poniedziałek, 19 lutego 2024

Kaczogród. Dotyk Midasa Carl Barks

 


W tym tomie Kaczek, jak w poprzednich, czaka na nas dużo akcji, przygód, humoru i dydaktyzmu, ale podanego w sposób łatwo przyswajalny. To popi pomysłowości i świetnego wykonania. Kaczogród od początku zachwyca i mimo iż za nami ponad 20 tomów, nie przestaje.

Świetne pomysły, świetne scenariusze, świetne rysunki i znakomite wydanie składają się na komiks, który mieć warto, a nawet trzeba. Ponadczasowa klasyka dla dużych i małych.


Kaczogród jak wiadomo, bawiąc uczy, ucząc bawi i tego konsekwentnie się trzyma. Dzieci dostają pełne przygód i humoru opowieści, w których dydaktyzm przemycony jest w nienachalny sposób, a dorośli kawał świetnej zabawy przekazującej wiele życiowych prawd.


Każdy znajduje tu zatem coś dla siebie, każdy coś innego i z wiekiem inaczej odbieranego. Jest w tym ponadczasowa magia i siła, są świetne pomysły i niesamowita jakość wykonania. Wydania zresztą też. Nic tylko kupować.

Cruella. Czerń, biel i czerwień Hachi Ishie


 Japończycy i komiksy na podstawie znanych filmów, komiksów, gier czy wszelkiej maści franczyz. Temat znany i pewnie przez wielu lubiany. Teraz taką mangową wersję dostajemy w przypadku „Cruelli" no i wychodzi ona lepiej, niż film, który był dla niej podstawą.


Obdarzona talentem Estella, marzy o zostaniu projektantką, jednak zdaje się jakby wszystko poprzysięgło, że nie będzie to dla niej łatwa droga. Jednak upór i determinacja, mogą pomóc zostać sławną ikoną mody, a po czasie nastąpi zmiana w okrutną Cruellę, która znamy i nie kochamy.



Co tu wychodzi lepiej? Fabuła w zasadzie znana, bo ta sama, ale jednak wykonanie sprawia, że fajnie się to czyta. Komiks skrojony został z tych samych materiałów, ale z większą lekkością, rozrywkowością, a zarazem i klimatem. I jakoś tak w tej wersji wszystko to ma w sobie więcej siły, jakby samo przelanie na papier i pozwolenie by czytelnik decydował o tempie dodało opowieści coś od siebie. No i graficznie jest bardzo ładnie. I ta grafika działa i robi robotę. Jest tu na co popatrzeć, fajnie pasuje to do opowieści i jej wymogów i zapewnia miłe wrażenia wizualne. Plus mamy jeszcze ładne wydanie. Warto.

czwartek, 15 lutego 2024

Marvel Fresh Świt X. Wolverine Benjamin Percy


 

Cytując „klasyka, możemy się dowiedzieć, że:

Wolverine „narodził się” w 1974 roku, chociaż data jego urodzin to końcówka XIX wieku. Takie zagmatwanie, to tylko w komiksach. Wolverine jest mutantem, którego cechuje zdolność szybkiej regeneracji uszkodzonych tkanek ciała i kostne pazury chowane w przedramionach obu rąk (później jego szkielet i szpony zostały zespolone z adamantium). A adamantium, to z kolei materiał praktycznie niezniszczalny, wymyślony aby wytłumaczyć niektóre niezwykłe cechy bohaterów ze stajni Marvela. Ale to na marginesie. A wracając do naszego bohatera, którego możemy nazywać również Rosomakiem, a także Loganem – trzeba także wspomnieć, że należy on, albo należał do X- Menów. Czyli bandy mutantów, która myślała że jest lepsza od innych. Jak nie lubię komiksów, to xmeni doprowadzają mnie do białej gorączki. Być może to zasługa doskonałości tego dzieła? Raczej wątpię. A sam Wolverine należy do grupy moich ulubionych bohaterów z Kapitanem Ameryką i Spider – Menem na czele.



Niby się mówi, że to taki słaby komiks o Rosmaku, niby taki przeciętniak i w ogóle, a jednak okazuje się, że całkiem fajne jest to wszystko. Wiadomo, nie jest to jakiś komiks szczególnie wysokich lotów, ale ma fajny klimat, nieźle i szybko się go czyta i przyjemnie wygląda.


Cóż, komiks ten dość typowa robota. Rozrywkowa historia środka, gdzie dzieje się sporo, szybko i… wiadomo, wtórnie, ale jednak dość przyjemnie. Nie ma tu wielkiego pomysłu, to dodatek do większej historii, acz samodzielny – i zarazem początek większej serii, której ciągu dalszego najwyraźniej nie dostaniemy, bo wydawca oferuje nam ten album jako one-shota – i mający całkiem porządne wykonanie. Szczególnie graficznie, bo ładnie to to wygląda, klimatycznie i z fajnym, nastrojowym kolorem wszystko wykończone. Kubert radzi sobie świetnie, jak zawsze, a wspierający go kolega może i mocno inspiruje się Gregiem Capullo, ale całkiem spoko to wypada.

Więc kto lubi, może brać. Nic wybitnego, ale rozrywka nie najgorsza. I całkiem do rzeczy komiks środka.


Batman Wojna cieni. Williamson Joshua Porter Howard Segovia





 Batman - albo jak kto woli Człowiek Nietoperz - po raz pierwszy pojawił się na łamach komiksu w 1939 roku. Postać ta została stworzona  przez Boba Kane’a i Billa Fingera, a autorzy wzorowali się na takich postaciach jak Zorro, czy nawet Sherlock Holmes. Po traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa, Bruce Wayne, w przebraniu rozprawia się ze złoczyńcami w swoim rodzinnym mieście jakim jest Gotham City. Nie ma żadnych supermocy: jego bronią są intelekt, sprawność fizyczna i niezwykłe gadżety, którymi są nafaszerowane jego pojazdy na przykład. Jako jeden z najbogatszych ludzi, może sobie na to pozwolić. Kolejna opowieść nosi tytuł "Batman. Wojna cieni".



Batman w wykonaniu Williamsona. Czyli kolejny popis jego bylejakości w komiksie. Pisząc Flasha nie zachwycił ani razu, pisząc ostatnio eventy pokazuje, że w sumie niewiele z nich wynika i właściwie nie ma za wiele co czytać. I tak samo jest tu - niby opowieść jakaś, niby akcja, ale w ostatecznym rozrachunku dochodzimy do wniosków, że śmiało można było sobie to darować, bo nic byśmy nie stracili.


Co tu dużo mówić, komiks ten stawia na akcję. I w zasadzie tyle. Niby coś chce tam wprowadzić, ale niewiele z tego wynika, a tym bardziej nic istotnego. Dzieje się tu sporo, sporo bohaterów i na tym koniec. Wielki plus dla wydawcy, że puścił to na raz w jednym grubym tomie, bo dzięki temu możemy pochłonąć całość na raz. Co dobrze wychodzi też albumowi, bo ta historia nieco się rozkręca w drugiej połowie, więc gdyby to wydać w dwóch czy trzech tomach, chyba mało kto skusił by się na kolejne opowieści i nie doczytał  tego, co jest lepsze. Acz lepsze niewiele.



Za to graficznie całkiem fajnie to wypada. Ale to trochę za mało, byśmy poczuli prawdziwą przyjemność z lektury. Więc polecić można tylko zagorzałym fanom, którzy albo muszą wszystko, co z Batmanem, albo wszystko, co w ten czy inny sposób ma znaczenia dla eventów dziejących się obecnie w wydawnictwie.

Superman syn Kal-Ela. Przebudzenie Tom Taylor Cian Tormey

 


I kolejny Superman Tylora pojawił się na rynku. Spoko, seria coś tam wnosi, coś odświeża, ale po pierwszym tomie, po który sięgnąłem głównie jako po ciekawostkę, przekonuję się, że właśnie bardziej ciekawostką jest to wszystko, niż czymś, co naprawdę chciałoby się poznać.


Pamiętacie komiksy z Supermanem z DC Odrodzenie? Nie były to wielkie ani pomysłowe opowieści, ale twórcy postarali się, by zagrywając starymi kartami, zaserwować nam coś, co naprawdę fajnie wchodzi nowym czytelnikom, i starym, sentymentalnym wyjadaczom komiksowego chleba. Tu Tylor idzie w swoją stronę i okazuje się, że jednak pomysł, który na to miał, choć lepszy niż to, co mamy w serii o dorosłym Supermanie, na niedługo starcza. 



Są tacy, których to zachwyci, ale dla mnie postacie Tylora są jakieś proste. Akcja niby fajna, ale próbuje udawać, że jest czymś więcej, niż tylko rozrywką i to, że udaje to się czuje. Nie idzie w stricte rozrywkowym kierunku, przez co akcja nieco cierpi i nie ma tego wymiaru dobrej zabawy, jakiego oczekiwałem, a próby skupienia się na postaciach, ich charakterach i relacjach okazują się dość płaskie i nie ciekawią za bardzo. Rysunkowo jest fajnie, lepiej niż fabularnie, ale jako całość to kolejny komiks dla zagorzałych fanów postaci.

UnOrdinary. Tom 1 Uru-chan

 "Un Ordinary". Powieść graficzna. Taka kolejna próba przeniesienia mangowych schematów na grunt komiksów z innych krajów. Francuz...