 


Lekka, prosta książka, całkiem przyjemne czytadło dla nastolatków. Poprawnie napisana z całkiem niezłym klimatem. Wchodzi szybko i przyjemnie. Nie jest to jakieś wybitne dzieło, za bardzo przypomina Koszmar minionego lata, chociaż jednocześnie ma swój charakter. Postacie proste bardziej archetypiczne niż złożone psychologicznie. Do młodego czytelnika przemówią na pewno. Dzieje się na pewno dużo, w szybkim tempie i niezłym stylu. Tyle.

Goscinny&Uderzo Asteriks i Normanowie

 


Asteriks” to taka seria, że za każdym razem, gdy czytam kolejne komiksy z niej – nawet jeśli czytam je po raz n-ty - chcę tylko więcej. bo bawi, uczy, przekazuje sporo fajnej wiedzy historycznej dzieciakom – choć pewnie i niejednemu dorosłemu – a tym najstarszym odbiorcom pozwala bawić się odniesieniami, puszczaniem oka i całą gamą żartów mniej lub bardziej zrozumiałych dla dzieci. Jest tu satyra, jest dobra zabawa, jest magia.

 Ot bez dwóch zdań jedna z najlepszych (jeśli nie najlepsza) komiksowych komedii familijnych, które tak samo doskonale każdego.  Do tego wszystko jest znakomicie ilustrowane – prawdziwe mistrzostwo cartoonowych ilustracji, dopracowane, urzekające i uzupełnione o genialny w swej prostocie kolor. I pięknie wydane, jak zresztą zauważa sam wydawca: Nowa edycja w twardej oprawie oprócz komiksu zawiera także ponad czterdzieści stron dodatków, w których czytelnik pozna okoliczności powstawania albumu, zobaczy archiwalne materiały i dowie się wielu ciekawostek o bohaterach, autorach i historii.

 I to doskonale dopełnia i tak już wybitnej całości.

Powrót Metallo. Superman Action Comics. Tom 1 Phillip Kennedy Johnson Sandoval Rafa


 

Metallo wraca. Bywa. Dawno go nie było w serii – przynajmniej na polskim rynku, nie wiem, jak w USA – a że to całkiem fajny jest wróg, można się było cieszyć. Czy słusznie? A no niezbyt, bo historia choć niezła, jest dość zachowawcza i typowa. Pomysł na opowieść jest spoko, ale – jak to u tego scenarzysty bywa – gorzej jest z wykonaniem.



W Metropolis wieje wiatr przemian, a rosnąca agresja ruchu Błękitna Ziemia powoduje niepokój w całej superrodzinie. Otwarcie Steelworks Tower – przyszłego bastionu innowacyjności – przyciąga uwagę potężniejszego niż zwykle Metallo. Gdzie zdobył swoją supersiłę i dlaczego zaślepia go zemsta?


 


Super, że Metallo. Fajnie, że jakiś pomysł na to był. Dobrze, że ma to czasem taki vibe w stylu lat 90. Niefajnie, że napisał to Johnson. Dzięki temu komiks staje się typowy, sztampowy, z drętwymi dialogami. Tam gdzie akcja i mało gadania jest przyjemnie, tam, gdzie wkracza więcej tekstu widać od razu, że scenarzyście nie idzie, to nie jego bajka i lepiej byłoby, żeby wymyślał fabuły – choć też nie wszystkie, bo zrobił już masę kiepścizn – i zostawił pisanie, choćby samych dialogów, komuś innemu.


 



Za to ładnie to wygląda, akcja wypada dobrze, postacie i klimat tak samo. Udaje się komiksowi zrobić dobre wrażenie od tej strony, choć już to wszystko, co się tu dzieje widzieliśmy już tyle razy. Wizualnie zabawa jest bardzo dobra, szkoda, że treść nie dorasta jej do pięt. Z drugiej strony to i tak jeden z lepszych komiksów z Supermanem od Johnsona, więc jeśli poprzednie Wam podeszły, ten będzie Wam smakował jeszcze lepiej.


Nocne koszmary. Batman Williamson Joshua Porter Howard Giuseppe Camuncoli



Ten album przypomina mi nieco „JLA: Dark” – bardziej film, animację, a nie fajny komiks, którego po polsku chyba już się nie doczekamy. Bo Batman, bo Zatana, bo horror. Williamson jakim pisarzem jest każdy wie, ale tym razem o dziwo mu się udało.


 



Batman, Superman i Wonder Woman wraz z wplątanym w całą historię Deadmanem walczą z Insomnią i jego Bezsennymi Rycerzami! Kto przetrwa, gdy nasi bohaterowie trafią do krainy koszmarów?


 


„JLA: Dark” to była tak seria, taka ekipa, gdzie ci mroczniejsi bohaterowie wydawcy – Constantine, Deadman, Zatana itp. – zebrali się i ze złem walczyli. Tak w skrócie i uproszczeniu. Jeśli porównać to do czegoś wydanego po polsku, byłby to zapomniany już nieco, ale wracający niedługo w nowym, pełny, wydaniu „Świt synów nocy”. Jakościowo „Nocnym koszmarom” bliżej jest jednak do „Ghost Rider: Wojna u wrót piekła”, ale i tak daje radę. Bo lubię mrok, lubię horror i Batmana też lubię i fajnie grają te elementy. A że Zatana to postać, która zjednała sobie mają sympatię… Sami wiecie. Reszta to pretekstowa, znajoma fabuła, bo ileż to było historii, w których Wayne w przebraniu stawiał czoła horrorowym rzeczom, to właściwie standard, ale daje radę.


 


Najlepsze są ilustracje. Bo te to już w ogóle moja bajka. Lubię tych artystów, a tu dobrze im idzie, fajnie to wszystko wygląda i jest klimat, a to najważniejsze. Czyli śmiało, czytajcie, sięgajcie, bo jeśli to są wasze klimaty, znajdziecie tu coś dla siebie. Lepsze to od większości komiksów DC z tej linii wydawniczej. No i na pewno jeden z lepszych komiksów tego scenarzysty.

DC Deluxe Catwoman. Rzymskie wakacje Tim Sale Jeph Loeb

       „ Catwoman: Rzymskie wakacje ” to osobna, sześcioczęściowa miniseria wydana pierwotnie w latach 2004–2005, będąca spin-offem kultoweg...