środa, 30 kwietnia 2025

Maciej Siembieda Sobowtór

 


Maciej Siembieda po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem łączenia faktów historycznych z literacką fikcją. W „Sobowtórze” zabiera nas w podróż przez wieki, kontynenty i sekrety, które mogły zmienić bieg historii. To powieść, która trzyma w napięciu do ostatniej strony i zostawia czytelnika z głową pełną pytań.


Fabuła zbudowana na faktach – ale jakich!


Głównym bohaterem jest Jakub Kania, były prokurator IPN, znany z poprzednich książek Siembiedy. Tym razem jego śledztwo dotyczy jednego z najbardziej intrygujących epizodów XX wieku: zagadki zaginionego sobowtóra Adolfa Hitlera. Autor z mistrzowską precyzją łączy wątki nazistowskich tajemnic, polskich realiów powojennych i współczesnych rozgrywek polityczno-historycznych.


Styl i narracja


Siembieda pisze językiem barwnym, ale jednocześnie oszczędnym – nie rozciąga opisów, nie przegaduje scen, a każda strona pcha akcję do przodu. Co ważne, w jego książkach czuć ogromną pracę dokumentacyjną, a jednocześnie opowieść nie traci literackiego charakteru. Autor potrafi sprawić, że nawet najbardziej skomplikowane kwestie historyczne stają się przystępne i fascynujące.


Dlaczego warto przeczytać?


„Sobowtór” to książka dla miłośników historii, zagadek, teorii spiskowych i dobrego thrillera. Daje nie tylko emocje, ale też wiedzę – a wszystko podane w formie dynamicznej, wciągającej powieści. Jeśli cenisz literaturę, która bawi i uczy, a jednocześnie nie traktuje czytelnika jak ignoranta – ta pozycja jest dla Ciebie.


Podsumowanie


Maciej Siembieda po raz kolejny udowadnia, że potrafi snuć opowieści, które intrygują, edukują i dostarczają czystej przyjemności z lektury. „Sobowtór” to thriller historyczny na najwyższym poziomie. Polecam z czystym sumieniem!

sobota, 26 kwietnia 2025

Tytani. Świat Bestii. Tom 1 - Tom Taylor, Nicola Scott, Ivan Reis

 


Kiedyś byli Młodzi Tytani. Teraz mamy po prostu Tytanów – zastępców Ligi Sprawiedliwości na polu walki ze złem, w świecie po ostatnim kryzysie. Tak więc, jeśli „Mroczny Kryzys” Wam się podobał, po ten komiks musicie sięgnąć koniecznie, bo to jakby ciąg dalszy wszystkiego i pokazanie wpływu na uniwersum. A bez tego? To po prostu niezły drużynowy komiks superbohaterski dla fanów DC.


Fabuła

Jeśli chodzi o treść to mamy tu dość typowe superhero. Nowy wróg, drużynowa akcja, a tej akcji dużo, podobnie, jak postaci. To, co sprawia, że album wart jest uwagi, to przede wszystkim fakt, że jest istotny dla uniwersum. poza tym niezłe jest samo pisarstwo Taylora, który jak zawsze robi komiks lekki, nonszalancki niemalże, stricte rozrywkowy, ale właśnie jako rozrywka wypadający nieźle. Mam wrażenie też, że lepiej wychodzi mu kiedy pisze o ekipie, a nie jednym bohaterze, bo tak, jak jego Superman z synem Clarka nie był czymś, co mnie zachwycało, tak tu jest lepiej, różnorodniej i ciekawiej.



Rysunki

Szata graficzna pozostaje bardzo przyjemna i dobrze zrobiona. Nie jest to nic wybitnego, ale naprawdę miło wygląda i ma klimat. Po prostu rzetelna rzemieślnicza robota. Jak na współczesny komiks przyjemna, nieprzesadzona w kwestii komputerowych fajerwerków i dająca sporo frajdy. Tak na poziomie rysunków i koloru, jak i samej treści – te zresztą wzajemnie dopełniają się i dobrze współgrają.


Podsumowanie


Śmiało można. To rzecz bardziej dla fanów, bo jednak znać ostatni „Kryzys” nie tylko wypada, ale i trzeba, żeby dobrze się w tym wszystkim odnaleźć (a żeby odnaleźć się w „Mrocznym Kryzysie” trzeba też znać parę poprzedzających go wydarzeń, które wstrząsały uniwersum), niemniej godnie podejmuje temat. I całkiem nieźle zaczyna nowy rozdział historii DC.



Thor. Tom 3 - Al Ewing, Donny Cates, Torunn Grønbekk,Salvador Larroca, Nic Klein, Sergio Davíla, Juan Gedeon

 


Trzeci tom „Thora”, czyli dowód na to, że Cates Venoma nie umie zostawić. Jego run z tą postacią był udany i to bardzo, szedł w nowe, fajnie bawił się starym, a po wszystkim zostawił wiele otwartych spraw. I teraz autor wraca do tej historii, dając nam zarówno coś dla fanów jego opowieści o symbiontach, jak i masę frajdy miłośnikom boga gromów.


Fabuła
Cates, jak to Cates, robi rzecz lekką, szybką i przyjemną. Ten gość to taki facet, który bierze i ogarnia dowolną serię, która wpadnie mu w ręce i za każdym razem okazuje się, że jednak mu to wychodzi. Że nawet jak tylko podchodzi na luzie, to jest to luz, który kupuje czytelnika. Coś, jak kinowe hity, nie męczą mózgu, mają dostarczyć przyjemności i nie nudzić i dokładnie to tutaj mamy.
Akcja konkretna, widowiskowa. Dużo postaci. Dużo fajnego materiału dla fanów, ale i przyswajalność dla tych, którzy w serii siedzą dopiero od niedawna. No miło jest, i z powagą, i nonszalancją. I po prostu sympatycznie.




Grafika
Tu też jest dobrze, nawet bardzo. Rysunki proste, ale wyraziste, dobrze wykonane, kiedy trzeba widowiskowe albo odpowiednio skupione na postaciach i tym, co przeżywają. Są w nich emocje, jest na co popatrzeć, jest też po prostu bardzo ładne wykonanie, z dobrze dobranym kolorem. No i wydanie, które to wszystko podkreśla.

W skrócie, solidnej grubości, bardzo przyjemny i wart poznania. tym bardziej, że mamy tu dodatkowo pomoc takich twórców, jak Al Ewing, który po Catesie pisał „Venoma” czy świetna scenarzystka młodego pokolenia, Torunn Grønbekk.



Sierżant Rock i armia trupów - Bruce Campbell, Eduardo Risso


Sierżant Rock i Armia Trupów to nietypowe połączenie klasycznego klimatu wojennego z horrorem w stylu pulp. Za scenariusz odpowiada Bruce Campbell (znany fanom horrorów jako Ash z Martwego Zła), a rysunki stworzył Eduardo Risso (100 naboi), co już samo w sobie zapowiada niecodzienne doświadczenie. 

 

Akcja dzieje się pod koniec II wojny światowej. Sierżant Frank Rock i jego legendarna Kompania Łotrów zostają wysłani na tajną misję: zniszczyć nazistowski eksperyment związany z wskrzeszaniem martwych żołnierzy. Brzmi znajomo? Tak – to klasyczny motyw „nazi zombies”, ale podany w świeży i zaskakująco poważny sposób. Campbell nie idzie w stronę czystej parodii – opowieść ma swój ciężar emocjonalny, a bohaterowie nie są tylko papierowymi twardzielami.

 

Styl Rissa to jeden z najmocniejszych punktów komiksu. Jego mroczna, nieco szorstka kreska idealnie pasuje do brudnych okopów i upiornych scen z udziałem nieumarłych. Kontrast między wojennym realizmem a nadnaturalnymi elementami jest dobrze wyważony – wszystko trzyma się w jednej stylistycznej tonacji.

 



To komiks krótki (miniseria w kilku zeszytach), ale treściwy. Znajdziemy tu brutalność wojny, patos, akcję i grozę – wszystko podane z pulpową energią. Fani Sierżanta Rocka dostaną nową, ciekawą odsłonę postaci, a miłośnicy horrorów z satysfakcją przeczytają dynamiczną historię z nieumarłymi w tle.

 

Sierżant Rock i Armia Trupów to udane połączenie dwóch gatunków, które rzadko się spotykają. Dobrze napisany, świetnie narysowany i wciągający. Nie jest to może arcydzieło, ale zdecydowanie warto po niego sięgnąć – zwłaszcza jeśli lubisz klimaty „Wolfenstein” albo „Overlord”.

 


 



Czytelniku, nienawidzę cię - Henry Kuttner

 


Już sam tytuł książki to literacki pstryczek w nos: „Czytelniku, nienawidzę cię”. Brzmi jak groźba, jakby Kuttner chciał cię od razu przepędzić od lektury. Ale nie daj się zwieść — to zaproszenie. Zaproszenie na szaloną, nieprzewidywalną, błyskotliwą przejażdżkę po meandrach absurdalnej wyobraźni jednego z najbardziej oryginalnych autorów science fiction XX wieku.

 

Ta książka to zbiór opowiadań, które łączy jedno: totalny brak szacunku do utartych schematów. Kuttner (często piszący wspólnie z żoną, C.L. Moore, choć tu występuje solo) nie pisze „dla mas” ani „dla krytyków” – pisze dla własnej uciechy, a przy okazji dla naszej. Każde opowiadanie to literacki eksperyment, zabawa z formą, pomysłami i z samym czytelnikiem.

 

Czego możesz się spodziewać?

 

Narratorów, którzy cię nie lubią, ale z tobą rozmawiają.

 

Bohaterów, którzy sami nie wiedzą, w jakim gatunku są osadzeni.

 

Pomysłów tak dziwnych, że zaczynasz się zastanawiać, czy autor miał dostęp do innych wymiarów.

 

Dialogów, które przypominają rozmowy z filozofem... po kilku drinkach.

 

Światów, gdzie rzeczywistość się rozpada szybciej niż twoje postanowienia noworoczne.

 

 

Ale za tą całą ironią i humorem kryje się prawdziwa literacka maestria. Kuttner potrafi jednocześnie bawić i zmuszać do myślenia. Choć niektóre opowiadania wydają się czysto komediowe, często uderzają w bardzo ludzkie struny – samotność, szaleństwo, tożsamość, sens istnienia. Tylko że u niego te tematy podane są z dodatkiem kosmicznego absurdu i narracyjnej akrobatyki.

 

Czy trzeba lubić fantastykę?

Nie do końca. Ta książka to bardziej literatura eksperymentalna z elementami SF, niż typowa fantastyka. Jeśli lubisz Vonneguta, Lema (w jego bardziej humorystycznej wersji), czy Douglasa Adamsa – odnajdziesz się tu doskonale. Jeśli nie… cóż, możesz poczuć się trochę jak człowiek w kapciach na zjeżdżalni wodnej – zaskoczony, ale ostatecznie rozbawiony.

 

Czy książka jest „łatwa w odbiorze”?

Nie. Ale jest tego warta. Trzeba się nastawić na to, że autor będzie z tobą igrał. Zmieniając styl, łamiąc zasady, ignorując strukturę i momentami z premedytacją cię irytując. Ale wszystko to robi z taką lekkością i humorem, że nie sposób się nie uśmiechać.

 Słowem podsumowania. 

„Czytelniku, nienawidzę cię” to zbiór opowiadań, które mogą zirytować, zaskoczyć i rozbawić – często wszystko na raz. To książka inna niż wszystkie: pełna ironii, szalonych pomysłów i literackich żartów z konwencji. I choć narrator może cię nie lubić – ty pokochasz tę książkę za jej bezczelność.


5 grudniów - Jamesa Kestrela


 „5 grudniów” Jamesa Kestrela to wyjątkowy kryminał, który wciąga czytelnika od pierwszych stron i nie puszcza aż do samego końca. Powieść osadzona jest tuż przed atakiem na Pearl Harbor, a jej akcja toczy się na Hawajach, w Japonii i w różnych zakątkach Azji, co nadaje jej atmosferę napięcia i niepewności, idealnie oddając nastrój nadciągającej wojny.

 

Głównym bohaterem jest detektyw Joe McGrady, który zostaje wplątany w brutalne śledztwo związane z podwójnym morderstwem. Jednak sprawa szybko przeradza się w coś znacznie większego — polityczne spiski, szpiegostwo, osobiste tragedie i moralne dylematy. Kestrel z ogromnym wyczuciem buduje portret psychologiczny bohatera — człowieka rozdartego między obowiązkiem, sumieniem a pragnieniem sprawiedliwości.

 

Styl Kestrela jest surowy, oszczędny, a zarazem pełen literackiego kunsztu. Fabuła rozwija się powoli, ale z każdą stroną zyskuje na intensywności. Szczególnie zachwycają opisy miejsc i realiów epoki — od zadymionych biur w Honolulu po japońskie więzienia. Kestrel odtwarza klimat lat 40. z imponującą dokładnością, co dodaje historii autentyczności.

 

To powieść nie tylko dla fanów kryminałów, ale i dla tych, którzy cenią sobie literaturę z historią w tle. „5 grudniów” to książka o poświęceniu, winie i nadziei — historia, która zostaje z czytelnikiem długo po zakończeniu lektury.

 

piątek, 18 kwietnia 2025

Drapieżny ród Piastów, "Piastowie. Przeklęty testament Sławomir Leśniewski

 




Historia początków Polski zaprezentowana, jakby to była dobra literatura przygodowa? Ja wiem, że publikacje Leśniewskiego, speca od literatury historycznej (na koncie ma choćby „Na Moskwę. Polacy na Kremlu w XVII wieku”, „Napoleoński amok Polaków” czy „Potop. Czas hańby i sławy 1655-1660”), to nic innego, jak literatura faktu, żadne powieści, żadna beletrystyka. A jednak mają w sobie to coś. To nie sucha, podręcznikowa wiedza, a wiedza pełna, krwista, bogata i pozwalająca nie tylko zapoznać się z faktami, ale i – a raczej przede wszystkim – wczuć w nie i całej tej historii doświadczyć. I takie właśnie są te dwie części sagi o Piastach – „Drapieżny ród Piastów” oraz „Piastowie. Przeklęty testament” – które urzekaną każdego miłośnika historii rodzimej.

 

No to już wiemy o czym to i z czym się, a jak to wszystko wypada? Poza tym, że znakomicie, o czym już przecież pisałem na wstępie. A zatem tak, z jednej strony Leśniewski podchodzi do tematu z chłodnym profesjonalizmem, stara się być jak najdokładniejszy, więc opisuje nie tylko to, co główne, najważniejsze i najistotniejsze, ale i postacie poboczne, mało albo prawie powszechnie nieznane, a także tło, dzięki czemu rzecz nabiera głębi, pełni. Z drugiej strony opowiadając o ludziach, nie tylko o tym, kim byli, ale też jacy byli. Efekt? Czytanie książek Leśniewskiego na tle czytania podręczników pokazuje nam jaka wielka przepaść dzieli książki, które powinny uczyć historii od tej, które nas faktycznie jej uczą – poprzez doświadczanie. Bo dla autora liczy się historia i jej przekazanie, to jego pasja i – mam wrażenie – misja. I nie tylko ma wiedzę pozwalającą mu to zrobić, ale i umiejętności, dzięki którym przekazuje ją tak przyjemnie i skutecznie.


 Co mi się tu podoba to fakt, że obie te pozycje to książki balansując między naukowym profesjonalizmem, a treściami i formą podania odpowiednią jednocześnie dla laików. To nie szkolny wykład, to nie podręcznik ani skondensowana wiedza podręcznikowa, z której niewiele poza datami i nazwami wynika. Po prostu jest tu ciekawie, bez przynudzania, wyczerpująco, ale bez nadmiaru suchych faktów, za to z lekkością i pasją. Każdy z tych tomów to ponad czterysta stron – łącznie niemal dziewięćset stron, głównie tekstu, choć znalazło się też miejsce dla odrobiny zdjęć, które doskonale całości dopełniają, uzupełniają i pozwalają nie tylko poczuć, wyobrazić, poznać, ale i zobaczyć.


 Ergo? Bierzcie w ciemno, jeśli lubicie historię – nawet jeśli nie trawicie książek historycznych. Leśniewski, jak już pisałem, zrobił tu robotę, która broni się na każdym polu, nieważne czy u zagorzałych miłośników tematu, czy też w przypadku nim zainteresowanych, ale nieprzepadających za tym, jak zwyczajowo wyglądają takie książki. A po lekturze tych dwóch tomów naprawdę chce się więcej, na szczęście autora stworzył niejedną podobną pozycję, jest zatem z czego wybierać.



niedziela, 6 kwietnia 2025

Kolorowe trójkąty Joanna Bednarczyk

 




Dziś omawiam dla Was grę „Kolorowe trójkąty”. Rzadko omawiam tego typu rzeczy, ale to – jak i omawiane przeze mnie „Ubongo” – to rzecz warta uwagi. Bardzo przyjemna rozrywka dla całej rodziny – już od graczy w wieku lat sześciu. 2-4 uczestników, pół godzinki na sesję, a ile daje frajdy!


 



Gra ma dwa warianty rozgrywki:


1. „Tylko kolory” – w tym wariancie gracz otrzymuje punkty za wszystkie kolorowe trójkąciki ze „spójnych” jednokolorowych obszarów (złożonych z co najmniej dwóch trójkącików), które utworzył dokładając swój kafelek.


2. „Kolory i trójkąty” – w tym wariancie gracz otrzymuje punkty jak w wariancie „Tylko kolory” oraz dodatkowo otrzymuje punkty za dostrzeżenie każdego trójkąta MAX (o boku co najmniej 2), czyli takiego, który powstał po dołożeniu większej ilości kafelków.


Potrzebna jest doskonała spostrzegawczość i umiejętność strategicznego myślenia. Wygrywa gracz, który na koniec gry zgromadzi najwięcej punktów.


Gra:


- ćwiczy spostrzegawczość i umiejętności strategii


- uczy cierpliwości


- poprawia koncentrację


 



No i to wszystko co można powiedzieć o rozgrywce. Gra wymagająca skupienia i myślenia, uwagi, ale i uważności, jednocześnie uczy tych rzeczy, pozwala je rozwijać i bawi. Bawi naprawdę znakomicie, a że wymaga niewiele od graczy, bo i łatwo opanować zasady, i jej zawartość jest dość skromna (ale więcej nie trzeba: 6 większych trójkątów kafli startowych, 2 komplety mniejszych trójkątów kafelków i 4 ściągawki z punktacją to naprawdę dostateczny zestaw). A gra dzięki elementowi losowości nadaje się do wielokrotnego grania przez naprawdę długi czas. A grać się chce. I jest w co.

Przy okazji rzecz jest znakomicie wykonana. Wymiar rozrywkowy i naukowy gwarantuje osoba autorki, bo Joanna Bednarczuk to, jak mówi wydawca, doświadczona nauczycielka matematyki i współautorka podręczników. Od lat popularyzuje metodę nauki poprzez zabawę, wykorzystując łamigłówki, układanki i inne pomoce manualne.  I to się w grze widzi i czuje. rzecz jest dobra i profesjonalnie wykonana, a przy okazji bardzo, bardzo ładna – młodszym wpadnie w oko, starszym nie wyda się zbyt barwna i infantylna, więc naprawdę dla każdego coś miłego. Macie ochotę? Grajcie, warto.


Ubongo. Travel Grzegorz Rejchtman




 „Ubongo” –  uwielbiam. Fajna sprawa te gierki, sporo jest ich różnych ma rynku, a tu mamy wersję podróżą, do plecaka, kieszonkową, jak wolicie. Kolejną taką, ale nieważne, czy znacie poprzednie, czy nie, zabawa jest przednia i da dużo przyjemności graczom w różnym wieku.



Gra typu bawiąc uczy, ucząc bawi. Czym bawi, wiadomo, czego uczy? A no umiejętności logicznego myślenia, spostrzegawczości i motoryki małej. Uczy tego na różnych poziomach, bo możemy sami dostosować poziom trudności. A na dodatek dla odmiany tym razem gracze dostają też tryb solo, więc mogą bawić się w grupie (do czterech osób) albo samemu. A przy okazji jej kolejnym dużym plusem jest tempo rozgrywki – potrzeba na nią ledwie kwadransa, więc można szybko i miło, w krótkiej wolnej chwili. Ładne jest tu wykonanie, wszystko wygląda przyjemnie, wpada w oko i po prostu jest, jak zawsze, dobre. Na zestaw składają się 32 planszetki z 64 różnymi zadaniami oraz 4 komplety po 8 kafelków, rzecz zajmuje niewiele miejsca, ale daje masę frajdy każdemu, kto się zaangażuje w rozgrywkę. Do tego w odbiorcach starych, jak ja, takich sentymentalnych dziadersach, jak to mówią, obudzi wiele nostalgii, bo chyba każdy z nas pamięta, jak grało się w takie podróżne gry do plecaka załączone do „Kaczora Donalda”.


Lasy Opalu. Tom 1 Arleston Christophe Philippe Pellet

 



Twórca „Lanfeusta z Troy” wraca z nową serią. Fajnie. Tym razem rzecz jest bardziej klasyczna, bardziej typowa, ale nadal bardzo, bardzo dobra. Komu odpowiada heroic fantasy o ratowaniu wszystkiego, ale takie lekkie, a zarazem brutalne, gdzie bohater wybraniec, mocni wrogowie i ładne kobiety, może śmiało poznać.


 


Co tu dużo mówić, twórcy tej serii nie bawią się w odkrywanie nowych fantastycznych lądów, chcą się po prostu dobrze bawić odtwarzając motywy, które doskonale znają i ta zabawa udziela się nam. Tak to wygląda. czy to źle? Nie, bo nawet jeśli nie znajdujemy tutaj nic nowego, całość czyta się lekko i przyjemnie. Sprawnie napisana rzecz, z dobrą akcją i sporą dozą uroku. Bardziej to takie męskie fantasy – czego innego spodziewać się po tym scenarzyście, prawda? – ale tak naprawdę nie ma to znaczenia, bo kto gatunek lubi, znajdzie coś dla siebie.



Tylko trochę szkoda, że szata graficzna to jednak nie drugi „Lanfeust”, bo niezła jest, ale… No trochę niewprawna mam wrażenie, trochę czasem coś tu zgrzyta, nie do końca wpada mi w oko, ale i nie jest zła. Po prostu liczyłem na coś lepszego, acz chociaż i tu co prawda nie ma żadnego novum, takie ilustracje zawsze nieźle się sprawdzają i pasują, nawet jeśli nie zawsze są jakieś super. Super za to jest wydanie, a całość warto polecić. Oczywiście „Lasy Opalu” to zaledwie pierwszy tom. 


DC Deluxe Catwoman. Rzymskie wakacje Tim Sale Jeph Loeb

       „ Catwoman: Rzymskie wakacje ” to osobna, sześcioczęściowa miniseria wydana pierwotnie w latach 2004–2005, będąca spin-offem kultoweg...