czwartek, 6 listopada 2025

Dom mody Telimena. Co nosiły Polki - Katarzyna Jasiołek

 



Nie ukrywam, że sięgnąłem po „Dom mody Telimena. Co nosiły Polki” trochę z ciekawości, trochę z przekory. Moda nigdy nie była moim tematem numer jeden, ale historia – już tak. Połączenie tych dwóch światów, zwłaszcza w kontekście PRL-u, wydawało mi się czymś nieoczywistym. Okazało się, że książka Katarzyny Jasiołek nie tylko opowiada o ubraniach, fasonach i tkaninach, ale przede wszystkim o ludziach – ich marzeniach, ambicjach i potrzebie piękna w czasach, które często pięknem nie rozpieszczały.

Dom Mody „Telimena” z Łodzi był jednym z tych miejsc, które próbowały tchnąć trochę luksusu w szarą rzeczywistość PRL-u. Dziś brzmi to jak oksymoron – luksus w czasach kartek na mięso, kolejek i braków materiałowych – ale właśnie dlatego ta historia tak fascynuje. Jasiołek pokazuje, że nawet w państwie, które stawiało na równość i praktyczność, istniała przestrzeń na indywidualizm i estetykę.

Autorka nie pisze suchym językiem historyka. To raczej opowieść snuta z czułością i pasją – o tym, jak powstawały projekty, jak wyglądały pokazy mody, jaką drogę musiał przejść każdy kawałek tkaniny, zanim trafił do sklepu. Śledząc te opisy, miałem przed oczami nie tylko eleganckie modelki z tamtych lat, ale też cały łańcuch ludzi, którzy tę elegancję umożliwiali – krawcowe, projektantki, dyrektorów, fotografów.

Choć książka mówi o kobietach, to nie jest typowo „kobiecą” lekturą. To raczej historia determinacji i ambicji w trudnych realiach. Kobiety z Telimeny to nie tylko modelki w eleganckich kostiumach – to inżynierki mody, organizatorki pokazów, specjalistki od eksportu, które wiedziały, jak odnaleźć się w gąszczu absurdalnych przepisów i planów gospodarczych.

Autorka pokazuje, że za każdą udaną kolekcją stała walka – o materiały, o zgodę urzędnika, o transport, o prawo do odrobiny fantazji w świecie, który tej fantazji nie lubił. I choć ubrania z Telimeny miały być eleganckie i praktyczne, to często niosły ze sobą coś więcej – były wyrazem tęsknoty za Zachodem, za nowoczesnością, za normalnością.

To, co w książce Jasiołek najbardziej mnie urzekło, to klimat. Widać, że autorka doskonale zna epokę – potrafi oddać zapach tamtych lat: mieszankę nowej wełny, pyłu z hal produkcyjnych i zapachu tanich perfum z Peweksu. Opisuje modę jako coś żywego, pełnego emocji. Czytając, miałem wrażenie, że przenoszę się do wnętrza łódzkiego zakładu, gdzie z głośników sączy się jazz, a w pracowniach wre praca nad nową kolekcją.


Cenię tę książkę również za to, że nie popada w nostalgię. Jasiołek nie idealizuje PRL-u, nie próbuje robić z Telimeny mitycznego symbolu „polskiego sukcesu”. Pokazuje raczej, że w nawet najbardziej siermiężnym systemie można było znaleźć przestrzeń dla kreatywności i pasji. To historia ludzi, którzy chcieli robić coś pięknego, mimo że świat wokół często był brzydki.

„Dom mody Telimena” to książka, która zaskakuje. Wydawało mi się, że będzie to po prostu reportaż o modzie – może trochę suchy, trochę akademicki. Tymczasem dostałem fascynującą opowieść o Polsce, o zmianach obyczajowych, o tym, jak kobiety próbowały odnaleźć siebie w świecie, który chciał je zamknąć w określonych rolach. To również opowieść o aspiracjach. O tym, jak wielką rolę odgrywał wygląd, kiedy dostęp do wszystkiego był ograniczony. Ubranie mogło stać się manifestem – wyrazem niezależności, gustu, odwagi. Zresztą, w jakimś sensie ta książka to także opowieść o polskiej dumie – o tym, że potrafiliśmy stworzyć coś wyjątkowego, nawet jeśli nie mieliśmy do tego idealnych warunków.


Zamykając książkę, pomyślałem, że „Dom mody Telimena” to coś więcej niż historia jednego przedsiębiorstwa. To portret epoki – czasów, gdy moda nie była tylko kwestią estetyki, ale sposobem na przetrwanie, na wyróżnienie się, na zachowanie godności. Katarzyna Jasiołek pisze z pasją i precyzją, tworząc książkę, którą można czytać zarówno jako reportaż historyczny, jak i jako refleksję nad ludzką potrzebą piękna i stylu.

Nie trzeba być znawcą mody, by docenić tę lekturę. Wystarczy ciekawość świata i chęć zrozumienia, jak w trudnych realiach PRL-u rodziły się rzeczy naprawdę wartościowe. Dla mnie była to podróż nie tylko w czasie, ale też w głąb codzienności naszych rodziców i dziadków – z ich ambicjami, gustem i sprytem, który pozwalał im przetrwać system pełen absurdów.

„Dom mody Telimena” to książka, która pokazuje, że nawet w świecie szarości można znaleźć kolor – trzeba tylko wiedzieć, gdzie go szukać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Superman kontra Lobo Andolfo Mirka Beattie Sarah Seeley Tim

Oj było już starć między nimi sporo. Po polsku też się coś trafiło, chociaż zdecydowanie więcej działo się na rynku amerykańskim. Ale nie o ...