Superman trafia w nowe ręce. Z jednej strony jest się z czego cieszyć, bo run Johnsona był wyjątkowo słaby, a im dalej tym gorzej. Z drugiej tym razem serię pisze Williamson, czyli gość, który tak strasznie skiepścił wszystkie te ostatnie eventy, jak „Mroczny Kryzys” czy „Nieskończona granica”. No i? No i przeciętnie jest. Ot jeszcze jedno superhero jakich wiele.
Williamson to taki przeciętny wyrobnik, który za co się nie weźmie, zmienia w jeszcze jedną taką samą opowieść. Pamiętacie „Bez sprawiedliwości”, gdzie ciągnął na dno lepszych od siebie scenarzystów? Albo „Flasha”, którego ciągnął przez 15 tomów nie za bardzo wiadomo po co? Albo jak udzielał się w „Death Metalu”? Wszystko było podobne: akcja, papierowe postacie bez charakteru i wyrazu i wtórne historie. Podobnie jest teraz. Nie porwało mnie tu nic, choć trzeba oddać, że jednak Superman w jego wykonaniu nie jest taki najgorszy. Po prostu to postać, którą można ukazać prosto, bez zaangażowania się w psychologię czy rys charakterologiczny, oprzeć na frazesach i jakoś to zadziała. Tak działa i tutaj.
Reszta to po prostu akcja, akcja i jeszcze trochę akcji. Wątki, jak to Lex może pomóc Supermanowi były już tyle razy i zawsze lepiej, że to już nie kręci. Nieźle jednak wygląda, bo graficznie jest przyzwoicie, a szybkie tempo pozwala się nie znudzić. Bardziej to jednak rzecz dla tych, którzy nie znają za bardzo komiksów, więc i nie poznali lepszych historii a mają ochotę na Supermana. Tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz