Nie ukrywam, że sięgnąłem po „Dom mody Telimena. Co nosiły Polki” trochę z ciekawości, trochę z przekory. Moda nigdy nie była moim tematem numer jeden, ale historia – już tak. Połączenie tych dwóch światów, zwłaszcza w kontekście PRL-u, wydawało mi się czymś nieoczywistym. Okazało się, że książka Katarzyny Jasiołek nie tylko opowiada o ubraniach, fasonach i tkaninach, ale przede wszystkim o ludziach – ich marzeniach, ambicjach i potrzebie piękna w czasach, które często pięknem nie rozpieszczały.
Dom Mody „Telimena” z Łodzi był jednym z tych miejsc, które próbowały tchnąć trochę luksusu w szarą rzeczywistość PRL-u. Dziś brzmi to jak oksymoron – luksus w czasach kartek na mięso, kolejek i braków materiałowych – ale właśnie dlatego ta historia tak fascynuje. Jasiołek pokazuje, że nawet w państwie, które stawiało na równość i praktyczność, istniała przestrzeń na indywidualizm i estetykę.
Autorka nie pisze suchym językiem historyka. To raczej opowieść snuta z czułością i pasją – o tym, jak powstawały projekty, jak wyglądały pokazy mody, jaką drogę musiał przejść każdy kawałek tkaniny, zanim trafił do sklepu. Śledząc te opisy, miałem przed oczami nie tylko eleganckie modelki z tamtych lat, ale też cały łańcuch ludzi, którzy tę elegancję umożliwiali – krawcowe, projektantki, dyrektorów, fotografów.
Choć książka mówi o kobietach, to nie jest typowo „kobiecą” lekturą. To raczej historia determinacji i ambicji w trudnych realiach. Kobiety z Telimeny to nie tylko modelki w eleganckich kostiumach – to inżynierki mody, organizatorki pokazów, specjalistki od eksportu, które wiedziały, jak odnaleźć się w gąszczu absurdalnych przepisów i planów gospodarczych.
Autorka pokazuje, że za każdą udaną kolekcją stała walka – o materiały, o zgodę urzędnika, o transport, o prawo do odrobiny fantazji w świecie, który tej fantazji nie lubił. I choć ubrania z Telimeny miały być eleganckie i praktyczne, to często niosły ze sobą coś więcej – były wyrazem tęsknoty za Zachodem, za nowoczesnością, za normalnością.
To, co w książce Jasiołek najbardziej mnie urzekło, to klimat. Widać, że autorka doskonale zna epokę – potrafi oddać zapach tamtych lat: mieszankę nowej wełny, pyłu z hal produkcyjnych i zapachu tanich perfum z Peweksu. Opisuje modę jako coś żywego, pełnego emocji. Czytając, miałem wrażenie, że przenoszę się do wnętrza łódzkiego zakładu, gdzie z głośników sączy się jazz, a w pracowniach wre praca nad nową kolekcją.
Cenię tę książkę również za to, że nie popada w nostalgię. Jasiołek nie idealizuje PRL-u, nie próbuje robić z Telimeny mitycznego symbolu „polskiego sukcesu”. Pokazuje raczej, że w nawet najbardziej siermiężnym systemie można było znaleźć przestrzeń dla kreatywności i pasji. To historia ludzi, którzy chcieli robić coś pięknego, mimo że świat wokół często był brzydki.
„Dom mody Telimena” to książka, która zaskakuje. Wydawało mi się, że będzie to po prostu reportaż o modzie – może trochę suchy, trochę akademicki. Tymczasem dostałem fascynującą opowieść o Polsce, o zmianach obyczajowych, o tym, jak kobiety próbowały odnaleźć siebie w świecie, który chciał je zamknąć w określonych rolach. To również opowieść o aspiracjach. O tym, jak wielką rolę odgrywał wygląd, kiedy dostęp do wszystkiego był ograniczony. Ubranie mogło stać się manifestem – wyrazem niezależności, gustu, odwagi. Zresztą, w jakimś sensie ta książka to także opowieść o polskiej dumie – o tym, że potrafiliśmy stworzyć coś wyjątkowego, nawet jeśli nie mieliśmy do tego idealnych warunków.
Zamykając książkę, pomyślałem, że „Dom mody Telimena” to coś więcej niż historia jednego przedsiębiorstwa. To portret epoki – czasów, gdy moda nie była tylko kwestią estetyki, ale sposobem na przetrwanie, na wyróżnienie się, na zachowanie godności. Katarzyna Jasiołek pisze z pasją i precyzją, tworząc książkę, którą można czytać zarówno jako reportaż historyczny, jak i jako refleksję nad ludzką potrzebą piękna i stylu.
Nie trzeba być znawcą mody, by docenić tę lekturę. Wystarczy ciekawość świata i chęć zrozumienia, jak w trudnych realiach PRL-u rodziły się rzeczy naprawdę wartościowe. Dla mnie była to podróż nie tylko w czasie, ale też w głąb codzienności naszych rodziców i dziadków – z ich ambicjami, gustem i sprytem, który pozwalał im przetrwać system pełen absurdów.
„Dom mody Telimena” to książka, która pokazuje, że nawet w świecie szarości można znaleźć kolor – trzeba tylko wiedzieć, gdzie go szukać.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz