Kolejna opowieść z
Momokowersum – baśniowego alternatywnego świata Marvela inspirowanego japońskim
folklorem!
Odkąd Mariko Yashida odkryła mroczny sekret swojej rodziny, nawiedzają ją
dziwne sny i jeszcze dziwniejsze stwory. Ich ślady prowadzą do Ikai –
tajemniczego świata duchów yōkai. To kraina pełna cudów: ożywionych
samurajskich pancerzy, czarnych panter o dwóch ogonach i psotnych cyklopów,
które zmieniły swoje łzy w broń. Ostatnio jednak w Ikai nie dzieje się dobrze.
Duchy podzieliły się na stronnictwa Żelaznego Samuraja i Tarczy Sprawiedliwości,
a toczona przez nie wojna domowa może zniszczyć nie tylko świat yōkai, lecz
także ten zamieszkany przez ludzi. Czy Mariko zdoła położyć kres tej
bratobójczej walce? Czy ukoi potężnego ducha, który poprzysiągł utopić świat w
szkarłacie? Ducha pełnego bólu i gniewu, który Mariko zna aż za dobrze…
Autorką tej opowieści, będącej jednym z najciekawszych eksperymentów Marvela
ostatnich lat, jest japońska artystka Peach Momoko. Specjalny powiększony
format komiksu pozwala w pełni docenić delikatne akwarelowe ilustracje, z
których słynie.
Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach „Demon Wars: The
Iron Samurai”, „Demon Wars: Shield of Justice”, „Demon Wars: Down in Flames” i
„Demon Wars: Scarlet Sin”, a następnie zebrane w albumie „Demon Wars Treasury
Edition”.
Marvel i mangi to temat długi i szeroki. Marvel i komiksy
mangami inspirowane jeszcze dłuższy. A najsłynniej tego przykładem, choć nie
jedynym, był zainicjowany w roku 2003 Marvel imprint „Tsunami”. Czym był? Skierowaną
do dzieci i młodzieży, a inspirowaną mangą linią wydawniczą, w ramach której
wydano zaledwie dziesięć tytułów (istniał tylko dwa lata). Różne tam rzeczy
były, jak „Wolverine: Snikt!” w wykonaniu jednego z najlepszych mangaków, który
jednak Marvela nie poczuł. I on chyba jest najlepszym odbiciem tego, co dzieje
się i w „Wojnach demonów”.
Bo opowieść Peach Momoko to fajna rzecz i powiew świeżości,
jednak odnosi się wrażeni, że marvelowskie ramy ograniczają autorkę i nie może
w pełni rozwinąć skrzydeł. Z drugiej strony jednak gdyby to nie był Marvel, jej
opowieść nie byłaby niczym szczególnym, bo w świecie mang nie brakuje opowieści
mocno osadzonych w folklorze i demonologii -
i to nie brakuje opowieści lepszych, chociaż, co trzeba oddać Momoko,
nie kolorowych. To trochę tak, jak z „Usagim Yojimbo” czy „Sandmanem: Sennymi
łowcami” – oba tytuły fajne, ale bardziej poprzez zderzenie z faktem ich
niecodziennego wykonania od większości amerykańskiego rynku, niż prawdziwej
wybitności.
Oczywiście nie zmienia to faktu, że „Wojny demonów” to
komiks dobry, sympatyczny, lekki i przyjemnie wchodzący w tematykę. Jest tu
Marvel, jest puszczanie oka i odniesienia są też, jest demonologia i folklor
azjatycki, przede wszystkim jednak jest szata graficzna. Fabularnie to rzecz
niezłą, graficznie zachwycająca i właśnie dlatego warto ją poznać. Pięknie jest
to rysowane i malowane, wygląda jak dobry artbook, jakich w obecnych czasach
jakby coraz mniej, jakby brakowało… No i jeszcze to wydanie, które pozwala w
pełni cieszyć oczy grafikami. I właśnie dla tych grafik, ilustracji, pięknej
roboty, pełnej zwiewności, delikatności i uroku, polecam gorąco.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz