DC i fantasy? Czemu nie, jak pokazał nam kiedyś Peter David
wielkim albumem „Aquaman: Kroniki Atlantydy”, można coś z tego wycisnąć. Inni?
No różnie to bywało, z mitów i legend, które do gatunku zaliczyć można wydawca
czerpał wiele razy („Sandmana” nie wliczam, bo to horror bardziej, niż fantasy)
i poziom bywał, jaki bywał. Czy Taylor tym tomem robi robotę? Do Davida mu
bardzo daleko, ale sam komiks to całkiem przyjemna rzecz, która w pewnym sensie
coś nowego wnosi do uniwersum, jednak rewolucji żadnej w zasadzie nie robi.
Zapomnijcie o wieżowcach, batmobilach i niewidzialnych
odrzutowcach – w tym świecie Superman przeskakuje strzeliste zamki, Batman
dosiada rączego rumaka, a Wonder Woman szybuje na dostojnym pegazie. W tym
alternatywnym uniwersum DC nic – ani nikt – nie jest tym, czym się wydaje. Oto
Ziemia, kraina Trzech Królestw, której losy zmieniły się na zawsze, gdy młode
małżeństwo rozbiło się tu po ucieczce ze zniszczonego Kryptona.
Jor-El i Lara nie mieli pojęcia, że młody mag John
Constantine przepowiedział pojawienie się przybyszów z gwiazd. Wieszczba ta
zasiała ziarno strachu w sercu króla Jeffersona Pierce’a, który z czasem dla
dobra wszystkich postanowił rozprawić się z obcymi. Trzy Królestwa szykują się
więc do wojny.
Niestety, jak powszechnie wiadomo, przepowiednie
pozostawiają zbyt wielkie pole do interpretacji. Czy bohaterowie mimo wszystko
ocalą świat przed zagrożeniem z niebios?
Czytając superhero pożenione z fantasy zawsze mam wrażenie,
że jednak te gatunki, choć tak bliskie sobie, bo oba wyrosły przecież na
podaniach o ludziach, którzy dokonywali wielkich rzeczy, mieli często boskie
moce i walczyli o ocalenie świata, nie mają się ku sobie. Jakby coś zgrzytało,
gdy się stykają. Przeładowanie fantasy? Mitologią, skoro same w sobie są mitami
nowych czasów? A może jednak jeśli ma tu być fantasy, to takie urban, gdzie
jednak bliskie naszym czasom.
We wspomnianych „Kronikach Atlantydy” to grało, bo toczyły
się w dawnych czasach. Tam to pasowało, nikt nie szedł na łatwiznę i nie
przenosił herosów w tamte realia. Tu scenarzysta na łatwiznę idzie, ale robi
rzecz całkiem sympatyczną, gdzie to fantasy jest mocno obecne i wplecione w
treść, a nie stanowi jedynie tła doklejonego na siłę. Dlatego czyta się to
lekko i przyjemnie, fani gatunków znajdą frajdę w obserwowaniu, jak odtwarzane
są motywy i schematy, a generyczność całości w tym wypadku nie stanowi minusa.
Fajnie jest to rysowane, tradycyjnie też fajnie wydane.
Lekka, prosta, niewyszukana, ale i nie prostacka rzecz. Przyjemny komiks
środka, który wyróżnia się może tylko i wyłącznie otoczką, ale chociaż
wyróżnia.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz