Niezły, doceniony scenarzysta plus polski rysownik, razem w horrorze. Czyli coś, co rodzimych miłośników grozy na pewno zaciekawi. Czy jest to jakaś super seria? Nie, ale dostarcza niezłej rozrywki. Choć inni nasi rodacy za wielką wodą, jak Kudrański w „Spawnie” czy Pawlak w „Toshiro” poradzili sobie lepiej i zaserwowali lepsze rzeczy, niż Kowalski. Ale to już inna bajka.
Ten horror sprawi, że będziecie się bali chodzić po zmroku! W zapomnianych zaułkach Nowego Jorku stwory ciemności polują na ludzi, których społeczeństwo zostawiło własnemu losowi. Vin Spencer wyleciał ze studiów i teraz kroczy przez życie w otępieniu wywołanym przez imprezy i narkotyki. Pewnej strasznej nocy spotyka włóczęgę toczącego brawurową wojnę z ośmionogimi monstrami czającymi się w mrokach wielkiego miasta. Czy teraz także dla Vina rozpoczną się łowy na potwory? Fabularnie rzecz, jak to horror, jak to taka tematyka, prezentuje prostą, niewymagającą opowieść. Czerpie w tym coś z miejskiej legendy, nie stawia jednak na mrok, klimat i niepokój, nastrój grozy nie interesuje tu twórców tak bardzo, jak iście filmowa akcja. Ale nie zmienia to faktu, że album czyta się całkiem przyjemnie. Właściwie to płynie się przez niego, bo dialogów jest tu w zasadzie niewiele, a wszystko starają się opowiadać obrazy.
No i te obrazy też są niezłe, ale… Ja z Kowalskim mam taki problem, że nieważne co robi w Stanach, ma to momenty, ale nie kupuje mnie jako całość. Uwielbiałem go, jak w prostszy, ale skuteczniejszy sposób rysował swoje rzeczy pokroju serii „Gail” (taki stary jestem, że pamiętam jak debiutował…), ale kiedy zaczął dla amerykańskich wydawców, jakby stracił część swojego charakteru, uroku i talentu, więc nie ważne, czy robi „Batmana”, „Hulka” czy takie rzeczy, jak tutaj, czegoś mi brakuje. Może za dużo tu typowo amerykańskiego, komputerowego koloru? Może za wiele uproszczeń i pośpiechu? Nie jest źle, ale mogłoby być o wiele lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz