niedziela, 7 września 2025

Do piekła i z powrotem. Superman Action Comics. Tom 2 Phillip Kennedy Johnson Watters Dan Eddy Barrows

 



Action Comics to ta z dwóch wydawanych na polskim rynku serii o Supermanie, która bardziej skupia się na rodzinnych losach, niż solowych akcjach. I wychodzi jej to całkiem nieźle, a wprowadzenie sennej tematyki wypada całkiem do rzeczy.




Trochę się w tych nowych komiksach z DC pozmieniało. Kiedy startowało Odrodzenie i wychodziły dwie serie z Supermanem, Action Comics był skupiony na solowych przygodach i potężnych wrogach, podczas gdy Superman jako tytuł serwował nam rodzinne losy Clarka, jego żony i syna. Podobnie było potem, gdy serię przejął Bendis – chociaż za jego dyżuru nad seriami zaczęło się to mieszać ze sobą i zamazywać. A teraz to „Superman” jest tytułem bardziej nastawionym na akcję, a „Action Comics” na wątki rodzinne. Może to takie przetasowanie dla tych, którzy czytają tylko jedną serię i w ten sposób mogą dostać coś świeżego?




Jak jednak by nie podchodzić, fajnie jest. Sporo się dzieje, są tu jakieś pomysły, a i różnorodności też nie brak, bo scenarzystów mamy trzech, a im partnerują różni rysownicy. I jedni z tych twórców szukają czegoś nieco nowego – nieco, bo wszystko już zostało powiedziane – inni starają się grać na sentymentach (i powiem, że fajnie wypadają tu wątki kojarzące się z „Rządami Supermenów”), a rysownicy budują fajny, często mroczny klimat tych opowieści. Komu podobał się poprzedni tom, ten teraz będzie równie zadowolony. Ładnie jest to wszystko wydane, jak zawsze zresztą i trzyma poziom. Do historii komiksu nie przejdzie, przełomowe nie jest, ale jednocześnie to po prostu rzetelna kontynuacja serii, która jest z nami niemal od wieku i wciąż bawi kolejne pokolenia.

Wszystko, co złe. Pingwin. Tom 2 King Tom Rafael De Latorre

 



Tom King pisze i wiadomo, że chce się czytać, bo jednak jego nazwisko od lat stanowi wyznacznik dobrej jakości w komiksach. Nie jest może wielkim artystą, ale też i daleko mu do typowego rzemieślnika, bo jednak potrafi wycisnąć ze swoich opowieści coś zdecydowanie więcej. czy w „Pingwinie” wyciska? Nie, ale nie o to też chodzi – to po prostu jeszcze jedna fajna opowieść ze świata Batmana, który długo i skutecznie rozwijał swego czasu. I chociaż jego Gacek nigdy nie był na poziomie choćby „Miracle Mana”, zawodu nie było. I nie ma też tym razem.


 



Tom King to gość, którego trudno nie docenić. Jego run Batmana nie był równy, miewał wpadki i nie należy do najlepszych prac scenarzysty, ale miewał takie momenty, że do dziś się je wspomina i chętnie do nich wraca. „Pingwin” to z jednej strony jeszcze jedna seria z tego uniwersum, z drugiej ciekawe podejście do tematu jednego z ciekawszych wrogów Batmana, który tak do końca wcale tym wrogiem nie jest i nie raz bywał pomocny. Tu jednak pokazuje się od strony mafijnego bossa, który umie działać z rozmachem, ale i z precyzją.




Ten album to kawał dobrej opowieści sensacyjnej. Przyziemnej, pełnej akcji i klimatu, ale i niezłych pomysłów. Zero nudy, sporo dynamiki, ale też i brak przesady sprawiają, że album czyta się jednym tchem i naprawdę przyjemnie. Do tego dochodzą świetne rysunki i nastrój, jaki budują no i po prostu frajda z lektury. I nieważne czy jesteście fanami serii, czy nie, ten – i poprzedni – tom to rzecz w sam raz też dla nowych. Wiadomo, wszystko osadzone jest w konkretnych wydarzeniach i fani wyłapią tu o wiele więcej, niż inni, jednakże i nowi odbiorcy będą bawić się dobrze i znajdą coś dla siebie.


Przedwieczni Gillen Kieron Esad Ribic Guiu Vilanova

 


Kolejny komiks o Przedwiecznych na polskim rynku. Mieliśmy absolutną klasykę w pięknym tomie „Przedwieczni: Gdy bogowie kroczą po ziemi”, mieliśmy świetny, mimo że to Gaiman odpowiadał za scenariusz, album, nomen omen, „Przedwieczni” (po raz pierwszy wydany w 2008 roku i stanowiący pierwszy solowy komiks z ich przygodami, chociaż wcześniej też się u nas pojawiali, choćby w latach 90. w „Avengers: Ex Post Facto”, gdzie przedstawiona była skrótowo geneza tych postaci). Teraz mamy serię w wykonaniu nieszczęsnego Gillena i z tych wszystkich wymienionych albumów ten jest najsłabszy. Co nie zmienia faktu, że wciąż, o dziwo, to kawał fajnego komiksu, który prowadzi nas do wielkiego eventu, jakim będzie „Sądny dzień”.



Największa zaleta tego tomu? Definitywnie ilustracje, Ribic zawsze dobrze robi oczom, jego szkicowane, charakterystyczne, ale znakomicie podkręcone kolorem prace mają klimat, masę realizmu i świetnie wyglądają – tak po prostu. Guiu Vilanova na tym tle wypada strasznie blado i kiepsko, ale nie dla niego sięga się po ten album. Tak, jak i nie dla scenariusza, chociaż ten, jak na Gillena, jest zadziwiająco przyzwoity.

Pomysł na opowieść jest prosty – ktoś zabija jednego z Przedwiecznych, a śledztwo odkrywa szokująca prawdę. Było już tyle razy, że nie będę próbował liczyć. W „Strażnikach” zginął bohater i śledztwo prowadziło do zaskakujących odkryć, które wywracały wszystkim do góry nogami. W „Kryzysie tożsamości” ktoś zabił żonę jednego z bohaterów, co – uwaga – prowadziło do odkrycia sekretów, które wstrząsnąć miały wszystkim. Itp. itd. Tu nie jest wiele inaczej, za to gorzej, niż w powyższych opowieściach, bo jednak, choć sama akcja jest całkiem fajna, to już to, jak Gillen pisze trąci sztampą i mocno zachowawczym, poprawnym, ale pozbawionym większego wyczucia wykonaniem.


 


Poza tym nie ma tu wielkich zaskoczeń czy rewolucji. Ja wiem, że potencjalnie to wszystko jest, że jest rewolucja i są zwroty akcji, pozorne zaskoczenia, ale jakoś to nie zaskakuje i nie powala na kolana. Całość jest udanym przedsięwzięciem, nie przeczę, ale zarazem bardzo zachowawczym i nie wykraczającym poza inne tego typu historie. Czyta się to szybko, czasem chaotycznie, czasem z przeciągniętą fabułą, a jednak lekko, przyjemnie ale wszystko da się streścić w kilku słowach. Poznać jednak warto, bo i tak to niezły komiks. I stanowi wstęp do największego eventy Marvela od kilku długich lat, a ja jakoś za takimi wielkimi wydarzeniami jednak się stęskniłem.

poniedziałek, 18 sierpnia 2025

Sekrety pralni w Yeonnam-dong Kim Jiyun

 

Czy kiedykolwiek czuliście się tak, jakby świat was nie zauważał? Jakbyście przenikali przez życie jak para w pralni – niewidzialni, cisi, pełni emocji, które nigdy nie znajdują ujścia? Jeśli tak -  „Sekrety pralni w Yeonnam-dong” to książka, która może was ukoić.

 

Nie ma tu wielkich dramatów. Nie ma wybuchów. A jednak czyta się ją jak rodzaj subtelnej terapii.

Z pozoru nic się nie dzieje… a jednak wszystko się zmienia.

 

Pralnia w Yeonnam-dong – dzielnicy Seulu znanej z kawiarni , vintage shopów i młodzieńczej energii – staje się miejscem spotkań zupełnie zwyczajnych ludzi. Wspólny mianownik? Samotność.

Porzucony zielony dziennik staje się przestrzenią, w której nieznajomi zostawiają swoje przemyślenia. Bez imienia, bez kontekstu – tylko szczerość.

 

I wtedy zaczyna się dziać coś pięknego. Ludzie czytają te słowa i… zaczynają reagować. Pomagają sobie, piszą odpowiedzi, szukają się w realnym świecie.

Bohaterowie mijani codziennie – i prawie nikt nie wie co noszą w sercu.

 

Kim Jiyun nie tworzy postaci „literacko spektakularnych”. Przeciwnie – są aż do bólu zwyczajni. I właśnie w tym tkwi ich siła.

 

Jest samotna studentka z zaburzeniami odżywiania. Jest rozwiedziony ojciec, który nie może porozumieć się z synem. Jest starsza pani, która przynosi do pralni więcej wspomnień niż ubrań.

I każda z tych historii zostaje z czytelnikiem na dłużej – właśnie dlatego, że brzmi prawdziwie.

 

Nie spodziewajcie się wielowątkowego thrillera. Tu nawet „akcja” – jak np. policyjne śledztwo w tle - -ma w sobie coś ze snu.

To książka bardziej o emocjach niż wydarzeniach. O tym jak bardzo potrzebujemy być zauważeni. I jak niewiele trzeba by poczuć się mniej samotnym – czasem wystarczy kilka słów napisanych na kartce w pralni.

Styl Kim Jiyun to coś pomiędzy haiku a pamiętnikiem. Krótkie, refleksyjne fragmenty. Z ero nadmiaru. Cisza pomiędzy zdaniami jest tu równie ważna jak same słowa.

 

Tłumaczenie – choć z angielskiego, nie z koreańskiego – zachowuje ten minimalistyczny rytm. Czasami miałem ochotę na więcej głębi językowej, ale może właśnie ta oszczędność była potrzebna? Jak biel wypranych ubrań – bez ozdób, ale czysta.

 

To nie jest książka dla każdego. Jeśli szukasz wyrazistych bohaterów i silnej fabuły – możesz poczuć się rozczarowany. Ale jeśli chcesz czegoś, co delikatnie cię otuli, co da ci przestrzeń na własne refleksje – „Sekrety pralni…” są jak ciepły ręcznik zaraz po suszeniu. Pocieszenie w najprostszej formie.


Lista marzeń Lori Nelson-Spielman


 Lori Nelson Spielman w swoim debiucie stawia na lekkość i emocjonalne ciepło, ale niestety – za cenę płaskiej, przewidywalnej fabuły i uproszczonych rozwiązań.

 

Główna bohaterka, po śmierci matki dowiaduje się po śmierci matki, że zamiast dziedziczyć fortunę, musi… zrealizować swoją listę marzeń z dzieciństwa. Ma  rok na spełnienie zadań, które sama kiedyś wymyśliła – jak np. adoptowanie psa, zakochanie się czy zostanie nauczycielką.

Ciekawie? Teoretycznie tak. W praktyce: realizacja pełna uproszczeń i fabularne skróty.

 

Każde kolejne „marzenie” Brett zostaje spełnione jak po sznurku – w idealnym rytmie narracyjnym, jakby książka miała listę emocjonalnych wzruszeń do odhaczenia. Nie ma tu prawdziwej nieprzewidywalności. Wiele momentów wydaje się wciśniętych na siłę: np. nowa miłość pojawia się akurat wtedy, gdy stara zawodzi – i oczywiście jest idealna.

 

Rozwój Brett to podręcznikowa transformacja z zagubionej kobiety do spełnionej nauczycielki z misją. Jednak ten rozwój odbywa się zbyt gładko, bez głębszych kryzysów, bez prawdziwych upadków. Wszystko się „udaje”. Nawet kiedy nie wychodzi, to wychodzi.

 

Partner naszej bohaterki to typowy, samolubny karierowicz  rodem z komedii romantycznej. Nowy obiekt uczuć? Czuły, lojalny, charyzmatyczny i … nudny. Przyjaciele? Więcej funkcji niż osobowości. Nie ma między postaciami prawdziwego napięcia ani dynamiki – a to zabiera historii wiarygodność.

 

Bohaterka podejmuje ogromne decyzje: rzuca pracę, przerywa toksyczne relacje, zmienia styl życie. Odbywa się to jednak bez realnych strat, kosztów czy ryzyka. Brakuje momentów, w których czytelnik naprawdę obawia się, że coś może się nie udać.

 

Narracja jest prosta, momentami wręcz schematyczna. Czyta się ją łatwo – ale to też wada, bo emocje wydają się wyreżyserowane. Czasami jak scenariusz do filmu Hallmarka niż literaturą z minimalną przynajmniej głębią.

 

Sam koncept listy marzeń to jedna z  rzeczy które ratują te książkę. Może ona dać im puls czytelnikom do refleksji, czy ich dziecięce marzenia nadal mają sens? Książka może być inspirująca a nawet terapeutyczna  - ale raczej jako pocieszenie, nie jako literatura wysokiej próby.

 

Czytelnicy szukający autentycznego dramatu, wielowymiarowych postaci i fabularnej głębi poczują się zawiedzeni. Dla osób, które nie mają nic przeciwko przewidywalnym opowieściom z morałem.

środa, 6 sierpnia 2025

Przyjaciele muzeum McGowan Heather

 



„Przyjaciele muzeum” to książka, która zostaje z czytelnikiem na długo po przeczytaniu – nie tyle ze względu na samą fabułę, ile przez sposób jaki mówi o świecie, ludziach i ich wewnętrznych pęknięciach. Autorka tworzy opowieść jednocześnie szaloną i czułą, śmieszną i gorzka. To jeden dzień z życia muzeum, a jednak czujemy, jakbyśmy dotykali całego uniwersum emocji.


Akcja toczy się w ciągu 24 godzin, ale intensywność przeżyć sprawia, że książka sprawia wrażenie o wiele dłuższej podróży. W świecie zamkniętym w murach nowojorskiego muzeum, dzieją się rzeczy absurdalne, dramatyczne i poruszające. McGowan sprawnie balansuje między farsą a tragedią, pokazując że jedno bez drugiego nie istnieje.


To nie jest powieść dla każdego – styl pisarki jest gęsty, miejscami niespokojny, pełen niedopowiedzeń i urwanych myśli. Ale właśnie ten chaos sprawia, że historia staje się bardziej prawdziwa. Tak wygląda przecież dziś świat – pełen hałasu, pośpiechu, niedokończonych rozmów i emocji, które nie mają gdzie wybrzmieć.


Książka mi się bardzo podobała. Choć wymaga skupienia i cierpliwości, nagradza czytelnika bogactwem myśli, obrazów i emocji. To lektura która zmusza do refleksji – nie tylko nad sztuką, ale i nad tym, co sami w sobie nosimy jako „muzeum doświadczeń”. Polecam ją tym którzy szukają literatury głębokiej, niebanalnej i szczerej.

wtorek, 5 sierpnia 2025

W łańcuchach. Superman. Tom 2 Williamson Joshua Gleb Melinkov David Baldeen





 Joshua Williamson postanowił tym tomem zaszaleć i powrzucać do niego, co się da, z rodzinką Luthora włącznie. Co z tego wyszło? Zabawa wtórna, ale kto polubił poprzednie tomy i dobrze się przy nich bawił, i teraz znajdzie coś dla siebie.


Lexcorp i jego tajemniczy więzień. Wielkie zagrożenie. Rodzina Luthora. Zbroja dla Supermana. Brainiac. Jest tu nawet coś z westernowych klimatów, serio. to wszystko z okazji 850 numeru serii. Scenarzysta trochę z tym wszystkim przedobrzył, chociaż nie powiem, sam gość w łańcuchach jest dość ciekawy, ale jednocześnie fanom swoich opowieści dostarczył to, czego chcieli. Czyli?




Czyli dużej dawki różnorodnej akcji, szczypty tajemnicy, odrobiny przełamania tego wszystkiego tym wątkiem westernowym, a także widowiskowością. To, co się dzieje ma być jubileuszowe, a więc przełomowe i epickie. Czy jest? Williamson wprowadza tu nieco nowych postaci, rozbudowując przy okazji rodzinę Luthora, a że stawia na dużą ilość wydarzeń, wszystko to jest odpowiednio szybko poprowadzone, a na stronach ciągle coś się dzieje i najczęściej widowiskowo.




W tym ostatnim pomaga grafika, która wygląda naprawdę nieźle. Są słabsze momenty, są lepsze, design gościa w łańcuchach mnie kupuje, a niektóre momenty (plus parę świetnych okładek) naprawdę wrobią robotę i jest na co popatrzeć. Poczytać też jest co, bo to jednak jubileusz i fani postaci znajdą dla siebie naprawdę wiele, nawet jeśli większość tego przecież już kiedyś, gdzieś  była.

Sprawa Metamorpho. World's Finest. Batman/Superman. Tom 3 Waid Mark Dan Mora

 




Komiksów Marka Waida nie da się nie lubić. Ten artysta to taki gość, który zajmować potrafi się wszystkim i potrafi od lekkich, prostych i niewymagających komiksów dla młodszych, na ambitnych i przełomowych dziełach skończywszy. Dlatego w swojej karierze zajmował się każdym najważniejszym bohaterem: Batmanem, Flashem, Wonder Woman, Spider-Manem, X-Menami, Daredevilem… No dużo tego było. Seria „Batman/Superman World's Finest” to takie lżejsze, zabawniejsze, niewymagające, ale bardzo, bardzo fajne dzieło, które daje sporo frajdy.


W poprzednich tomach serii „World’s Finest” Batman, Robin i Superman odwiedzili miejsca znane fanom uniwersum DC, a także współpracowali z Nastoletnimi Tytanami, Doom Patrolem i Supergirl. Nic jednak nie mogło ich przygotować na poszukiwania Rexa Mansona, znanego jako Metamorpho! To jedna z najdziwniejszych przygód naszych bohaterów. 




Dużo postaci, dużo akcji, sporo wydarzeń, sporo też widowiskowości. To przepis Waida na ten cykl. Jego opowieści to lekka, ale niegłupia lektura, łącząca to, co lubimy u obu bohaterów z luzem i humorem. Album, jak poprzednie, czyta się szybko i przyjemnie, a jednocześnie ma się ochotę na więcej.  fajne jest też to, że nie zapomina skupić się na rzeczach przyziemnych, obyczajowych. Nie samą akcją człowiek żyje, więc koncentracja na postaciach, ich relacjach, ale i uczuciach dodaje opowieści uroku. 




Czy jest tu coś oryginalnego? Nie. Ale scenarzysta nie raz i nie dwa pokazał nam, jak potrafi bawić się sprawdzonymi motywami i wyciskać z nich to, co najlepsze. I chociaż tu nie robi tego na poziomie „Kingdom Come”, nie zawodzi. Czy to, że historia jest na luzie nie stanowi dysonansu, skoro główne serie o tych bohaterach jednak idą ostatnio w powagę? Wręcz przeciwnie. Zresztą Waid już kiedyś pokazał, jak to się robi – piszą „Daredevila” zrobił z niego lekką, komediową, ale jednak dramatyczną opowieść, chociaż przejął serię bezpośrednio po mocnych, mrocznych i ponurych, pełnych powagi runach i to, co zrobił, zachwycało. Teraz tworzy rzecz nieco bardziej zachowawczą, acz ujmującą i dającą wytchnienie od nadmiaru powagi innych tytułów.


Fajnie to jest narysowane, fajnie wydane i w ogóle po prostu fajne. dobra rozrywka, w której jest na co popatrzyć i co poczytać. A że autor ma w dorobku tyle lepszych komiksów daje nam jeszcze całe morze możliwości ich poznania i bawienia się jeszcze lepiej, niż przy tym cyklu.

Liga Sprawiedliwości kontra Godzilla kontra Kong Buccellato Brian Duce Christian

 




Pamiętacie takie czasy, kiedy crossovery w albo z DC były rzadkością? Ja jestem tak stary, że pamiętam – pamiętam, jaką atrakcją było, kiedy Batman i Superman pojawili się razem we wspólnej przygodzie, a kiedy już z Batmanem naparzał się Predator albo Superman, zarażony przez nosiciela zarodków i pozbawiony mocy, mierzył się z Alienami to w ogóle było coś. Był też czas, kiedy takich crossoverów, czasem aż przesadnie crossowych było wiele, a przynajmniej więcej – „Witchblade/Aliens /Darkness/Predator” czy „Aliens versus Predator versus Terminator” to dobre ich przykłady. Ostatnio jednak się to pozmieniało, poprzetasowywało, ale pojawiło się też takie coś, jak ta publikacja. I to publikacja fajna, gdzie najważniejsi bohaterowie DC muszą walczyć z King Kongiem i Godzillą. Ambicji w tym żadnych, ale zabawa jest dobra.




Co tu dużo mówić, ten komiks nie ma być oryginalny, nie ma być ambitny. Ma być widowiskowy i pełen akcji. I jest. i to takiej konkretnej, bo rozpisanej na blisko 250 stron. Dużo akcji, pokazu wizualnych możliwości, nawiązań i puszczania oka do fana, w połączeniu z klimatem daje nam to, czego chcemy. Może i zero w tym inwencji czy oryginalności, a efektywność zamieniono na efekciarstwo, ale nie oszukujmy się, poza pierwszą „Godzillą” i „Shin-Godzillą” w serii nie działo się nic poza widowiskiem a i to dość specyficznym, podobnie w „King Kongu”, który poza klimatami oryginału z lat 30., nie oferował niczego szczególnego. A ten komiks wrzuca trochę fajnej, lekkiej rozrywki do gara, gdzie kiszą się już bohaterowie filmowych hitów i pichci z tego całkiem zjadliwe danie.




Grafika? Rysunki są tu dość realistyczne i przede wszystkim odpowiednio mroczne i dopracowane. Co prawda tego mroku czasem przydałoby się więcej, bo Godzilla i Kong najlepsi są wtedy, kiedy najbliżej im do survival horroru, ale i tak ogląda się to wszystko z przyjemnością, co po części jest również zasługą znakomitego koloru. A całość, nawet w prostszych momentach, jest nastrojowa i przyjemna dla oka. I chociaż wyładowana jest nawiązaniami i postaci z DC, to przede wszystkim rzecz dla fanów kaiju i nawet jeśli nie znają uniwersum superbohaterów, jeśli lubią wielkie potwory, śmiało powinni sięgnąć.

wtorek, 29 lipca 2025

Mgły z Donlonu Magdalena Kubasiewicz

 



Wracasz do miasta, które znałeś zaledwie chwilę temu. Mgły Donlonu znów cię otaczają. Nie pytają, czy masz ochotę wejść – po prostu znikasz w nich. I właśnie tak działa drugi tom przygód Avy Carey – niepostrzeżenie wciąga cię w świat, z którego nie chcesz wychodzić.

Donlon jest jeszcze bardziej niepokojący niż w pierwszym tomie. Mgła stała się cięższa, bardziej nasycona magią, tajemnicą i… niepokojem. To nie tylko tło, to uczestnik wydarzeń. Nowe zagrożenie przybiera postać jednego z dawnych magów-założycieli miasta, który najwyraźniej nie zamierza spocząć w historii. Chce rządzić – znów.

Tym razem nie chodzi tylko o śledztwo. Chodzi o to, kto ma prawo kształtować przyszłość Donlonu – ci, którzy w nim żyją, czy ci, którzy już raz je sobie podporządkowali.

Ava w tym tomie nie jest już tylko upartą detektyw z talentem do kłopotów. To kobieta, która dźwiga więcej, niż powinna, i która zaczyna dostrzegać granice własnych sił. W jej działaniach jest więcej goryczy, ale też więcej determinacji. Zdarzają się błędy, chwile zwątpienia, ale właśnie to sprawia, że pozostaje bohaterką z krwi i kości.


Magia w „Mgle z Donlonu” przestaje być tylko tłem. Nabiera mocy politycznej. Przedstawienie magicznych punktów mocy miasta jako rdzeni władzy to zabieg sprytny i bardzo aktualny – Kubasiewicz subtelnie pokazuje, jak łatwo manipulować ludźmi, gdy daje się im złudzenie wyboru i obietnicę „lepszego jutra”.

Relacje Avy z pozostałymi bohaterami – Percivalem, Fitzroyem, a nawet Williamem – nabierają cieni. Nie wszystko jest tak jednoznaczne, jak by się chciało. Zaufanie kruszy się powoli, a napięcie między „sojusznikiem” a „zagrożeniem” staje się sercem historii. Świetnie napisane dialogi, dużo niedopowiedzeń – a chemia? Jest. Ale nienachalna. Dorosła.

Prawdą jest, że pierwszy akt tej historii rozwija się wolniej niż można by oczekiwać. Ale to nie słabość – to celowa struktura. Jak mgła, która najpierw snuje się cicho, zanim cię otuli całkowicie.

„Mgły z Donlonu” nie próbują być widowiskowe na siłę. Nie eksplodują fajerwerkami, tylko konsekwentnie zagęszczają atmosferę. To książka mądra, dojrzała i gęsta od emocji. Świat, który autorka buduje, nie krzyczy – on szepcze. Ale zostawia echo. Polecam tym, którzy szukają inteligentnego fantasy z detektywistycznym sznytem, głębokimi emocjami i klimatem, który nie puszcza długo po ostatniej stronie.


piątek, 25 lipca 2025

Wszystko jest iluzją Henry Kuttner


 

Zbiór opowiadań „Wszystko jest iluzją” autorstwa Henry’ego Kuttnera to doskonały przykład tego, jak klasyczna science fiction potrafi być jednocześnie błyskotliwa, zabawna i pełna głębszych refleksji. Kuttner, często piszący wspólnie z żoną C.L. Moore, miał niezwykły dar łączenia lekkiego stylu z ambitną tematyką – i ten tom jest tego świetnym dowodem.


Opowiadania zawarte w zbiorze poruszają różnorodne wątki: od podróży w czasie, przez paradoksy poznawcze, po pytania o granice ludzkiego postrzegania rzeczywistości. Tytułowe Wszystko jest iluzją to nie tylko gra słów, ale i przewodnia idea zbioru – wiele tekstów skupia się na tym, jak subiektywne mogą być nasze przekonania o świecie.


Styl Kuttnera jest wyjątkowo przystępny. Unika naukowego żargonu, skupiając się raczej na postaciach, dialogach i przewrotnych pomysłach fabularnych. Często pojawia się humor – ironiczny, czasem absurdalny – który nie osłabia powagi poruszanych zagadnień, ale raczej czyni je jeszcze bardziej przystępnymi.


Choć opowiadania powstały w połowie XX wieku, ich treść wciąż rezonuje. Kuttner nie skupiał się na technicznych szczegółach przyszłości, dzięki czemu jego historie nie zestarzały się tak jak wiele innych z tego okresu. Zamiast tego, eksplorował uniwersalne ludzkie lęki, pragnienia i paradoksy myślenia – a to czyni jego prozę ponadczasową.


Wszystko jest względne to znakomita propozycja zarówno dla miłośników klasyki science fiction, jak i dla tych, którzy dopiero chcą zacząć przygodę z gatunkiem. To literatura rozrywkowa z ambicją – zwięzła, inteligentna i zaskakująco świeża.

środa, 23 lipca 2025

Magdalena Kubasiewicz Cienie z Donlonu. Cienie Avy Carey


 

Wyobraźcie sobie miasto wiecznie spowite mgłą. Donlon – pulsujące cieniem, zmęczone własną przeszłością, pełne tajemnic i magii. W to tło wrzucona zostaje Ava Carey – detektyw z pazurem, która nie boi się stawić czoła ani żywym, ani martwym. Tak zaczynają się „Cienie z Donlonu”, pierwszy tom nowego cyklu Magdaleny Kubasiewicz.



Nie jest to typowe fantasy. To raczej kryminał z elementami magii, podszyty melancholią i nutą gotyku. Kiedy w szkole Avallen ginie uczeń, a nauczycielka znika bez śladu, Ava zostaje wezwana na miejsce. Choć nie powinna angażować się osobiście, sprawa dotyka ją zbyt głęboko. To, co miało być rutyną, szybko przeradza się w śledztwo, które prowadzi przez zakamarki zarówno miasta, jak i dusz.

Największą siłą książki są bohaterowie. Ava Carey nie jest superbohaterką – ma swoje traumy, braki i lęki. Ale jednocześnie jest piekielnie inteligentna, ironiczna i autentyczna. Jej relacje z innymi postaciami, jak młody William Doe czy chłodny Fitzroy, są pełne napięcia, niedopowiedzeń i emocji. To właśnie ich interakcje nadają opowieści głębi.

Magdalena Kubasiewicz stworzyła przestrzeń, która żyje własnym życiem. Donlon nie jest tylko tłem – to bohater drugoplanowy. Miasto mgliste, przesycone magią, duszne od sekretów. Przypomina trochę Londyn z powieści urban fantasy, ale z polską wrażliwością i własnym sznytem.

Styl Kubasiewicz jest elegancki, momentami oszczędny, ale pełen smaczków. Nie ma tu zbędnego patosu ani epickich tyrad. Zamiast tego – konkretne dialogi, trafne obserwacje, lekko podszyta humorem narracja. Pisarka zgrabnie dawkuje informacje, dzięki czemu historia wciąga, ale nie przytłacza.

Choć książka jest mocna, można by chcieć więcej. Więcej świata, więcej przeszłości Avy, więcej Donlonu. Czasem miałem wrażenie, że opowieść jest zbyt krótka na potencjał, który w niej drzemał. Dla niektórych przeszkodą mogą być też aluzje do wcześniejszej serii („Wilcza Jagoda”) – nieznajomość jej nie przeszkadza, ale można odczuć pewien kontekst, którego się nie łapie.

„Cienie z Donlonu” to książka subtelna, klimatyczna i pełna emocji. Nie epatuje fajerwerkami, ale zamiast tego snuje opowieść, która zostaje w pamięci. Daje czytelnikowi więcej niż tylko rozrywkę – zostawia z pytaniami, z refleksją, z pragnieniem, by wrócić do tego mgliście pięknego miasta.

wtorek, 1 lipca 2025

Daredevil. Tom 3

 


Daredevil Zdarskyego trwa i naprawdę dobrze robi czytelnikom. To, jak ten gość prowadzi tę historię, udowadnia, że nadal da się w superhero opowiadać fajne, wciągające rzeczy i coś z tematu wycisnąć. Nowi czytelnicy się tu nie zgubią, starzy będą zadowoleni z kierunku, w jakim poszła ta seria. Mieliśmy już wiele świetnych opowieści o Śmiałku, ta dotrzymuje kroku większości z nich i pozwala bawić się w iście filmowym rytmie.

 

Matt Murdock wylądował za kratkami i dzielnica Hell’s Kitchen straciła swojego diabła stróża. W zamian zyskała… prawdziwą diablicę! Śmiertelnie groźna zabójczyni Elektra Natchios wzięła na siebie rolę nowej Daredevil, ale nie ma lekko. Wilson Fisk wciąż okupuje fotel burmistrza Nowego Jorku, a na dodatek w mieście pojawia się seryjny morderca, który najwyraźniej opanował sztukę przebywania w kilku miejscach naraz. Jakby tego było mało, z kosmosu nadciąga Król w Czerni, gotów pogrążyć Ziemię w wiecznej ciemności. Czy Elektra pierwszy raz w życiu znajdzie się w sytuacji, która ją przerośnie?

 



Jaka jest ta wersja postaci w wykonaniu Zdarskyego? Łączy w sobie mroczną sensację, kryminał, nieco polityki i dobrą akcję. Dobre są też same pomysły, znakomity klimat zapewniony dzięki rysunkom robi tu robotę, a całość … Wszystko to przekłada się na naprawdę znakomitą lekturę. Taką z emocjami, z wyczuciem, z zabawą motywami i świetnym poprowadzeniem wątku Elektry – jednej z moich ukochanych komiksowych heroin.

 

Mało? to wszystko to ma super tempo, umie wcisnąć w fotel i nadaje się na widowiskowe przygody kinowe albo serialowe. Jest też w tym lekkość, jest fajne nakreślenie postaci i szacunek, z jakim scenarzysta do nich podchodzi. A rysunki to w ogóle perełka, klarowne, wyraziste, klimatyczne, z odpowiednią dozą czerni i mroku. No i wydanie – standardowe, ale fajnie, że dostajemy tę serię w grubaśnych tomach, którymi można cieszyć się dłużej i bardziej.

 

Bierzcie, bo warto. Może to nie poziom Millera czy Bendisa, jednak ta seria daje masę satysfakcji i jeszcze więcej frajdy, oferując rozrywkę na podobnym poziomie, co run Waida i jemu podobnych. Warto.


Amazing Spider-Man. Korporacja Beyond. Tom 2



 Drugi i ostatni tom „Korporacji Beyond” to domknięcie wątku klona Petera i otwarcie na nowe. Nie jest to jakiś super komiks, wszystko, co w nim znajdziecie, gdzieś kiedyś już było – bo mieliśmy fabułę, w której Peter trafił do szpitalnego łóżka, a jego klon przejął za niego robotę i to jeszcze w latach 90. – ale czyta się go szybko dzięki solidnej dawce akcji.

 

Kiedy Doc Ock atakuje, nawet klon Spider-Mana może mieć kłopoty. Tymczasem Czarna Kotka zostaje porwana i tylko Mary Jane może jej pomóc. Kapitan Ameryka musi za to widzieć jedno: czy poturbowany Peter Parker może znów być Spider-Manem, bo trzeba szykować się na spotkanie z Królową Goblinów. Ale nie myślicie chyba, że korporacja Beyond ma na swojej liście płac tylko klona Spider-Mana...

Scenariusz napisali między innymi Patrick Gleason, Jed MacKay, Kelly Thompson, Geoffrey Thorne i Zeb Wells, a rysunki przygotowali Mark Bagley, Jan Bazaldua, Michael Dowling, Fran Galán, Patrick Gleason, Carlos Gómez, Sara Pichelli, Jim Towe i C.F. Villa.

Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach „Amazing Spider-Man” (2018) #86–93, #88.BEY i #92.BEY oraz „Mary Jane & Black Cat: Beyond”.

 



No i właśnie akcją, a nie oryginalnością ten komiks stoi. To nie jest opowieść dla tych, którzy dobrze znają losy Spider-Mana i wydarzenia z jego przeszłości, chociaż do nich odnosi się na każdym kroku. To opowieść dla tych, którzy chcą jeszcze jednego komiksu o Pajęczaku, nie znając tych wcześniejszych historii, z których czerpie pełnymi garściami, albo po prostu im takie kopiowanie pomysłów nie przeszkadza – chcą jedynie dobrej akcji, widowiskowych walk i szybkiego tempa. I dokładnie to dostają.

 

Co jeszcze? Na pewno sporo humoru, ale i dramatu. Sporo postaci i wątków. I to sporo widoczne jest też w objętości – ten tom to ok. 300 stron przygód, poprzedni był jeszcze grubszy, więc fani takich klimatów mają tu naprawdę co poczytać. Do tego rzecz jest ładnie, klimatycznie zilustrowana, a dzięki komputerowym fajerwerkom na polu kolorów jest na co popatrzeć.

 

A to dopiero początek. Tym wydarzeniem Wells przejął pisanie przygód Spider-Mana, a od kolejnego tomu zaczyna na nowo jego przygody. Jak mu to wyjdzie, zobaczymy. Tu jednak mamy sporą dozę akcji z Peterem i jego klonem i kto takie rzeczy lubi, nie będzie zawiedziony.



Batman Detective Comics. Gothamski Nokturn: Akt II. Tom 3


Odkrywania tajemnic Gotham i Batmana ciąg dalszy. Tak w skrócie można podsumować ten album. I chociaż Ram V to taki scenarzysta, który mnie nigdy mocniej nie zaciekawił i nie zachwycił, tu naprawdę daje radę. Co prawda odkrywanie takich sekretów przeszłości było w serii już nie raz, ale nadal to motyw samograj, który autentycznie dostarcza sporo frajdy.

 

Mroczny Rycerz odkrywa przerażającą tajemnicę pod ruinami starego Azylu Arkham, która łączy Gotham z rodem Orghamów, a nawet z początkami Batmana! Wspierany przez Nightwinga i Batgirl musi odeprzeć ataki demona Azmera próbującego zatruć jego umysł. Jedyną linią obrony są dręczące go własne demony oraz... Barbatos. Całość uzupełniają krótkie i mroczne opowieści z udziałem Mister Freeze’a, Arzena Orghama, komisarz Renee Montoyi oraz młodego Bruce’a Wayne’a.

Scenarzysta Ram V oraz cała grupa utalentowanych artystów, jak Stefano Raffaele, Ivan Reis, Dustin Nguyen, Francesco Francavilla i wielu innych, zabierają Batmana w piekielną wyprawę, z której może już nie wrócić.

 



To, co mi się podoba w runie Rama V to przede wszystkim pójście w klimaty miejskiej legendy. To, co bym sobie w niej darował, to przede wszystkim dorzucenie elementu fantastycznego, bo „Batman” – i nawet tytuł „Detective Comics” to potwierdza – to rzecz, która zagadkami kryminalnymi, sensacją i tajemnicami stała, nie fantastyką. Wiadomo, przez lata namnożyło się różnych elementów, były podróże w czasie i przestrzeni, po kosmosie także, apokalipsa, demony etc., ale mi osobiście jakoś nigdy to nie pasowało.

 

Ale najważniejsze, że jest tu ten klimat miejskiej legendy, zagadki i sensacji. Że jest co odkrywać i jest fajny nastrój. Dzieje się tu dużo, sporo mamy różnych postaci i do tego fajnie nakreślonych, a obok głównej opowieści są tu także krótsze, bardziej samodzielne historie. No i jeszcze szata graficzna, bardzo ładna, miła dla oka i pasująca do treści.

 

W skrócie, po prostu fajny komiks o Batmanie. Może to nie będzie legenda na miarę podobnych, zgłębiających przeszłość Gotham i Gacka opowieści, jak „Mroczny Rycerz Mrocznego Miasta” czy nawet „Trybunał sów”, ale w dobrym stylu dodaje coś od siebie.


 



niedziela, 8 czerwca 2025

DC Deluxe Catwoman. Rzymskie wakacje Tim Sale Jeph Loeb

 

 


 

 „Catwoman: Rzymskie wakacje” to osobna, sześcioczęściowa miniseria wydana pierwotnie w latach 2004–2005, będąca spin-offem kultowego „Batman: Długie Halloween”. Jeph Loeb i Tim Sale po raz kolejny łączą siły, by opowiedzieć historię Seliny Kyle w stylu klasycznego thrillera noir, osadzonego w malowniczych sceneriach włoskiej stolicy. Efektem jest pełna stylu, zagadek i nastrojowego klimatu opowieść, która nie tylko pogłębia postać Catwoman, ale też rzuca cień podejrzeń na przeszłość jednej z najbardziej intrygujących kobiet Gotham.



Fabuła koncentruje się na podróży Seliny Kyle do Rzymu, gdzie w towarzystwie Edwarda Nygmy (Riddlera) próbuje rozwikłać tajemnice swojego pochodzenia. Pojawia się pytanie, które od lat towarzyszy postaci Catwoman: czy Carmine Falcone, niegdyś najpotężniejszy mafioso Gotham, był jej ojcem? Śledztwo szybko zmienia się w walkę o życie, gdy bohaterka zostaje wplątana w śmiertelnie niebezpieczną intrygę, pełną morderstw, trucizn i ukrytych motywów. W tle przewijają się inne postacie z uniwersum Batmana, ale to Catwoman gra tu pierwsze skrzypce — i robi to z gracją i charakterystycznym pazurem.



 

Jeph Loeb w mistrzowski sposób prowadzi narrację. Dialogi są błyskotliwe, a wewnętrzne monologi Seliny pełne emocjonalnej głębi i subtelnych odniesień do jej wewnętrznych konfliktów. Selina balansuje między byciem złodziejką a poszukującą prawdy córką, co dodaje postaci wielowymiarowości. Riddler w roli towarzysza podróży to zabieg zaskakujący, ale udany – jego obsesja na punkcie zagadek i chęć zrozumienia Batmana stanowią ciekawy kontrapunkt dla motywacji Seliny.


 

 


 Tim Sale po raz kolejny tworzy wizualne arcydzieło. Jego charakterystyczny, ekspresyjny styl idealnie oddaje atmosferę włoskiej elegancji i gotyckiej noir. Rzym jest tu pięknie uchwycony — z jednej strony romantyczny i słoneczny, z drugiej mroczny i pełen cieni. Kadry są dynamiczne, a kostiumy Seliny zmieniają się w zależności od sceny niczym na wybiegach mody, podkreślając jej zmysłowość i zmienność. Rysunki są pełne szczegółów, a kolory Dave’a Stewarta dodają głębi i nastroju każdej scenie.



 


„Rzymskie wakacje” to opowieść o tożsamości, zaufaniu i manipulacji. Komiks balansuje na granicy sensacyjnego kryminału i psychologicznego dramatu. Selina nie tylko walczy z przeciwnikami z zewnątrz, ale przede wszystkim z własnymi lękami i wątpliwościami. Podróż do Rzymu staje się dla niej nie tylko ucieczką od Gotham, ale też okazją do odkrycia samej siebie. Choć historia nie udziela jednoznacznych odpowiedzi, zostawia czytelnika z satysfakcją i refleksją.


„Catwoman: Rzymskie wakacje” to stylowa, emocjonalna i świetnie napisana opowieść, która rozwija postać Seliny Kyle i ukazuje ją w nowym świetle. To komiks, który zadowoli zarówno fanów detektywistycznych zagadek, jak i tych, którzy szukają czegoś więcej niż typowej superbohaterskiej akcji. Loeb i Sale tworzą duet, który po raz kolejny udowadnia, że opowieści z uniwersum Batmana potrafią być nie tylko mroczne, ale też piękne i zmysłowe.


Marvel Fresh Wolverine. X żywotów/X śmierci Benjamin Percy Joshua Cassara Federico Vicentini

 

 


 

 „Wolverine – X żywotów/X śmierci” to kontynuacja „Inferno” – komiksowego eventu zamykającego cykl „Rządy X” i otwierającego cykl „Przeznaczenie X”.

 Wolverine to jeden z najpopularniejszych, ale i najbardziej tajemniczych bohaterów komiksów. Człowiek z przeszłością, której fragmenty przez dekady odkrywano nam, najczęściej jeszcze bardziej rozbudzając naszą wyobraźnię, niż udzielając odpowiedzi. „Broń X”, „Geneza” i tym podobne historie rozwijały postać, a one wszystkie w ten czy inny sposób łączą się w tym albumie. Albumie będącym z jednej strony domknięciem pewnego etapu serii – to w sumie epilog do „Inferno” – jak i otwarciem nowego. I, chociaż napisał go Percy, wypada całkiem przyjemnie i wart jest uwagi.


 


Cała historia – a właściwie dwie miniserie – oparte są na prostym, ale chwytliwym schemacie skonfrontowania bohatera z jego przeszłością. Rzecz pod tym względem przypomina pięćsetny zeszyt „Amazing Spider-Mana”, gdzie Straczynski, ówczesny scenarzysta serii, rzucił swojego bohatera w podróż w czasie, która wymusiła na nim przeżycie wszystkich najważniejszych, czyli najczęściej najtrudniejszych, chwil jego życia. Motyw samograj, a całość to po prostu lekka, niewymagająca rozrywka superhero, mająca swoje znaczenie i potrafiąca dostarczyć porcji zabawy.

 

 

Fajne jest takie granie na sentymentach, wracanie do przeszłości, zabawa motywami. Jest też akcja, jest konkret, nie ma za to nudy, album, chociaż to prawie 300 stron, czyta się szybko i bez żalu, że wydało się na niego pieniądze czy poświęciło czas. Graficznie też jest przyjemnie, bo chociaż mamy różnych autorów, ich styl pasuje do opowieści i wpada w oko. Jest widowiskowo i z klimatem. I po prostu miło się na to wszystko patrzy. W skrócie, dobry komiks dla fanów Wolverine’a. Rzecz ukazująca nam jego losy, ale i dobrze nakreślająca postać, jednocześnie nie zapominając o akcji i fajnych pomysłach. Śmiało możecie czytać.








Inferno Jonathan Hickman Stefano Caselli

 

 


 

Jonathan Hickman zrewolucjonizował mitologię X-Men, przekształcając status quo mutantów poprzez „House of X / Powers of X”. Gdy stworzył nowy dom dla mutantów na wyspie Krakoa, wydawało się, że wreszcie mają swoją utopię. Ale jak każda utopia, i ta miała swoje tajemnice. „Inferno” to czteroczęściowa miniseria.

 


 

W centrum wydarzeń stoi Moira MacTaggert, odmieniona i ujawniona jako mutanka z unikalną mocą odradzania się z pełną pamięcią poprzednich żyć. To jej wiedza kształtowała decyzje Krakoańskich liderów – Charlesa Xaviera i Magneta. Ale nie wszystko poszło zgodnie z planem. W „Inferno” tajemnice, które były skrzętnie ukrywane, zaczynają wychodzić na jaw. Emma Frost odkrywa prawdę o Moirze. Mystique realizuje swój buntowniczy plan, żądając przywrócenia do życia swojej ukochanej, Destiny, mimo że jej powrót może zniszczyć całą wizję przyszłości. 

To opowieść o zdradzie, władzy i pytaniu, kto naprawdę zasługuje na kontrolę nad przyszłością mutantkindu. Hickman mistrzowsko prowadzi narrację, w której niemal każda scena ma drugie dno, a dialogi iskrzą napięciem. Hickman po raz kolejny stosuje swój znak rozpoznawczy – wplecione dokumenty, wykresy i dane z Krakoańskiej infrastruktury. To sprawia, że komiks czyta się jak polityczny thriller z elementami science fiction. Każda strona wnosi coś nowego do mitologii mutantów i poszerza horyzonty tego uniwersum. Choć seria liczy tylko cztery zeszyty, każdy z nich jest obszerny (po ok. 40–50 stron), co pozwala autorowi snuć rozbudowaną opowieść bez kompromisów. Fabuła jest intensywna, pełna zwrotów akcji i psychologicznie złożonych postaci.




 Wizualnie „Inferno” to dzieło kilku artystów: Valerio Schiti, R.B. Silva i Stefano Caselli. Styl każdego z nich różni się, ale dzięki spójnej kolorystyce Davida Curiela, seria pozostaje jednolita wizualnie. Kadry są dynamiczne, ekspresyjne i pełne detali. Zwłaszcza momenty z Mystique i Destiny zachwycają klimatem i emocjonalnym napięciem. Charakterystyczne dla Hickmana graficzne infografiki dodają głębi i pomagają czytelnikowi zrozumieć skomplikowaną politykę Krakoa.


„Inferno” to historia o tym, jak władza korumpuje, jak wielkie idee mogą zawieść i jak jednostki — nawet te z najlepszymi intencjami — mogą stać się tyranami. Hickman nie daje łatwych odpowiedzi. Charles i Magneto, tradycyjni bohaterowie mutantów, ukazani są tu jako moralnie niejednoznaczni przywódcy. Mystique, zwykle postrzegana jako antagonistka, staje się głosem oporu i emocji, których nie da się już dłużej ignorować.
„Inferno” to nie tylko zakończenie pewnego etapu w historii X-Men, ale też mocna, emocjonalna i filozoficzna opowieść o tym, czym jest przeznaczenie, wolność i zdrada. Jonathan Hickman żegna się z mutantami w wielkim stylu, zostawiając po sobie świat bardziej skomplikowany niż kiedykolwiek wcześniej. To lektura obowiązkowa dla każdego fana mutantów – nie tylko ze względu na fabułę, ale przede wszystkim dlatego, że pokazuje, jak ambitny i dojrzały może być komiks superbohaterski.

niedziela, 1 czerwca 2025

Old Boy #2 Garon Tsuchiya

 

 


 

Drugi tom Old Boya autorstwa Garona Tsuchiyi (scenariusz) i Nobuaki Minegishiego (rysunki) pogłębia tajemnicę, którą zainicjowano w pierwszej części. Główny bohater, po dziesięcioletnim uwięzieniu bez wyjaśnienia, kontynuuje swoje poszukiwania sprawcy, który odebrał mu życie i tożsamość.

Tom 2 wciąga czytelnika coraz głębiej w intrygę. Zaczyna się zarysowywać misterna gra psychologiczna między protagonistą a jego niewidocznym przeciwnikiem. Z każdym rozdziałem rośnie napięcie, a atmosfera staje się coraz bardziej duszna. Autorzy doskonale budują napięcie – informacje są dawkowane oszczędnie, co budzi naturalne uczucie niepokoju i ciekawości.

Rysunki Minegishiego nadal zachwycają – realistyczna kreska i umiejętne operowanie światłocieniem doskonale podkreślają mroczny klimat historii. Twarze bohaterów są pełne emocji, a kadrowanie bardzo filmowe – nie bez powodu Old Boy doczekał się kultowej ekranizacji.

Choć tempo narracji jest miejscami powolne, to wydaje się być celowym zabiegiem – pozwala lepiej zrozumieć psychikę bohatera i wejść w jego perspektywę. Wątki zaczynają się komplikować, a zakończenie tomu zostawia czytelnika z jeszcze większą liczbą pytań.
 Old Boy to świetnie poprowadzony thriller psychologiczny, który nie tylko trzyma w napięciu, ale też stawia ważne pytania o pamięć, tożsamość i cenę zemsty. To mroczna, dojrzała manga, która nie idzie na skróty i wymaga od czytelnika pełnego zaangażowania.

Maja Lunde Czas zatrzymany

 


 

Co by się stało, gdyby czas dla ludzi przestał płynąć? Gdyby nikt już nie umierał – ale też nikt się nie rodził? Maja Lunde, znana z poruszających powieści ekologicznych i humanistycznych (Historia pszczół, Błękit), wraca z kolejną intrygującą wizją w książce Czas zatrzymany.

Pisarka w swoim charakterystycznym stylu łączy intymność ludzkich historii z globalnym kryzysem o wymiarze metafizycznym. Tym razem jednak stawką nie jest wyłącznie klimat, ale samo pojęcie życia – i jego granic. Czas zatrzymał się w zwykły wtorek, a ludzkość stanęła w miejscu. Nie starzejemy się. Nie chorujemy. Nie umieramy. Ale też nie rodzimy się, nie dojrzewamy, nie rozwijamy.

Autorka pokazuje to przez pryzmat losów kilku bohaterów: Jenny, której śmierć została wstrzymana; młodego małżeństwa czekającego na narodziny dziecka, które nigdy nie nadejdą; oraz Otto – samotnika, który odkrywa piękno zatrzymanego świata, ale płaci za to samotnością. To portrety nieoczywiste, pełne sprzecznych emocji – od ulgi, przez frustrację, aż po rozpacz.

Tym, co czyni tę książkę wyjątkową, jest subtelne napięcie między naturalnym porządkiem a ludzką ambicją, by go kontrolować. Świat roślin i zwierząt wciąż funkcjonuje normalnie – tylko my, ludzie, zostaliśmy „zatrzymani”. Czy to kara? Eksperyment? A może przestroga?
Lunde nie daje gotowych odpowiedzi. Zamiast tego prowokuje do myślenia – o kruchości czasu, o naszej zależności od natury, o tym, co naprawdę znaczy być żywym. Czas zatrzymany to opowieść, która zostaje z czytelnikiem długo po zamknięciu książki. To refleksyjna, poruszająca lektura dla tych, którzy cenią literaturę zmuszającą do zadawania trudnych pytań.

poniedziałek, 19 maja 2025

Bernard Minier – „Lucia”

 




Bernard Minier, autor bestsellerowych thrillerów i znany przede wszystkim z cyklu z komendantem Martinem Servazem, zaskakuje czytelników nową powieścią, otwierającą być może zupełnie nowy rozdział w jego twórczości. „Lucia” to historia, która odbiega nieco od poprzednich klimatów, choć nadal pozostaje wierna gatunkowi mrocznego thrillera psychologicznego. Tym razem zamiast chłodnej i surowej Francji, akcja przenosi się do pełnej kontrastów i tajemnic Hiszpanii, a główną bohaterką zostaje kobieta – Lucía Guerrero.

Lucía, wykładowczyni kryminalistyki na uniwersytecie w Salamance, zostaje wciągnięta w brutalne śledztwo po serii makabrycznych morderstw, które szybko przestają wyglądać na przypadkowe. Wraz z inspektorem policji – tajemniczym i zamkniętym w sobie Germánem Herrerą – Lucía rozpoczyna prywatne śledztwo, w którym stawką jest nie tylko poznanie prawdy, ale także ocalenie własnej tożsamości i bezpieczeństwa.


Od samego początku książka emanuje niepokojem i narastającym napięciem. Minier świetnie buduje atmosferę zagrożenia, grając nie tylko brutalnymi scenami zbrodni, ale również psychologiczną głębią postaci. Czytelnik czuje, że nic nie jest takie, jakie się wydaje, a każdy trop prowadzi do nowych pytań. 


Lucía Guerrero to postać wyjątkowo złożona. Z jednej strony – silna, analityczna i intelektualnie niezależna. Z drugiej – obciążona własnymi traumami i niepewnościami. Jej przeszłość powoli wyłania się z mroku, wpływając na przebieg wydarzeń i kształtując jej decyzje. Minier przedstawia bohaterkę wiarygodnie, unikając przesadnych uproszczeń czy stereotypów. Widać, że autor celowo stara się zbudować nową, autonomiczną serię wokół tej postaci. 


Minier pisze sprawnie, z wyczuciem dla rytmu i napięcia. Jego styl jest momentami surowy, momentami wręcz poetycki, co wprowadza ciekawy kontrast – zwłaszcza w zestawieniu z brutalnością opisywanych zbrodni. Autor nie unika szczegółów, potrafi wprowadzić czytelnika w zakamarki ludzkiego umysłu, ale też pozostawia miejsce na domysły i interpretację. Akcja rozwija się powoli, co może niektórych zniechęcić, jednak cierpliwy czytelnik zostanie wynagrodzony złożonością fabuły i mocnym finałem. 


„Lucia” to nie tylko opowieść kryminalna. Minier porusza tu wiele wątków pobocznych: trauma, przemoc wobec kobiet, władza systemów i instytucji, granice pomiędzy nauką a praktyką śledczą. Pojawia się też refleksja nad tym, jak przeszłość potrafi zdeterminować nasze wybory i jak łatwo przekroczyć cienką linię między ofiarą a sprawcą. Choć to fikcja, powieść pulsuje emocjonalnym i społecznym realizmem.


Finał „Lucii” jest intensywny, wielowarstwowy i – co istotne – pozostawia czytelnika z pytaniami, a nie gotowymi odpowiedziami. Nie wszystko zostaje dopowiedziane, co świadczy o ambicji autora i być może zapowiada kontynuację. Minier nie serwuje łatwych rozwiązań – jego świat to miejsce pełne sprzeczności, bólu i cieni.


„Lucia” to ambitny thriller psychologiczny, w którym autor stawia na psychologiczną głębię, socjologiczny kontekst i gęstą, klaustrofobiczną atmosferę. Choć może nie ma tempa znanego z amerykańskich thrillerów, to oferuje coś więcej – wielowymiarową opowieść z inteligentną bohaterką i refleksją nad ludzką naturą.



---


Ocena: 8,5/10

Dla fanów mrocznych, powolnych thrillerów z duszną atmosferą i silną bohaterką. Zdecydowanie warto przeczytać – szczególnie jeśli szukasz czegoś bardziej ambitnego niż przeciętny kryminał z półki bestselerów.

sobota, 17 maja 2025

Saga o Potworze z Bagien

 


Pierwszy tom Sagi o Potworze z Bagien w wydaniu Alana Moore’a, zatytułowany po prostu Tom 1, to początek jednej z najważniejszych transformacji w historii amerykańskiego komiksu. To nie tylko rewolucja w sposobie opowiadania historii obrazkowych, ale również głęboka, egzystencjalna podróż, która redefiniuje pojęcie bohatera i horroru w popkulturze.





Gdy Moore przejął serię po wcześniejszych autorach (konkretnie po Marty’m Pasko i Danie Mishkinie), zamiast kontynuować ich wątki, postanowił... je zakończyć. Już pierwszy zeszyt jego autorstwa, „Lekcja anatomii” (The Anatomy Lesson), uważany jest za jedno z arcydzieł komiksu. To nie tylko mistrzowsko skonstruowana opowieść grozy, ale i głęboko filozoficzne dzieło, które zmienia fundamenty całej historii.


Moore burzy dotychczasową mitologię Potwora z Bagien. Alec Holland nie jest już człowiekiem uwięzionym w roślinnym ciele – zamiast tego okazuje się, że to sama roślinność, która wchłonęła jego wspomnienia i stworzyła z siebie coś „podobnego do człowieka”. Ta reinterpretacja to więcej niż zwrot fabularny – to głęboki komentarz na temat tożsamości, świadomości i tego, co czyni nas ludźmi.





Stephen Bissette i John Totleben tworzą niezwykle sugestywną, gęstą atmosferę. Ich rysunki przypominają senne koszmary – bagna zdają się żyć własnym życiem, granice między ciałem a naturą się zacierają, a Potwór z Bagien staje się nie tyle postacią, co samą istotą otoczenia. Każda plansza jest przesycona mrokiem, detalem i biologicznym niepokojem. Wizualnie komiks jest pełen gnijących kształtów, dziwacznych form życia i deformacji, które potęgują wrażenie obcowania z czymś pierwotnym, tajemniczym, a czasem odrażającym.



Choć Saga o Potworze z Bagien to komiks zakorzeniony w estetyce horroru, nie poprzestaje na tanich straszakach. Moore sięga po grozę Lovecrafta, po mistykę natury, po osobiste lęki egzystencjalne. Nie brakuje tu brutalności (sceny śmierci, dezintegracji ciała), ale jej celem nie jest szokowanie, lecz zbudowanie poczucia nieuchronności, dekadencji, rozpadu.


Tom 1 to nie tylko historia o przemianie głównego bohatera, ale i wstęp do szeroko zakrojonej refleksji nad światem. Wątki ekologiczne, antymilitarne, społeczne – to wszystko Moore powoli, lecz konsekwentnie zaczyna wprowadzać. Komiks czyta się niemal jak poezję – narracja jest gęsta, pełna metafor, rytmiczna. To literatura, która oddycha własnym tempem.




W czasach, gdy superbohaterowie byli najczęściej jednoznaczni moralnie i silnie osadzeni w schematach walki dobra ze złem, Potwór z Bagien jawił się jako istota samotna, tragiczna i niesklasyfikowana. Nie walczy o sprawiedliwość, nie ma peleryny, nie ściga złoczyńców. Jego walka to walka o zrozumienie, o pogodzenie się z własną nieludzkością. To bohater bardziej przypominający ducha natury niż człowieka – i właśnie dlatego tak przejmujący.




Pierwszy tom Sagi o Potworze z Bagien to punkt zwrotny – nie tylko dla tej konkretnej serii, ale i dla całego medium komiksowego. Alan Moore otworzył nowe drzwi – do komiksu jako literatury, jako sztuki, jako głębokiego, refleksyjnego przeżycia. To historia o potworze, który okazuje się bardziej ludzki niż niejeden człowiek – i o człowieku, który zostaje zapomniany przez swoje własne wspomnienia.


To pozycja obowiązkowa nie tylko dla fanów horroru czy fantastyki, ale dla każdego, kto szuka w komiksie czegoś więcej niż rozrywki. To opowieść o tym, co dzieje się, gdy natura mówi ludzkim głosem – i nie mówi rzeczy pocieszających.

Do piekła i z powrotem. Superman Action Comics. Tom 2 Phillip Kennedy Johnson Watters Dan Eddy Barrows

  Action Comics to ta z dwóch wydawanych na polskim rynku serii o Superman ie, która bardziej skupia się na rodzinnych losach, niż solowych ...